Tomasz Janik: Wyczyny KRS i prezydenta Dudy, czyli po co nam prawo?
Prezydent Andrzej Duda powołał na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego niemal wszystkie osoby wybrane przez Krajową Radę Sądownictwa w niedawnym konkursie. Zrobił to wbrew postanowieniom Naczelnego Sądu Administracyjnego, wstrzymującym procedurę nominacyjną. Ręce opadają.
10.10.2018 | aktual.: 10.10.2018 13:22
Naczelny Sąd Administracyjny w uzasadnieniu jednego z postanowień wskazał, że "wstrzymanie wykonania uchwały […] zapobiegnie powstaniu nieodwracalnej sytuacji, w której nastąpi objęcie urzędu sędziego Sądu Najwyższego".
Pobożne życzenia. Dopóki rządzi obecna władza, nic niczemu nie zapobiegnie. Dla rządzących nie ma "sytuacji nieodwracalnych".
Panie prezydencie, przydałaby się odnowa
Usłyszeliśmy na konferencji prasowej przedstawicieli Kancelarii Prezydenta, że prezydent nie jest stroną postępowania odwoławczego od uchwał KRS, a same postanowienia NSA nie zostały mu doręczone. Ciekawe zatem, kto jest adresatem postanowień wstrzymujących procedurę powołaniową, skoro w procedurze tej uczestniczą już tylko Krajowa Rada Sądownictwa (przedkładająca prezydentowi swoje uchwały o rekomendacji kandydatów) i właśnie prezydent (powołujący ostatecznie sędziów).
Szumnie zapowiadane przywrócenie zaufania społecznego do wymiaru sprawiedliwości warto zacząć od siebie. Prezydent pokazał, jaki ma szacunek dla państwa i stanowionego przez nie prawa. Sądownictwo administracyjne (w tym przede wszystkim NSA) znajduje swoje oparcie w Konstytucji oraz ustawach ustrojowych. Prawo wstrzymania przez NSA wykonania uchwał KRS wynika również z ustaw stanowiących część polskiego porządku prawnego. A może ta część polskiego prawa po prostu "nie przyjęła się" w Kancelarii Prezydenta?
W okolicznościach, z jakimi mamy dziś do czynienia, człowiek zaczyna się zastanawiać, po co właściwie nam w Polsce prawo? Po co nam ustawy? Po co nam sądy? Parlament uchwala ustawy, sądy je stosują (tak jak NSA, gdy wstrzymał nominacje sędziów SN), a na końcu i tak ktoś to wszystko ignoruje. Od dziś są to wirtualne ustawy, wirtualne sądy i wirtualne orzeczenia. Tylko rzeczywistość jest niestety niewirtualna.
Zabawa w rzut gorącym kartoflem
Warto przypomnieć, że już po ogłoszeniu decyzji NSA o wstrzymaniu uchwał, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa (choć należałoby pisać: "organu, który obecnie pełni funkcję KRS", bo do prawdziwej KRS to mu daleko) sędzia Leszek Mazur stwierdził, że "musimy podporządkować się takiemu postanowieniu NSA". Nie przeszkadzało to jednak KRS w przekazaniu swoich uchwał prezydentowi Dudzie, jak gorącego kartofla, który trzeba odrzucić jak najdalej od siebie, albo oddać komuś, kto będzie wiedział, co z nim zrobić.
A prezydent Andrzej Duda doskonale wie, co robić. Ma władzę i nie zawaha się jej użyć. Złapał kartofel. Nie skrzywił się. Podpisał. Frazesami o "staniu na straży Konstytucji" i "dbaniu o jej przestrzeganie" można usprawiedliwić każde złamanie prawa - wystarczy zaprezentować kreatywną interpretację przepisów. Bardzo kreatywną.
Ten pośpiech nie wynika oczywiście z tego, że prezydent i jego otoczenie pracują w systemie akordowym, ale z wyścigu z Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który za jakiś czas będzie badał procedurę powoływania nowych sędziów SN i odwoływania poprzednich. Nowi sędziowie zajmą miejsce poprzedników zanim TSUE wyda własne postanowienie o zabezpieczeniu (przez wstrzymanie nominacji), nie mówiąc o wyroku (który będzie dużo później), przez co nie będzie już możliwości ich odwołania. Po trupach do celu.
Dalej brniemy w chaos
Oczywiście, wyroki wydawane przez nielegalnych sędziów będzie można podważać. To kolejny element chaosu prawnego, który niedługo nastanie. Nielegalni sędziowie będą wydawać nielegalne wyroki, które następnie będą w sposób nielegalny wykonywane. Podsądni będą odwoływać się gdzie się tylko da, w tym do sądów i trybunałów zagranicznych, a te odwołania będą skuteczne. Zapłacą za to polscy podatnicy.
To budujące, że Naczelny Sąd Administracyjny po prawie trzech latach w zasadzie biernego przyglądania się temu co się dzieje, włączył się w walkę o zachowanie fundamentów państwa prawa. Lepiej późno, niż wcale. Szkoda, że ostatecznie bez skutku, skoro żadne orzeczenie żadnego sądu niczego już nie gwarantuje.