To zwłoki Jacka Jaworka? Mocne słowa b. oficera CBŚP
- Jeśli jest to Jacek Jaworek, to trzy lata skutecznie się ukrywał. Dziwne jest to, że policja przez tak długi okres go nie odnalazła. Nie był to jakiś specjalny "gangus", ale zwykły człowiek - mówi WP Marcin Miksza "Borys", były funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego Policji.
W piątek na terenach rekreacyjnych w Dąbrowie Zielonej zostało znalezione ciało z raną postrzałową. TVN24 i "Gazeta Wyborcza" podały w sobotę, że badania wskazują, że jest to Jacek Jaworek. Głos w tej sprawie zabrała jednak prokuratura, która oświadczyła, że jeszcze nie ma jeszcze oficjalnych wyników badań DNA. Te mają być znane we wtorek.
Według śledczych, mężczyzna popełnił samobójstwo i nie wykluczają, że ktoś go do tego namówił lub w tym pomógł. Ciało z postrzeloną głową znaleziono tuż obok cmentarza, na którym pochowano trzy osoby zastrzelone przed trzema laty w pobliskich Borowcach. Stąd przypuszczenia, że może to być poszukiwany w całej Europie za potrójne zabójstwo Jacek Jaworek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strzały na kładce pieszo-rowerowej
- Tak długie ukrywanie świadczy o jednym: Jaworek był w tym skuteczny. Po trzech latach nie zatrzymuje go policja, tylko prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Zdołał oszukać organy ścigania. Trzeba posypać głowę popiołem. Możemy wymyślać różne teorie, ale prawda jest taka, że policja go nie złapała. To dziwne, bo nie takich gangsterów policja potrafi "wyłowić" - mówi Wirtualnej Polsce były oficer CBŚP Marcin Miksza "Borys".
I jak wylicza, "nie miał fury pieniędzy i dużych możliwości ukrywania się na świecie".
- Żeby ukrywać się przez trzy lata trzeba mieć sprzyjające ku temu możliwości. W tym przypadku na pewno pomagała mu jakaś osoba lub osoby. Po zabójstwie twierdziłem, że Jaworek się ukrywa, a nie popełnił samobójstwo. Teraz twierdzę, że ktoś mu musiał udzielać pomocy. Przez tak długi okres nie byłby w stanie sam funkcjonować. Nie byłby w stanie się sam utrzymać, musiał skądś czerpać dochody. Podobnie z robieniem zakupów. Ktoś musiał mu pomagać - twierdzi Marcin Miksza "Borys".
Według nieoficjalnych doniesień TVN24 Jaworek dotarł na teren rekreacyjny samochodem. Jak relacjonowała stacja, samochód, który miał przywieźć Jaworka, pokonał szutrową drogę i prawdopodobnie "mężczyzna wysiadł w okolicy parkingu i przeszedł wzdłuż płotu za bramką boiska na terenach rekreacyjnych".
Niewykluczone, że Jaworek miał pomocnika, który pomagał mu się ukrywać. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie powiedział w piątek, że nie może potwierdzić ani zaprzeczyć, że to zwłoki Jacka Jaworka. W poniedziałek również nie było oficjalnego potwierdzenia.
- Charakter jego przestępstwa był bardzo okrutny. I jeżeli ktoś skłonił się, żeby mu pomagać, wobec takiej osoby powinny zostać wyciągnięte konsekwencje prawne. O ile oczywiście ta osoba żyje. Śledztwo nie powinno być zakończone. Policja musi ustalić, kto pomagał mu w ukrywaniu się - ocenia b. oficer CBŚP Marcin Miksza "Borys".
W niedzielę, ponownie nieoficjalnie TVN24 podał, że Jaworek "nie zmieniał wyglądu". - Wyglądał prawie tak samo, jak trzy lata temu - informowała stacja.
- Tym bardziej jest zasadne pytanie: jakim cudem policja go do tej pory nie złapała. Jeśli się potwierdzi, że to jego ciało, a okoliczności zdarzenia na to wskazują, to moim zdaniem on chciał celowo się ujawnić, a policji zamanifestować, że była nieskuteczna. To nie jest gangus tej kategorii, który tyle czasu mógłby się bezkarnie ukrywać - podkreśla b. funkcjonariusz służb.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski