"To się nie zdarza". Łukaszenka mówi o Polsce
Kolejne brednie białoruskiego dyktatora. Tym razem Aleksandr Łukaszenka stwierdził, że incydent z upadkiem rakiety na terenie Polski przypomina "porozumienie". - Takie wypadki się nie zdarzają - powiedział podczas spotkania z szefem Republiki Udmurckiej. Uważa także, że "Kijów i Warszawa chcą sprowokować Moskwę i Mińsk".
21.11.2022 | aktual.: 21.11.2022 15:45
Wiele informacji, które podają rosyjskie i białoruskie media, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Komentując incydent w Przewodowie, Łukaszenka stwierdził, że "takie wypadki się nie zdarzają". - Ach, coś spadło na terytorium Polski. Ale nikt nie zadaje elementarnego pytania: dlaczego ta szalona rakieta wystrzelona przez ukraińskie wojsko… zawróciła i poleciała w przeciwnym kierunku (na zachód – przyp. red.)? Wszyscy strzelali na wschód - stamtąd lecą rosyjskie rakiety. Niech odpowiedzą fachowcy. To też się nie zdarza. Nie ma takich wypadków - powiedział Łukaszenka w poniedziałek w Mińsku.
Łukaszenka: chcą nas sprowokować
Łukaszenka bredził także o zachowaniu zachodnich mediów w tej sprawie. Jego zdaniem, kwestia upadku rakiety na terytorium Polski "znika".
- Teraz toczy się przeciwko nam zacięta wojna. Ten przykład pokazuje: spaliło się i szybko próbują… zamknąć ten temat. Już na Zachodzie prawie się o tym nie mówi. Polacy i Ukraińcy żałują, że to nie jest rosyjski pocisk: muszą nas sprowokować, potrzebują eskalacji – stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednocześnie dyktator dywagował o tym, dlaczego do incydentu w Przewodowie doszło podczas trwającego szczytu G20. - Boję się wyciągać wnioski, ale wygląda to na takie porozumienie – powiedział białoruski prezydent.
Eksplozja w Przewodowie. Duda: to nieszczęśliwy wypadek
Siły rosyjskie przeprowadziły we wtorek 15 listopada po południu zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę, wymierzony głównie w obiekty energetyczne. Tego dnia na terenie leżącej blisko granicy z Ukrainą wsi Przewodów (woj. lubelskie) spadł pocisk, doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski. Byli to mężczyźni w wieku 62 i 60 lat.
W środę, 16 listopada, prezydent Andrzej Duda poinformował, że nic nie wskazuje na to, że zdarzenie w Przewodowie to intencjonalny atak na Polskę, najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek i jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony powietrznej. Zapytany w czwartek o możliwość udziału ukraińskich przedstawicieli w śledztwie dotyczącym okoliczności zdarzenia w Przewodowie, o co apelował prezydent Ukrainy, Duda odpowiedział, że aby można było mówić o "współudziale w śledztwie, muszą zostać zrealizowane stosowne przepisy prawa międzynarodowego i umów międzynarodowych w tym zakresie".
Postępowanie w sprawie wybuchu prowadzi Mazowiecki Wydział Zamiejscowy ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Na miejscu od wtorku pracowali prokuratorzy a także m.in. biegli, w tym z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, pirotechnicy oraz amerykańcy eksperci. W piątek w oględzinach miejsca eksplozji brali udział również ukraińscy eksperci, którzy po kilku godzinach wyjechali z Przewodowa.