Tłusty czwartek w Polsce. Co się kryje w pączku za 38 groszy?
W tłusty czwartek można zajadać się nimi bez ograniczeń - twierdzą amatorzy pączków. Czy na pewno? Sprawdziliśmy, z czego poza kaloriami składają się pączki sprzedawane w dyskontach.
[Aktualizacja 10.02.2018]
Popularne dyskonty przygotowały specjalną ofertę na tłusty czwartek. "Rozsmakuj się w pysznej tradycji i sięgnij po wyśmienite pączki" - zachęca Biedronka, w której - podobnie jak w Lidlu - można tego dnia kupić pączki po 38 groszy sztuka. O ile kupimy ich odpowiednio dużo.
Do redakcji Wirtualnej Polski dotarł mejl, w którym jeden z naszych czytelników skarży się na skład oferowanych produktów. Przysłał zdjęcie opakowania pączków z Lidla wskazując, że data przydatności do spożycia to lipiec 2018 r.
- Jak to możliwe, żeby pączki kupione w lutym były smaczne także w lipcu? - zastanawia się.
Jednak producent zaznacza, że to produkt głęboko mrożony. Po rozmrożeniu na zjedzenie pączków klient ma dwie doby.
Co zrobić, by spalić jednego pączka?
Postanowiliśmy jednak bliżej przyjrzeć się temu, z jakich składników przygotowane są tłustoczwartkowe specjały, którymi karmią Polaków popularne dyskonty. I tak, poza mąką i nadzieniem, znajdziemy w nich takie specjały jak skrobia modyfikowana, pektyny amidowane, regulatory kwasowości, emulgatory (mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, kwas cytrynowy i octan sodu), olej palmowy, masę jajową czy białka w proszku. Amatorzy pączków pochłoną wraz z nimi także kwas askorbinowy, ocet spirytusowy a także smalec, co jednak nie powinno dziwić, bo podobno najlepsze pączki smaży się właśnie na nim.
Na zdjęciu poniżej skład promocyjnych pączków z Biedronki.
Zarówno w Lidlu, jak i w Biedronce, za liczące 12 pączków i ważące 780 gramów opakowanie trzeba zapłacić w promocji 4,56 zł. Można się jednak skusić na pączki droższe. Na przykład "Mini Pączusie o smaku dzikiej róży" - 5,49 zł za opakowanie 250-gramowe. Jednak i w tym przypadku lektura składników może pozbawić apetytu.
Poza gumami guar i ksantonową, difosforanami i węglowodanami sodu, zagęszczaczami E1422 i E440, konserwantem E202 i barwnikiem E120 czy regulatorami kwasowości E333 i E330 można znaleźć w nich smak dzikiej róży (zgodnie z etykietką powinno go być 32 proc.). Jednak z dalszej lektury nalepionej na opakowanie informacji wynika, że dzikiej róży jest w produkcie 0,03 proc. To oznacza, że w ćwierćkilogramowym opakowaniu pączków nie me jej nawet grama.
Okazuje się jednak, że kwestia smaku nie jest taka prosta, jak się wydaje. Jak tłumaczy Żaneta Jastrzębska, specjalistka ds. jakości w Piekarni Józef Kazana (producent "Mini Pączusi"), 32 proc. nie dotyczy zawartości smaku w produkcie, jak niesłusznie podejrzewaliśmy. Ani też zawartości owoców, czego nie napisaliśmy.
- W Naszym przypadku użycie na etykiecie "Pączki z nadzieniem o smaku dzikiej róży (32%)" stanowi procentową zawartość nadzienia, a nie dzikiej róży, gdybyśmy użyli stwierdzenia Pączki z dziką różą, rzeczywiście byłoby to wprowadzenie Klienta w błąd - czytamy w liście przysłanym do redakcji.
Wydaje się jednak, że amatorów pączków nie zabraknie także w tym roku. A na pewno liczy na to sprzedawca handlujący na warszawskiej ulicy pączkami z... Biedronki. Za sztukę życzy sobie 1,5 zł, czyli czterokrotnie więcej niż w dyskoncie. Zdjęcie przysłał nam internauta Krzysztof.