PolskaTragiczna śmierć nastolatki. Czy Weronika odebrała sobie życie?

Tragiczna śmierć nastolatki. Czy Weronika odebrała sobie życie?

- Kiedy do niej dobiegłem, jeszcze żyła. Wołała pomocy, a ja trzymałem ją za rękę. To wspomnienie to najgorszy koszmar - mówi Jan Rychwalski, ojciec nastoletniej Weroniki, która zginęła pod kołami tira. Po tej tragedii pojawiły się pogłoski, że było to samobójstwo. Dziewczyna miała nie wytrzymać presji nauczycieli.

- Oddaliśmy im dziecko zdrowe, zdolne, pełne życia i planów. A oni je zmarnowali - mówi matka gimnazjalistki, Barbara Rychwalska. 14 maja tego roku, po lekcjach, jej nastoletnia córka zdenerwowana wybiegła ze szkoły.

- Tego feralnego dnia martwiłem się o nią i przyjechałem pod szkołę. Usłyszałem, że miała wypadek - wspomina ojciec dziewczyny. Według świadków, Weronika przepuściła dwa auta, po czym gwałtownie odwróciła się i wpadła pod przejeżdżającego tira. Początkowo śledczy prowadzili jedynie sprawę śmiertelnego wypadku, jednak z czasem zaczęli również badać, czy ktoś nakłaniał nastolatkę do samobójstwa. - Byłoby nam lżej żyć z myślą, że to był nieszczęśliwy wypadek - mówi Jan Rychwalski. Ale od razu dodaje: - Mam ogromny żal do szkoły.

Weronika działała w samorządzie szkolnym, była prymuską, laureatką wielu olimpiad i konkursów. Mimo to jej kontakty z wychowawcą, nauczycielem matematyki, informatyki, techniki i geografii, układały się źle.

- Ciągle czegoś się czepiał. Miał stale zastrzeżenia, nawet o najmniejsze sprawy. Mówił takie rzeczy, że uczniów trzeba karać, bo inaczej skończą w więzieniu. I nie było z nim rozmowy - relacjonuje matka dziewczyny. Sytuacja przerodziła się w otwarty konflikt, kiedy wychowawca wszedł na zamknięty profil klasy na Facebooku. Uczniowie wyśmiewali się tam z niego, przerabiali zdjęcia i umieszczali karykatury. Administratorką profilu była Weronika. Rozpętała się afera.

- Zostaliśmy wezwani do szkoły. Na spotkaniu byli pani dyrektor, pani pedagog oraz wychowawca. Mówili, że to cyberprzestępstwo, że oddadzą sprawę na policję, a ta zapewne do sądu - relacjonuje matka Wiktorii. Z uczniami rozmawiał również szkolny pedagog. Weronika po tej rozmowie wysłała SMS-a o treści: "Będę miała kuratora". - Możliwe, że po tej całej awanturze bała się, że nie trafi do szkoły, do której bardzo chciała iść. A marzyła, żeby być lekarzem - mówi jej kolega z klasy.

Przedstawiciele szkoły nie chcieli rozmawiać z reporterką UWAGI! - Jeżeli będziemy przesłuchiwani, to przez policję i prokuraturę - oświadczyła szkolna psycholog. - Nie będę udzielała żadnych wywiadów. Jestem w ogromnym szoku po tej tragedii - powiedziała.

Być może strach przed kontaktem z mediami wynika z tego, że już w przeszłości w szkole dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Kilka lat temu na stronie internetowej szkoły pojawił się m.in. wpis na temat nauczyciela. "Pan Tomek jest taki fajny, ale dalej bez dziewczyny, chyba to nie jest stuprocentowy mężczyzna" - napisali uczniowie. Mimo że nastolatkowie publicznie przyznali się do wpisów i zostali ukarani, dyrektorka skierowała sprawę do sądu. Uczniowie przeżyli ogromny stres. - Pani dyrektor nie powinna załatwiać wszystkiego tak służbowo, tylko podejść do uczniów z sercem - komentuje dziś matka absolwentki gimnazjum w Popielawach, Małgorzata Kot.

Na tym nie koniec. Pięć lat temu do łódzkiego kuratorium trafiła skarga na Tomasza D. Rodzice jednej z uczennic gimnazjum w Popielawach zarzucili mu, że uporczywie nęka i dręczy ich córkę. Nauczyciel pisał do dziewczynki po lekcjach, dyskredytował w oczach kolegów, odwiedził nawet jej proboszcza. W wyniku napięcia i nacisków nastolatka w czasie jego lekcji zemdlała i na ponad tydzień trafiła do szpitala. - Trzęsłam się, jak wchodziłam do niego na lekcje - wspomina dziewczyna i opisuje, jak wyglądały "burzliwe" - jak to określa - rozmowy nauczyciela z jej matką. - Nawet ją pooszarpywał. Powiedział do niej "spadaj", co też zostało zbagatelizowane przez panią dyrektor - mówi dziewczyna.

Psycholog ocenił, że jej zaburzenia były wynikiem stresu i presji ze strony nauczyciela wobec dziecka, które nie potrafiło się bronić. Kuratorium ukarało pedagoga zwolnieniem z pracy, jednak okazało się, że kara zapadła zbyt późno, zarzuty przedawniły się i - mimo udowodnionej winy - nauczyciel nie poniósł żadnych konsekwencji i mógł pracować nadal.

- W tym czasie trwały wakacje, przeprowadzenie postępowania nie było proste - tłumaczy dziś dyrektorka wydziału strategii Kuratorium Oświaty w Łodzi, Elżbieta Modrzejewska. Jednocześnie stanowczo podkreśla, że "nadzór nad nauczycielem" sprawuje dyrektor szkoły.

Jak ustaliła UWAGA!, w ubiegłym roku dyrektorka gimnazjum pozytywnie oceniła pracę Tomasza D., co pozwoliło mu na kolejny awans zawodowy. Z reporterką pani dyrektor nie chciała rozmawiać. Wezwała nawet policję, po czym wybiegła ze szkoły tylnym wyjściem. Do rady rodziców działającej przy gimnazjum w Popielawach zaczęły docierać kolejne niepokojące sygnały na temat tego nauczyciela. Rodzice postanowili o całej sytuacji poinformować Rzecznika Praw Dziecka, kuratorium oraz władze gminy. Żądają zawieszenia dyrektorki szkoły, wychowawcy Weroniki oraz szkolnej pedagog.

Kuratorium Oświaty w Łodzi wszczęło postępowanie dyscyplinarne przeciwko pani dyrektor. Tomasz D. przebywa na zwolnieniu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (45)