Stwierdziła, że ją "sprowokował". W Niemczech rozpisują się o Polce
42-letnia Ewa P. usłyszała wyrok dożywocia za zabójstwo dwójki dzieci. Kobieta spowodowała wypadek, podczas gdy brała udział w nielegalnym ulicznym wyścigu, pędząc przy tym 180 km/h. Sąd uznał, że było to morderstwo.
25.07.2024 | aktual.: 25.07.2024 14:28
Ponadto Sąd Okręgowy w Hanowerze skazał 41-letniego mężczyznę oskarżonego o współudział na cztery lata więzienia. Sąd był przekonany, że skazani pogodzili się ze śmiercią innych osób - stwierdziła w uzasadnieniu wyroku sędzia Britta Schlingmann. - To była rosyjska ruletka - dodała.
Do tragedii doszło pod koniec lutego 2022 roku. Ewa P. brała wtedy udział w nielegalnym wyścigu ze współoskarżonym Marco S., który "rozgrywał się" na wiejskiej drodze w pobliżu Barsinghausen w rejonie Hanoweru. Skazani ścigali się z prędkością do 180 km/h, gdzie dopuszczalna prędkość wynosiła 70 km/h.
Sąd uznał też, że spełnione zostały trzy istotne przesłanki. "Pojazdy służyły do stwarzania zagrożenia dla ludności. Ponadto oskarżeni działali z podłych pobudek i podstępnie" - podaje dziennik "Bild". Sędzia Schlingmann zaznaczyła, że "rodzina z dwoma synami znalazła się w sytuacji, w której nie mogła niczego podejrzewać i była bezbronna".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W pierwszej instancji sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury i nie dostrzegł znamion zabójstwa.
Zdarzenie zostało zarejestrowane przez przejeżdżającego obok kierowcę. W wyniku wypadku zmarli dwaj bracia: dwuletni Ruhad zginął na miejscu, sześcioletni Deljon zmarł później w szpitalu.
42-letnia Polka skazana. Koledzy z pracy nazywali ją "Shumi"
Sprawczynią wypadku była 42-letnia Polka Ewa P. Matka trójki dzieci i asystentka produkcji - jak ustalono w trakcie procesu - ze względu na jej styl jazdy była przez kolegów z pracy nazywana "Schumi" (zdrobnienie nawiązujące do nazwiska słynnego kierowcy F1 Michaela Schumachera - red.). Biegli określili skazaną jako "lubującą się w przechwałach, egocentryczną, manipulującą i buntowniczą" - podaje "Bild".
Kobieta miała twierdzić, że spotkała S. na rondzie i poczuła się przez niego "sprowokowana".
Co innego zeznawał brat bliźniak kobiety. - Ma tendencję do wycofywania się i niewiele mówi o sobie. Wiele przeszła - stwierdził.
Mężczyzna mówił także o zastraszaniu w szkole, chorobie nowotworowej matki i ojcu alkoholiku. Zgodnie z jego relacjami po spowodowaniu wypadku Ewa P. miała mieć myśli samobójcze. Brat odniósł się także do stylu jazdy skazanej. Jego słowa kłócą się z zeznaniami osób z pracy i opinią biegłych. - Od czasu do czasu miała małe stłuczki. Ale nie spowodowała żadnych poważnych wypadków - cytuje go telewizja RTL.
Głos w sądzie zabrała także sama skazana. - Sama mam trójkę dzieci i jestem babcią. Nie ma dnia, żebym o tym nie myślała. Do dziś nie mogę sobie z tym poradzić. Uważam, że w końcu należy mnie ukarać. Ale nie mogę zabrać waszego cierpienia - powiedziała Ewa P.
- Przeprosiny na nic się nie zdadzą. Na co dzień jeżdżę taksówką - gdybym chciał, codziennie zabiłbym człowieka. Moja żona cierpi każdego dnia. Czasami nie mogę już rozmawiać - skomentował natomiast ojciec zmarłych chłopców.