Szokujące informacje z Doniecka i Ługańska. "Zwłoki odbierają w sklepie"
Sztab obrony Ukrainy alarmuje: Rosja wysyła rekrutów z okupowanych okolic Ługańska i Doniecka bez przeszklenia w najgorętsze punkty wojny, gdzie masowo giną. Kijów twierdzi też, że punkt odbioru zwłok urządzono w ługańskim sklepie. Ukraińcy podają również inne, nie mniej szokujące informacje.
Według wiedzy ukraińskich dowódców Rosja formuje jednostki 1 i 2 korpusu armii do szturmu miast i miasteczek na kontrolowanym przez Ukrainę terytorium obwodów ługańskiego i donieckiego. Większość rekrutów ma rosyjskie paszporty. Poborowych, bez doświadczenia i przeszkolenia skierowano na misję szturmu na Kijów. To zbrodnia wojenna i rażące naruszenie Konwencji o ochronie osób cywilnych w czasie wojny.
Cztery fakty o zmobilizowanych z terenów okupowanych i rosyjskich wolontariuszach przytacza sztab armii Ukrainy w mediach społecznościowych. To upiorne wieści. Najstraszniejsza jest wiadomość, że aby ukryć liczbę ciał, zwłoki pali się w piecach zakładów metalurgicznych w Doniecku.
W tymczasowo okupowanym Ługańsku punkt wydawania ciał zmarłych ochotników, mieszkańców tych terenów, urządzono w sklepie "Kopijka". Krewni zmarłego otrzymują tylko akt zgonu i zezwolenie na pogrzeb. Nie ma żadnych dokumentów dotyczących okoliczności i miejsca śmierci.
Rekruci z Doniecka i Ługańska "gorszym sortem"
"Krewnym tłumaczy się, że zapłata odszkodowania dla rodziny nie będzie możliwa, nawet gdy zmobilizowani mają rosyjskie paszporty. W tym samym czasie krewnym oficjalnie zabitych Rosjan obiecano zapłacić 12 milionów rubli. Taka postawa wywołuje oburzenie wśród lokalnej ludności" - donoszą dowódcy ukraińscy.
Ochotnicy - według Ukraińców - to tak naprawdę ofiary przymusowego poboru na okupowanych rejonu donieckiego i ługańskiego. Większość "nowych rekrutów" I korpusu wysyłanych jest "do najgorętszych miejsc bez odpowiedniego przygotowania. Używani są głównie na linii frontu do oczyszczania przeszkód i kopania okopów. Rekruci muszą znosić niedobory żywności. Straty wśród nich sięgają 70-80 proc." - napisali wojskowi z Ukrainy.