Transfery polityków mogą mieć wpływ na niezdecydowanych
Transfery polityków między partiami mogą mieć wpływ tylko na niezdecydowanych wyborców. Służą też konsolidacji partii wokół jej lidera - uważa dr Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
12.09.2007 | aktual.: 12.09.2007 15:04
W środę decyzję o starcie z listy PO do Sejmu ogłosił były szef MON w rządzie PiS Radosław Sikorski. Kandydatem PO do Sejmu będzie także dotychczasowy poseł PiS Antoni Mężydło. PO namawia również marszałka senatu Bogdana Borusewicza, by kandydował z jej listy do Sejmu. Sam Borusewicz ujawnił, że ma także propozycję startu w wyborach od PiS. PiS chce ponadto, by na jej listach startował jeden z założycieli PO, obecnie niezależny senator Maciej Płażyński.
Dla dzisiejszych wyborców PiS lub Platformy takie transfery mają niewielkie znaczenie - ocenił Migalski. Według niego, jest to spowodowane tym, że są to osoby z drugiego planu tych partii.
W ocenie politologa, transfery mogą mieć wpływ na decyzję wyborców niezdecydowanych. Zaznaczył przy tym, że to właśnie ta grupa zdecyduje, kto zwycięży w wyborach. Jeżeli nie wiedzą, na kogo głosować, to są podatni na bodźce, które mogą przesunąć ich sympatie albo w prawo, albo w lewo- powiedział Migalski.
Ponadto - jak mówił ekspert - sympatię niezdecydowanych pozyskają ci, których będzie najwięcej widać w kampanii wyborczej. To są wyborcy, którzy w ostatniej chwili podejmują decyzję i wiadomo, że będą się kierować ostatnim wrażeniem, częstotliwością pokazywania jakichś reklamówek - powiedział Migalski.
Jego zdaniem, przejścia polityków z jednej partii lub listy wyborczej do innej są naturalne, a z punktu widzenia partii lepiej, że dochodzi do nich przed wyborami.
Zwrócił uwagę, że partia zwycięska może być mocno "nadreprezentowana" w Sejmie i przy trzydziestokilku procentowym poparciu może objąć ok. 40% mandatów. Wówczas partia taka może zawiązać koalicję z niewielkim ugrupowaniem i dążyć do przeciągnięcia na swoją stronę kilku-kilkudziesięciu posłów od konkurencji.
Z tego punktu widzenia - zdaniem Migalskiego - lepiej dla partii, by osoby "niepewne" odeszły przed wyborami, bo ich miejsce zajmą ludzie bardziej lojalni, którzy - jak ocenił - będą wiedzieć, że swoje miejsce zawdzięczają prezesowi swojej partii.
Z drugiej strony partia, która pozyskała polityka związanego z innym ugrupowaniem, również może liczyć na jego lojalność. Jak mówi Migalski, secesjoniści w swojej macierzystej partii są traktowani jak zdrajcy.