Tomasz Wróblewski: 10 zasad jak napisać doskonały felieton lewicowy
- Rzecz jest prostsza niż większość zazdrośników, którym imponują telewizyjne występy i czerwone dywany, sądzi. Zastosuj tych kilka zasad, a i ty zostaniesz gwiazdą lewicowej publicystki – pisze Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny „Wprost”, dla Wirtualnej Polski.
13.09.2015 | aktual.: 25.07.2016 15:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Rzecz jest prostsza niż większość zazdrośników, którym imponują telewizyjne występy i czerwone dywany, sądzi. Zastosuj tych kilka zasad, a i ty zostaniesz gwiazdą lewicowej publicystki – pisze Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny „Wprost”, w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Pierwsza podstawowa zasada: osoba aspirująca do miana gwiazdy lewicowej publicystyki musi pamiętać, że felieton nie ujawnia nowych faktów i nikogo nie edukuje. Jeżeli nawet poucza, unika liczb i twardych danych. To mogłoby sugerować, że autor nie był pewien swoich przekonań i szukał dowodów na ich poparcie. Lewicowy felietonista nigdy nie ma wątpliwości. Tekst może być sarkastyczny, ale nie zabawny. Czytelnik nie może odnieść wrażenia, że autor jest śmieszny. Bycie lewicowcem to śmiertelnie poważna sprawa.
Zasada numer dwa:tekst ma budować wizerunek autora jako człowieka wyjątkowego. Szacownego i nieprzeciętnie dobrego, zatroskanego o innych. Nawet jeżeli troszczy się o swoje długi, czy boisko w szkole córki, to robi to z troski o wszystkie dzieci. Taki świecki święty. Czytelnik powinien czuć, że od samego czytania tekstu rozpiera go duma. Chłonie i z każdą linijką staje się lepszy od tych wszystkich, którzy myślą inaczej.
Zasada numer trzy: zawsze, ale to zawsze, należy się trzymać ogólnie obowiązujących poglądów mainstreamu, czyli głównego koryta myśli lewicowej. Środowisko zostawia niewielki, ale pewien margines błędu. Poczatkującym autorom nie radzę jednak eksperymentów, bo łatwo wylecieć za nawias, o czym przekonało się w przeszłości wielu wybitnych lewicowców z Ryszardem Bugajem na czele, który otrzymał zakaz publikacji w „Gazecie Wyborczej”. Żeby zwrócić na siebie uwagę, radzę na początek skupić się na dobieraniu odpowiedniej liczby drastycznych przymiotników. Nigdy, ale to nigdy, nie dajmy się złapać na tym, że ktoś przelicytuje nas przymiotnikami. Zawsze powinniście być gotowi i mieć ich w zanadrzu więcej niż ktoś, kto już wcześniej pisał na ten sam temat.
Uczmy się od najlepszych. W niedawnej debacie o imigrantach, trend został wytyczony przez nie byle kogo, bo red. zarządzającego „Gazety Wyborczej” Jarosława Kurskiego. On pierwszy napisał, że mu „Wstyd”. Wstyd mu było oczywiście za Polskę i jej niechęć do imigrantów. Tytuł obudował trzema mocnymi wyrażeniami przymiotnikowymi – „ksenofobiczny bluzg”, „moralny szalet”, „ludzie, tchórzliwie ukrywających swe nazwisko...”.
Zgodnie z zasadą, że każdy kolejny lewicowy felieton, choć ma mówić to samo, to ma to mówić dosadniej, red. Tomasz Lis w tytule swojego felietonu użył słowa „wstyd” aż dwa razy. Po prostu jeszcze więcej wstydu – „Wstyd, Polsko, wstyd”. Następnie red. Lis zwiększył natężenie przymiotnikowe pisząc – „Kompromitująca jest ostentacja i nonszalancja…” „ …Oto żałosny egoizm i nietolerancja”.
Redaktor Jacek Żakowski wystąpił jako trzeci i miał najtrudniejsze zadanie. Ale trafiło na człowieka, który jak mało kto zna swoją robotę: „…Nie tylko ksenofobiczną, rasistowską i islamofobiczną. Także - bez względu na kontekst - egoistyczną, samolubną, okrutną, tchórzliwą, agresywną i paranoiczną. Złą w niemal każdym wyobrażalnym sensie”. Żakowski wykonał Lisa do drugiej potęgi na znacznie mniejszej powierzchni. Mistrz.
Zasada numer cztery: jeżeli już postanowiliście zostać lewicowym felietonistą, pamiętajcie, żeby szybko ustanowić swój lewicowy autorytet. Piszcie tak, jak byście przewracali oczami. Albo jeszcze lepiej – piszcie przewracając oczami w poczuciu wewnętrznego zażenowania małością i ograniczeniem intelektualnym konserwatystów. Tak jakbyście słyszeli red. Paradowską: „No, to po prostu żałosne”, „To mnie śmieszy”. Kiedy macie wrażenie, że nie starcza argumentu, przewróćcie oczami dwa razy i dalej już mimochodem: „To mnie już nudzi”, „Po co my tu rozmawiamy o aferze podsłuchowej, skoro nikt nie widzi żadnej afery”.
Zasada numer pięć: lewicowy publicysta niechętnie odwołuje się do autorytetu, bo sam jest autorytetem, ale jeżeli już, to może sięgnąć po autorytet red. Wielowieyskiej – „Przecież wszyscy wiedzą, że to nieprawda…” „Wszyscy pamiętają”, „Wszyscy się zgadzają”.
Zasad numer sześć: każdy popularny argument, na który nie mamy kontrargumentu, zawsze możemy nazwać „populizmem”. Doktor Habilitowany Radosław Markowski stworzył z tego słowa istne arcydzieło, ba, napisał nawet pracę „Populizm a demokracja”. W dyskusji o jednomandatowych okręgach potrafił w jednym zdaniu kilka razy powtórzyć słowo „populizm”. I nie potrzebował już żadnego innego argumentu, by dowieść swojej tezy.
Zasada numer siedem: żeby dowieść swojej przewagi intelektualnej, zawsze możesz sięgnąć po zdrobnienia. I tak, red. Lis pisze: „zakładają szatki troski”, można też „przebierać nóżkami” i „wymachiwać rączką”. To pomaga zbudować ekstra dystans. Im mocniej uda się zdeprecjonować drugą stronę, tym więksi będziecie wydawali się waszemu czytelnikowi. A o to w końcu chodzi.
Zasada numer osiem: jeżeli już ustanowiliście swój autorytet i postawę godną piedestału lewicowca, możecie przystąpić do psychologizowania. Przedstawiania konserwatystów jako paranoików i niepewnych siebie ksenofobów. To nieodłączny element tego gatunku literackiego. Paweł Felis pisząc w „Gazecie Wyborczej” o krytycznych głosach pod adresem „Idy” Pawlikowskiego, zaczyna od tych, którym „Ida” się spodobała. Chodzi o tę część „która jest otwarta na świat i rozumie, na czym polega sztuka. No i nie ma kompleksów”. O osobach, którym film się nie podoba, czytamy : „część zawistna, ksenofobiczna, z którą nie chcę mieć nic wspólnego, będzie pewnie jeszcze bardziej wkurzona”. Klasyk.
Swego czasu miałem przyjemność rozmawiać z panią Kazimierą Szczuką. Nie pamiętam już jak zeszło na temat nierówności społecznych, ale pamiętam, że spotkanie skończyło się wykładem pani Kazimiery, że powinienem czytać więcej książek, które ona czyta i tam wyraźnie mądrzy ludzie mówią o tym, że kapitalizm się nie sprawdził. Następnego dnia, Pani Szczuka, osoba nader kulturalna, zadzwoniła i powiedziała, że może nie powinna tak mnie besztać, na co odpowiedziałem, że nie była to moja pierwsza rozmowa z lewicowym autorytetem i niczego innego po niej bym się nie spodziewał. Pani Kazimiera jak klasyczny przedstawiciel grupy, najpierw ustanowiła siebie autorytetem, a potem moje odrębne zdanie uznała po prostu za brak wykształcenia w dziedzinie ekonomii i międzynarodowej problematyki.
Zasada numer dziewięć: prezentując konserwatystów jako osoby zakompleksione i skrzywdzone przez los, trzeba bardzo uważać, by nie wdepnąć na kruchy lód litości nad słabszymi. Red. Ewa Wanat o dzieciach państwa Elbanowskich powiedziała, że są „nierozgarnięte” i źle się to skończyło. Tak więc początkującym autorom radzę ograniczać się do kilku sprawdzonych fraz i sformułowań, które pomogą czytelnikowi z wizualizacją mrocznej postaci konserwatysty i nigdy nie pozwolą na cień litości. Dlatego konserwatyści, czyli „wystraszeni zmian i lepszego świata, zakompleksieni ludzie”, powinni dodatkowo występować w kontekście pejoratywnych przymiotników i zwrotów: „małostkowy”, „karzeł moralny”, „odrażający”, „mściwy”.
Zasada numer dziesięć: W przypadku konserwatystów ekonomicznych, najczęściej spotykamy się z przymiotnikami takimi jak „zaślepiony”, „śmiesznie uparty”, „naiwny neoliberał”. To tych kilka dobrodusznych, ale są też bardziej zdecydowane, często kierowane również pod adresem autora niniejszego poradnika – „tępy neoliberał” czy „kapitalistyczny zabobon”.
Dla zainteresowanych pisaniem antykapitalistycznych felietonów i poćwiczenia swojego kunsztu na mojej skromnej osobie, mam całą długą listę doskonałych wyrażeń przymiotnikowych.
Tomasz Wróblewski dla Wirtualnej Polski
*
Wkrótce w Wirtualnej Polsce felieton o tym, jak napisać doskonały felieton prawicowy.
*
Tomasz Wróblewski– redaktor naczelny tygodnika „Wprost”.