PolskaTren dla Hamleta Kamińskiego

Tren dla Hamleta Kamińskiego

Dni, a może nawet godziny, szefa CBA Mariusza Kamińskiego są policzone. I cokolwiek ustalą komisje śledcze, dla prawicy będzie świętym, dla innych – zbrojnym ramieniem PiS.

Jak na szefa specsłużby Mariusz Kamiński ma nietypową słabość. Jego czułym punktem jest poezja, a dokładniej jeden poeta – Zbigniew Herbert. Jego znajomi tłumaczą, że to normalne, bo oni – dzieci solidarnościowej rewolucji – wszyscy tak mają. Jak na rozkaz potrafią deklamować „Przesłanie Pana Cogito”: „Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch”. Kamiński woli jednak wiersz „Tren Fortynbrasa”. Podobno nawet specjalizuje się w jego analizie. To znamienne, że wybrał akurat ten utwór, bo pasuje do niego jak ulał. Zwłaszcza środkowy fragment: „Tak czy owak musiałeś zginąć Hamlecie nie byłeś do życia wierzyłeś w kryształowe pojęcia a nie glinę ludzką żyłeś ciągłymi skurczami jak we śnie łowiłeś chimery”.

Pogrzeb mieć będziesz żołnierski, chociaż nie byłeś żołnierzem

Posłowie Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna i Paweł Graś to najbliżsi ludzie Donalda Tuska. Do polityki weszli przez Niezależne Zrzeszenie Studentów, które w połowie lat 80. reaktywował Kamiński. Mariusza zapamiętałem jako postać szlachetną – mówi poseł Graś. Razem z Grześkiem długo go broniliśmy, bo byliśmy przekonani, że to uczciwy idealista. Ale gdy trzy dni przed wyborami włączył się w kampanię wyborczą, okazało się, że to zwykły aparatczyk.

Graś nie zaprzecza, że usunięcie Kamińskiego z Centralnego Biura Antykorupcyjnego będzie jednym z pierwszych ruchów PO. Nierozstrzygnięty jest jeszcze problem, jak go odwołać, bo Kamiński, tworząc ustawę, dobrze się zabezpieczył przed takimi próbami. W myśl ustawy szef CBA może nie ukończyć czteroletniej kadencji z trzech powodów: własnej rezygnacji, choroby trwającej dłużej niż trzy miesiące albo śmierci. Liczyliśmy, że Mariusz honorowo poda się do dymisji, ale widać, że wziął na siebie rolę ostatniej reduty Prawa i Sprawiedliwości, więc ten wariant odpada – wyjaśnia poseł Graś.

Wszystko wskazuje więc na to, że Platforma pójdzie na skróty i będzie próbowała zmienić ustawę, powołując superurząd do walki z korupcją, który będzie zajmował się również prewencją i usuwaniem korupcyjnych mechanizmów. Stworzenie takiego urzędu byłoby sposobem zarówno na walkę z korupcją, jak i na usunięcie Kamińskiego. Na czele tej instytucji miałaby stanąć Julia Pitera. I to kolejny hamletowski zwrot akcji w życiu Mariusza Kamińskiego, bo 10 lat temu właśnie z Piterą ramię w ramię działali w Lidze Republikańskiej. Prezydent Lech Kaczyński zapowiada, że o szefa CBA stoczy wojnę, ale nawet Kamiński wie, że polegnie. Pytanie tylko, w jakim stylu. Sam tłumaczyć się nie zamierza i odmawia rozmowy z „Przekrojem”, twierdząc, że szef służby musi stać w cieniu. Gdyby trzymał się tej zasady w czasie kampanii wyborczej, to pewnie taka rozmowa nie byłaby potrzebna.

Jak zauważyłeś słusznie, Dania jest więzieniem

Z Rybna pod Sochaczewem do Warszawy jest nieco ponad 60 kilometrów. Ale tak naprawdę to dwa inne światy. Przy czym w jednym z nich czas się zatrzymał. W Sochaczewie nadal jest cmentarz żołnierzy radzieckich, na którym 14‑letni Mariusz Kamiński nabazgrał „Katyń pomścimy”. A w liceum imienia Fryderyka Chopina dyrektorem nadal jest Mirosław Szczepanowski, który – jak wynika z opowieści Kamińskiego – wyrzucił go ze szkoły z wilczym biletem.

To był bardzo trudny uczeń, nie tylko pod względem zachowania, ale i ocen – mówi dyrektor Szczepanowski. Wyróżniał się tylko z historii. Po interwencji milicji, która raportowała o jego udziale w manifestacjach, odbywałem z nim i jego rodzicami rozmowy wychowawcze, ale nikt go ze szkoły nie wyrzucał – zapewnia.

Kamiński pewnego dnia przestał sie tam pojawiać. Później okazało się, że uczy się w liceum w Warszawie. Zmiana miejsca zamieszkania miała go chronić – za udział w nielegalnej manifestacji i obrazę funkcjonariusza MO dostał rok poprawczaka w zawieszeniu. Funkcjonariuszowi nie spodobało się, że Kamiński określił go mianem „gestapowca”. 14 lat później, 4 czerwca 1993 roku – w pierwszą rocznicę upadku rządu Jana Olszewskiego – Kamiński znów będzie skandował „Gestapo! Gestapo!”. Tylko tym razem do policjantów w wolnej Polsce, którzy rozbijali marsz na Belweder prowadzony przez Kaczyńskiego i Macierewicza.

To będą moje manewry przed objęciem władzy

Mariusz i ja zaczynaliśmy studia w 1984 roku – opowiada Andrzej Anusz, kolega z roku (historia na Uniwersytecie Warszawskim) i późniejszy polityk PC i AWS. Obaj szukaliśmy dojść do mitycznego Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Ale szybko okazało się, że poza nazwą organizacja właściwie nie przetrwała, więc zaczęliśmy tworzyć ją od nowa – wspomina. W wakacje jeździli razem zbierać porzeczki, ale pod względem temperamentu i poglądów różnili się diametralnie. Mariuszowi imponowały bojówki PPS, konspira, walka, najlepiej na ulicy – zdradza Anusz. W 1988 roku Kamiński namawia do ujawnienia NZS. Dziesięć osób decyduje się podać swe nazwiska. Oprócz Kamińskiego, Anusza, Andrzeja Papierza i Pawła Lisickiego ujawnia się jedna kobieta – Anna Gosiewska.

To było romantyczne– mówi ich koleżanka z tamtych lat. Anka i Mariusz byli parą. Zdaje się, że ona była już w ciąży, bo wpadli. Mimo to zaryzykowali i się ujawnili. Pomysł był strzałem w dziesiątkę. Do NZS tego dnia zapisało się 899 studentów. Organizacja była tak silna, że gdy na teren uniwersytetu zapuścił się patrol MO, Kamiński z kolegami wyprowadzili milicjantów. Problemy zaczęły się, kiedy kończył się okres walki, a zaczynał czas kompromisów. Mariusz nie miał tego słowa w słowniku. Ja dla dobra sprawy potrafiłem iść na spotkanie z rektorem, on nie– wspomina Andrzej Anusz.

Kiedy ogląda się zdjęcia z połowy lat 80., łatwo rozpoznać na nich Kamińskiego. Co prawda nosi takie same szare i workowate ubrania jak pozostali, ale jest uśmiechnięty. Na tych z lat 90. już się nie uśmiecha. Myślę, że za komuny było mu łatwiej. Miał jasno określonego wroga – mówi kolega Kamińskiego ze studiów. Po 1989 roku długo sprawiał wrażenie zagubionego.

Wybrałeś część łatwiejszą, efektywny sztych

Wolna Polska musiała być wielkim rozczarowaniem dla takiego człowieka jak Mariusz Kamiński. Fatalny początek nastąpił już przy Okrągłym Stole. Co prawda Lech Wałęsa zapewniał, że każdy stół ma cztery nogi i tą czwartą jest właśnie NZS, ale ich postulaty zmarginalizowano tak, że mimo zaproszenia nikt z NZS nie zdecydował się wystąpić w telewizji podczas podpisywania porozumienia. Według niego to miała być rewolucja, a wyszedł ledwie przewrót. Myśmy zaczęli robić kariery, a on znikł – wspomina Anna Smółka, która na trzecim roku studiów została szefową Izby Wydawców Prasy. Gdy inni stawali się trybami kapitalistycznej Polski, Mariusz Kamiński zrywał na czarno warzywa w holenderskich szklarniach.

Kiedy wrócił, zaczął szukać miejsca dla siebie. W 1990 roku uznał razem z kilkoma kolegami z NZS, że najlepiej będzie służyć ojczyźnie w Urzędzie Ochrony Państwa. Dostać się tam to był koszmar, bo pomimo weryfikacji kadrami dalej rządziła stara gwardia. Najpierw niesłusznie odwalali mi wszystkich chętnych na testach psychologicznych. A kiedy ich na tym nakryłem, potrafili mi wmawiać, że kandydat się nie nadaje, bo nie ma oka. Liczyli na to, że tego nie sprawdzę – wspomina Piotr Niemczyk, który był wtedy szefem w Biurze Analiz i Informacji. Jednak do jego biura Kamiński nie chciał iść. Uparł się, że zostanie agentem kontrwywiadu. Jego koledzy myśleli strategicznie i szli do mnie, a później przeskakiwali na przykład do kontrwywiadu – mówi Niemczyk. Procedura ciągnęła się miesiącami. Ostatecznie kandydaturę Kamińskiego odrzucono pod pretekstem nieskończenia przez niego studiów, bo pracę magisterską obronił dopiero w 1995 roku. Ale według Krzysztofa Kozłowskiego, pierwszego szefa Urzędu Ochrony Państwa,
Kamiński nie przeszedł selekcyjnego sita z innego powodu. Ten rodzaj psychiki należy bezwzględnie eliminować ze służb – tłumaczy enigmatycznie.

Znajomi wspominają, że Kamiński ciężko przeżył to niepowodzenie. Okazało się, że w UOP jest miejsce dla pułkownika Lesiaka, a nie ma dla takiego opozycjonisty. Wcale się nie zdziwiłem, kiedy trzy lata później spotkałem go, jak kleił plakaty z napisem „Wałęsa=Bolek” – wspomina jeden z kolegów. Po odmowie ze strony UOP Mariusz Kamiński pracował przez kilka miesięcy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, które podlegało Kancelarii Prezydenta Wałęsy kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy Wałęsa pozbył się ze swojego otoczenia braci Kaczyńskich, odszedł i Kamiński. W 1992 roku poszedł do nowo tworzonej służby – Głównej Inspekcji Celnej. Zamiast satysfakcji dostał tam kolejną pigułę frustracji, bo lewe papierosy, które łapali na granicy, później jakoś wyciekały z magazynów i znów wpadały w ich ręce. Kiedy prezesem Głównego Urzędu Ceł został Ireneusz Sekuła, ich praca stała się farsą i – co gorsza – mieli tego świadomość – opowiada bliski znajomy Kamińskiego.

W 1993 roku Kamiński postanawia na własną rękę ratować tonącą ojczyznę. Razem z kilkoma kolegami z NZS zakłada Ligę Republikańską. Stowarzyszenie nie miało najlepszej prasy, wielu osobom kojarzyło się z dekomunizacją za wszelką cenę, choćby na ulicznych latarniach.

Trzeba wziąć miasto za gardło i wstrząsnąć nim trochę

W połowie lat 90. Kamiński uchodził za archetyp narodowca. Jego dawnych znajomych to bawiło, bo bardziej kojarzyli go jako niewierzącego lewaka z niepoukładanym życiem osobistym niż czytelnika dzieł Dmowskiego. Ale dla wielu był przekonujący. Karolina Wichowska przyłączyła się do Ligi Republikańskiej w wieku 14 lat: Zaprosili mnie na spotkanie i wzięłam udział w kilku akcjach. Podobało mi się, że Mariusz jest ideowy i konsekwentny w tym, co robi – mówi.

Liga powstała w 1993 roku, ale skrzydła rozwinęła dwa lata później, kiedy Aleksander Kwaśniewski został prezydentem. Wróciły hasła z czasów NZS: „Precz z komuną”, tylko zamiast „UB‑ecja” krzyczeli „UD-ecja”. Kamiński był w swoim żywiole. Jego ludzie pod pretekstem wycieczki do Sejmu rozrzucili na sali obrad ulotki „SLD=KGB”. Dzięki Lidze Biuro Ochrony Rządu musiało chodzić za SLD-owskimi ministrami z parasolami niezależnie od pogody, bo obrzucanie jajami było numerem popisowym ligowców.

Liga ze stowarzyszenia kilku fascynatów urosła do znaczącej siły politycznej z oddziałami w największych miastach. Kamiński, wypalając kartony papierosów, jeździł po Polsce na spotkania z działaczami. Czasu mu nie brakowało, bo biuro kontroli TVP, w którym wtedy pracował, w 1996 roku właściwie przestało działać: To była ta sama sytuacja co w GIC. Do pracy przyjmował nas Wiesiek Walendziak. Ale później przyszedł Ryszard Miazek, który się nas panicznie bał, i przestał zlecać jakiekolwiek kontrole. Siedzieliśmy w pracy, paliliśmy papierosy i graliśmy w karty, zanim nas nie pozwalniali– wspomina jeden z byłych pracowników biura. Liga tak dała się we znaki SLD, że w czasie kompletowania Akcji Wyborczej Solidarność Kamińskiemu zaproponowano start w wyborach. Przyjęcie propozycji było początkiem końca Ligi. Tłumaczyliśmy, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Że jeśli chcemy zachować czystość, nie możemy iść w politykę, ale pomimo negatywnych głosów Mariusz dał się namówić – opowiada jeden z działaczy Ligi.
Na sejmowej mównicy pojawiał się rzadko. Ożywiał się, kiedy pojawiała się kwestia lustracji albo czeczeńskich uchodźców, którym wiele pomógł.

Im bardziej AWS kompromitowała się w oczach wyborców, tym częściej Kamiński krytykował własną formację, ale mandatu nie złożył. Na początku argumentem za zostaniem mogło być przepchnięcie przez Sejm ustawy dekomunizacyjnej. Napisana na zamówienie Ligi ustawa, która zakazywała byłym funkcyjnym działaczom PZPR udziału w życiu publicznym na 10 lat, przepadła w Sejmie z kretesem.

Kamińskiemu nie najlepiej wiodło się też w życiu prywatnym. Po wielu perturbacjach pod koniec 2000 roku rozpadło się jego małżeństwo. Dom w Falenicy, który miał na spółkę z żoną, trzeba było sprzedać. Wtedy Kamiński wynajął kawalerkę._ Żył jak mnich. Poza kilkoma meblami i stertą książek nic tam nie miał_ – opowiada jedna z jego koleżanek. Nawet samochodu, bo nigdy nie zrobił prawa jazdy– dodaje.

Lecz czymże jest śmierć bohaterska wobec wiecznego czuwania

Wiesław Johann, były sędzia Trybunału Konstytucyjnego, zna Mariusza Kamińskiego od ponad 12 lat. To wzór uczciwości. Ręczę za niego jak za własnego syna. Ale jako konstytucjonalista muszę przyznać, że projekt ustawy o CBA, który mi pokazano, nie zrobił na mnie dobrego wrażenia– tłumaczy sędzia.

Część znajomych Kamińskiego żartowała, że będą pierwszymi zatrzymanymi przez CBA, bo jak przystało na ideowca, Mariusz zacznie oczyszczanie środowiska od najbliższego otoczenia. Kamiński zapowiadał wendetę przeciw korupcji na styku z polityką. Nie pozwolimy, aby Polska była republiką bananową – grzmiał w Sejmie podczas powoływania CBA. Po pierwszej konferencji prasowej okazało się, że Biuro ma jasne cele. Ogłoszono nawet listę osób, którym CBA się przyjrzy. Kiedy usłyszałam, że mówi publicznie, że będzie ścigał Krauzego, Kulczyka, Gudzowatego i innych oligarchów, włos mi się zjeżył na głowie. Takie rzeczy się robi po cichu, a nie ogłasza na konferencji. Trudno to nazwać profesjonalnym zagraniem. A szkoda, bo to z gruntu uczciwy człowiek i miał szansę oczyścić to bagno. Ale dał się wciągnąć w polityczną grę i pogrążył tym samym siebie oraz urząd– mówi Kinga Chałacińska, która razem z Kamińskim walczyła z komuną w NZS. Dopóki do CBA nie wejdzie kontrola, nie uzyskamy odpowiedzi na pytanie, czy byłą
posłankę PO Beatę Sawicką wytypowano i rozpracowano jako – jak twierdzi PO – najsłabsze ogniwo opozycyjnej partii. Jeśli funkcjonariusze CBA nie udowodnią ponad wszelką wątpliwość, że wcześniej brała łapówki, to myśliwy stanie się zwierzyną, bo akcja może być zakwalifikowana nie jako policyjna prowokacja, ale podżeganie do popełnienia przestępstwa – mówi mecenas Wojciech Brochwicz, który broni Janusza Kaczmarka, kolejnego zatrzymanego przez CBA.

Marcin Meller, teraz redaktor naczelny „Playboya”-, z Mariuszem Kamińskim ostatni raz rozmawiał 10 lat temu, choć w czasach NZS Mariusz był jego idolem. To jakiś upiorny chichot historii, że facet, który pół życia poświęcił na walkę z ubecją, teraz schodzi ze sceny w aurze człowieka stosującego ubeckie metody, podstawiającego komuś kochanka, żeby łatwiej było go rozpracować– mówi Meller. Co trzeba w życiu przeżyć, żeby zatoczyć takie koło?

*śródtytuły są fragmentami wiersza „Tren Fortynbrasa” Zbigniewa Herberta

Juliusz Ćwieluch

To trzeba wyjaśnić w działaniach CBA:

- Czy zafałszowanie urzędowych dokumentów dotyczących odrolnienia ziemi na Mazurach nie było przekroczeniem kompetencji i złamaniem prawa.
- Czy afera gruntowa była polowaniem na łapówkarzy, czy intrygą wymierzoną w Andrzeja Leppera.
- Czy zatrzymanie Tadeusza M. i Krzysztofa S., współpracowników ministra Tomasza Lipca, przed sugerowanym przez prokuraturę podzieleniem się z nim łapówką było przypadkiem, czy świadomym unikaniem skandalu w rządowych szeregach przed wyborami.
- Czy funkcjonariusz CBA, jak sugerowała posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Sawicka, zdobył jej zaufanie poprzez wejście w intymne relacje z nią.
- Czy operacja przeciw posłance Sawickiej może być zakwalifikowana jako prowokacja policyjna, czy podżeganie do przestępstwa.
- Czy ujawnienie materiałów operacyjnych z rozpracowywania posłanki Sawickiej na konferencji prasowej krótko przed wyborami nie było złamaniem zasady apolityczności CBA.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kamińskicbapis
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)