PolskaTraczyk-Stawska o Marszu Niepodległości: "Marsz ludzi, którzy szukają wrogów, sieją nienawiść i niszczą Warszawę"

Traczyk-Stawska o Marszu Niepodległości: "Marsz ludzi, którzy szukają wrogów, sieją nienawiść i niszczą Warszawę"

- Moje pokolenie, odchodząc, nie może pójść w marszu radości, przyjaźni i szczęścia z tego, że jesteśmy znów wolnym narodem i mamy swoje państwo. Przed nami marsz pełen nienawiści do urojonych wrogów – mówi Wanda Traczyk-Stawska w rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski. Marsz Niepodległości ma w tym roku status uroczystości państwowych. Aktywistki, które legalnie zarejestrowały zgromadzenie na tej samej trasie, odwołały wydarzenie ze względów bezpieczeństwa.

 " To jest marsz ludzi, którzy szukają wrogów, sieją nienawiść i niszczą Warszawę" - mówi o marszu niepodległości Wanda Traczyk-Stawska
" To jest marsz ludzi, którzy szukają wrogów, sieją nienawiść i niszczą Warszawę" - mówi o marszu niepodległości Wanda Traczyk-Stawska
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Marcin Obara
Patryk Michalski

Patryk Michalski, Wirtualna Polska: Marsz Niepodległości ma w tym roku status uroczystości państwowych. Nad organizacją czuwa Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Wanda Traczyk-Stawska, uczestniczka powstania warszawskiego, laureatka nagrody warszawianka 2021 roku: Jestem tym bardzo zmartwiona, bo mam doświadczenie z ostatnich lat i wiem, jak ten marsz przebiega. To jest marsz ludzi, którzy szukają wrogów, sieją nienawiść i niszczą Warszawę. Nie wyobrażam sobie, żeby dalej można było tolerować takie marsze. To są ludzie, którzy odwołują się do Dmowskiego.

Często jest na ich sztandarach.

I to jest wielkie nieporozumienie. Ci, którzy ten marsz prowadzą, nie mogą się na Dmowskiego powoływać. On miał wprawdzie inne widzenie tego, jak ma wyglądać życie w naszym kraju, ale był to człowiek naprawdę szlachetny i mądry. To jest bardzo ważne, żebyśmy uznali ten marsz za szkodliwy, bo on nie wywołuje żadnej radości, wprost przeciwnie. Część tych ludzi niszczy Warszawę, inni są przede wszystkim nastawieni na walkę z niewidzialnym wrogiem. My – powstańcy warszawscy – pamiętamy marsze, które odbywały się niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

Jakie one były?

Pełne radości i najlepszych uczuć. Mieliśmy wdzięczność dla tych, którzy nam tę wolność wywalczyli. Byliśmy sobie bliscy, mimo że przez 123 lata Polska była rozdarta między okupantów i zniknęła z map świata. Niemiecka okupacja była najcięższa, bo to oni parli do wynarodowienia nas. Wie pan, że bili dzieci za to, że mówiły po polsku? My, powstańcy, jesteśmy świadomi, jak wielką rolę odegrali wówczas nasi nauczyciele.

To, że tacy jesteśmy, to nie dlatego, że tacy się urodziliśmy, ale tak wychowały nas nasze szkoły. Ci nauczyciele - mimo wszystko - potrafili scalić naród swoją wiedzą, postawą wobec dzieci, a także przez swoją własną postawę, która nie zmieniła się, kiedy w 1939 roku znów straciliśmy niepodległość. Lekcje były prowadzone, mimo że za komplety groziła nauczycielom kara śmierci, a co najmniej obóz koncentracyjny. To im należy się największa wdzięczność, bo nauczyciel jest jak artysta, który ma wizję i powinien uczyć dzieci samodzielnego myślenia.

A co pani myśli o tym, że to urząd ds. kombatantów wyciągnął rękę do Roberta Bąkiewicza, który organizuje Marsz Niepodległości?

Myślę, że my – starzy, odchodzący już, powstańcy – jesteśmy zrozpaczeni, że nie mamy żadnego wpływu na to, żeby naszym władzom wytłumaczyć i wyegzekwować to, że ten marsz ma być marszem radości i przyjaźni. Powinniśmy szukać przyjaciół na świecie, a nie wrogów. Jesteśmy przecież w Unii i bez jej wsparcia, czy wsparcia Ameryki, nie obronimy naszego kraju.

Przecież my graniczymy z Rosją, która przez całe wieki była agresywna i chciała nas wynarodowić. Tak samo jest teraz. Nie wierzę w to, że Łukaszenko sam wymyślił sposób na wojnę hybrydową i to, co dzieje się obecnie na naszej granicy. Jestem przekonana, że to jest inspiracja Putina. Tymczasem nie chcemy przyjmować pomocy, jakbyśmy byli mocarstwem.

Jak zamierza pani spędzić 11 listopada?

Chciałam wziąć udział w radosnym świętowaniu. Niestety, moje pokolenie, odchodząc, nie może pójść w marszu radości, przyjaźni i szczęścia, że jesteśmy znów wolnym narodem i mamy swoje państwo. Kiedy byliśmy dziećmi, czekaliśmy na 11 listopada prawie tak samo jak na Boże Narodzenie. To było wielkie, wspaniałe, radosne dla wszystkich widowisko.

Najpierw jechali powstańcy z 1863 roku, którzy byli już starzy i nie mogli iść o własnych siłach, później szło wojsko i – co najbardziej zapamiętałam – przepiękne konie, a na nich ułani z chorągiewkami. Dalej był ogromny tłum, który odbierał tę defiladę. Później trwała wielka wspólna zabawa i radość.

My mamy przed sobą marsz pełen nienawiści do urojonych wrogów. Marsz, który niszczy Warszawę. Warszawę, którą z takim trudem odbudowaliśmy. To marsz bez szacunku do drugiego człowieka, bez zrozumienia, że każdy obywatel Polski ma te same prawa, choć może mieć inne poglądy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1107)