To Ireneusz M. miał zabić, ale skazano Tomasza Komendę. "Był nacisk na szybkie znalezienie sprawcy"
Teraz dowody świadczą o jego winie, wcześniej wykluczały go jako sprawcę. Jak to się stało, że Ireneusz M. nie został uznany winnym? - Żądza sukcesu, rozwiązania sprawy, była tak duża, że bardziej odpowiadał wariant z Komendą - mówi WP mecenas Zbigniew Ćwiąkalski.
24.07.2018 | aktual.: 24.07.2018 12:58
Sprawą Tomasz Komendy żyła cała Polska. Spędził 18 lat w więzieniu za zbrodnię - zabójstwo 15-letniej Małgosi - której nie popełnił. Przeżył koszmar. Znęcano się nad nim psychicznie i fizycznie. Trzy razy próbował popełnić samobójstwo.
Obok jego nazwiska pojawia się jeszcze osoba Ireneusza M. Dziś mówi się, że nie ma wątpliwości co do jego winy. Dlaczego dopiero teraz? - Popełniono rażące błędy - podkreśla w rozmowie z WP obrońca Tomasza Komendy Zbigniew Ćwiąkalski.
Ireneusz M. był przesłuchiwany, ale został wypuszczony. Jak to się stało? - Był to ewidentny błąd. Zlekceważono zupełnie jego zeznania - przesłuchiwanego wtedy jako świadka. On wyraźnie powiedział, jakie skarpetki miała ofiara. Nie mógł ich widzieć, ponieważ na dyskotece ofiara była w getrach. Została pozostawiona w skarpetkach na miejscu zbrodni. Ktoś, kto mówił o białych skarpetkach, musiał mieć wiedzę na ten temat - nie z okresu, kiedy był w dyskotece, tylko z momentu zabójstwa. Niestety, prowadzący śledztwo nie zwrócili na to uwagi, ponieważ żąda sukcesu była tak duża, że bardziej odpowiadał wariant z Tomaszem Komendą - zaznacza Ćwiąkalski.
Przesłuchanie to jednak nie jedyne pole zaniedbań. Sprawdzano bowiem odcisk szczęki i materiał biologiczny z ciała ofiary. Wcześniej nie pasowały, dziś już tak.
- To były ewidentne błędy biegłych, rażące. Ci, którzy ustalali odciski zębów, popełnili już w samych pomiarach zasadnicze błędy. Jeżeli chodzi o badania DNA, to były prowadzone starą metodą, gdzie co 71 osoba w Polsce ma dokładnie takie samo DNA. Mniej więcej około pół miliona osób w Polsce ma podobne DNA - zwraca uwagę obrońca Tomasz Komendy.
To wciąż nie wszystko. Zdaniem mecenasa ślady zapachowe pobierano "absolutnie niekompetentnie", "sporządzono konserwę zapachową bez udziału biegłego". Mec. Ćwiąkalski nie ukrywa, że jego zdaniem wpływ na to miał "nacisk związany z chęcią znalezienia po ponad trzech latach sprawcy przestępstwa".
O tym, by lepiej przyjrzeć się Ireneuszowi M., świadczyło też to, że miał problemy z prawem. Podobnie jak przedstawiciele Prokuratury Krajowej, mec. Ćwiąkalski mówi, że "dzisiaj praktycznie w stu procentach materiał dowodowy się zgadza" - Ireneusz M. jest sprawcą zbrodni.
Dlaczego w pewnym momencie znowu zaczęto przyglądać się Ireneuszowi M.? Jak tłumaczy mec. Ćwiąkalski, zatrzymanie Ireneusza spowodowało kroki w kierunku zwolnienia Tomasza. - To nie było tak, że zaczęło się od Tomasza do Ireneusza, ale odwrotnie. Teraz już nie ma gwałtownej potrzeby sukcesu - podkreśla.
W zbrodni brały udział co najmniej dwie osoby. Kto, poza Ireneuszem M.? - Na dyskotece było ok 300 osób, prokuratura żmudnie ustala tożsamość drugiej osoby. Już się wydawało, że jest tego bliska, ale okazuje się, że jeszcze nie. Myślę, że dojdzie do ujawnienia drugiej osoby - ocenia Ćwiąkalski
Przypomnijmy, że ciało 15-letniej Małgosi znaleziono 1 stycznia 1997 r., niedaleko miejsca, gdzie bawiła się podczas zabawy sylwestrowej.
Ireneusz M. przebywa obecnie w więzieniu w Wołowie. Szykowany jest przeciwko niemu akt oskarżenia za sprawę Tomasza Komendy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl