Tomasz Komenda wyszedł na wolność i zabiera głos. "Myślałem, że mnie tam zabiją, byłem bity. Mam żal do jednej osoby"
Jego dramat trwał 18 lat. W więzieniu był bity, próbował popełnić samobójstwo. Raz już wisiał, ale koledzy z celi go odcięli. W końcu wrócił do domu, gdzie ma swój pokój. Na obiad zjadł ulubione gołąbki, które zrobiła jego mama. W pierwszym wywiadzie po opuszczeniu więzienia mówi wprost: to był horror.
15.03.2018 | aktual.: 15.03.2018 21:10
Dokładnie 6540 dni. Tyle przesiedział Tomasz Komenda w zakładzie karnym. Wyszedł. Jeszcze nie do końa do niego to dotarło, ale cieszy się wolnościa. - Mam 42 lata, ja po prostu chce żyć. O, tych tutaj sklepów nie było - mówił zaskoczony podczas podróży z więzienia do domu. Dla niego to nowość. Przez 18 lat, które spędził w więzieniu, wiele się zmieniło. Jest optymistą, albo przynajmniej się stara.
- Urodziłem się po raz kolejny. Myślałem, że mnie tam zabiją. Mam żal do jednej osoby, do sąsiadki - powiedział w rozmowie z "Uwaga TVN". Dodał, że "bardzo dziękuje osobom, które przyczyniły się do tego, że jest już w domu".
"Raz już wisiałem, koledzy z celi mnie odcięli"
Pobyt w więzieniu z piętnem gwałciciela i mordercy to był dla niego horror. Przyznał, że próbował popełnić samobójstwo. - Raz już wisiałem, koledzy z celi mnie odcięli - zdradził. Dodał, że był bity przez innych osadzonych. Ale to już za nim.
- Jestem gotowy na wolność. Tych lat już nie wrócimy, ale jestem gotów. Gorzej być nie może - powiedział Tomasz Komenda.
Na pierwszy obiad, po wyjściu z zakładu karnego, zjadł gołąbki, które przygotowała jego mama. To dla niej trwał w więzieniu, była przy nim przez cały czas. - Tomuś ma swój pokój, położy się dzisiaj grzecznie spać. Przynajmniej mam taką nadzieję - powiedziała panie Teresa.
Pierwsza prośba do brata. "Kupcie mi telefon"
"Witaj w domu Tomek, po 6540 dniach" - tak przywitali go bliscy. - Udało się, daliśmy radę. Przez cały czas, kiedy przebywał w więzieniu, nie łamaliśmy się opłatkiem na święta. To był nasz znak protestu - dodał jego brat, Gerard. Przyznał, że musi go teraz nauczyć korzystać ze smartfona. Z kolei bratowa dodała, że Tomek miał być świadkiem na ślubie i ojcem chrzestnym ich dziecka.
Tomasz Komenda został w 2004 roku skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i zgwałcenie 15-latki. Karę odbywał w Zakładzie Karnym w Strzelinie. W końcu Sąd Okręgowy we Wrocławiu zdecydował, że może wyjść na wolność. Odsiedział 18 lat. Zdaniem prokuratury doszło do pomyłki sądowej, a skazany jest niewinny.
Wyrok jednak nadal obowiązuje, a skazanemu udzielono jedynie warunkowego zwolnienia na 10 lat.
- Nie przesądzam, jaka będzie decyzja Sądu Najwyższego, ale Tomasz Komenda ma szanse na uniewinnienie - mówił w uzasadnieniu sędzia Jerzy Nowiński. - Proszę nie wyciągać wniosków z tamtych procesów, że to była fala pomyłek. Mamy teraz zupełnie inne metody dowodowe. Zastanówmy się, co by było, gdyby sąd go wtedy uniewinnił. Wylałaby się na oskarżonego fala nienawiści, jak się teraz mówi - hejtu. Całe szczęście, że nie mamy kary śmierci - dodał.
Koszmar w sylwestrową noc
Nastolatka została zaatakowana w noc sylwestrową na przełomie 1996 i 1997 r. Znaleziono ją na posesji naprzeciwko dyskoteki. Małgorzata K. zmarła na skutek odniesionych ran i wychłodzenia organizmu. Z prośbą o ponowne zajęcie się sprawą zwrócili się w zeszłym roku do Zbigniewa Ziobry rodzice Małgorzaty K.
W końcu, w czerwcu 2017 roku, prokuratura poinformowała, że zatrzymano Ireneusza M. Postawiono mu już zarzuty zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa piętnastoletniej Małgorzaty K. Jest w areszcie.
- Rodzice Małgosi są załamani. Ich dramat rozpoczyna się na nowo - mówiła Wirtualnej Polsce mec. Ewa Szymecka, pełnomocnik rodziny zamordowanej.