Tragedia w Jordanowie. Rodzina i znajomi zabrali głos
W jednym z domów w Jordanowie, w woj. małopolskim znaleziono dwóch nieprzytomnych nastolatków. Nie udało się ich uratować. Głos zabrali ich koledzy i rodzina.
05.08.2023 09:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do makabrycznego odkrycia doszło w czwartek. Jak przekazał nam oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Suchej Beskidzkiej asp. szt. Wojciech Copija, w jednym z domów w Jordanowie znaleziono dwóch mężczyzn. Jeden z nich nie dawał oznak życiowych. Drugiemu nieprzytomnemu natychmiast udzielono pomocy.
Tragedia w Jordanowie. Prokuratura ujawnia
Niestety obaj zmarli. Mieli 18 i 19 lat. Jak przekazuje Prokuratura Okręgowa w Krakowie, na obecnym etapie postępowania wiadomo, że zespół ratownictwa medycznego został powiadomiony przez rodzinę młodszego z mężczyzn.
Ujawniono, że w pokoju, w którym zostali znalezieni mężczyźni, były liczne blistry po lekach. Według uzyskanych informacji mężczyźni kupowali przez internet, a następnie zażywali leki psychoaktywne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Znajomi i rodzina nastolatków zabrali głos po tragedii. W rozmowach z "Gazetą Wyborczą" mieszkańcy mówią nieoficjalnie o zażywaniu także narkotyków bądź dopalaczy, choć policja tego nie potwierdza.
Wujek chłopca zabrał głos
Wujek jednego ze zmarłych chłopców, z którym rozmawiali dziennikarze, powiedział, że gdy doszło do dramatu, ojciec nastolatka był na wyjeździe. Do Jordanowa wrócił nocą, po telefonie od policji. - To był syn mojego brata. Jesteśmy wstrząśnięci, nadal do nas to nie dociera - mówi. Pytany o to, czy przyczyną mogą być narkotyki, odpowiada, że być może, ale nie wie.
Wskazuje, że w Jordanowie nie ma co robić, nie ma miejsc dla młodzieży. - I potem ci młodzi szukają dla siebie zakamarków i zajmują się nie tym, czym powinni - dodaje.
Sąsiedzi opowiadają, że rodzina jednego z chłopców wprowadziła się tu ok. 2 lata temu, a ten dom miał być "startem na lepszą przyszłość".
Źródło: PAP/Gazeta Wyborcza/WP