Tłuste i chude lata Aleksandry Jakubowskiej
W sobotę zaczyna się III kongres SLD. Gdy
Jakubowska zostawała przyboczną premiera Millera, SLD miał powyżej
30%. Gdy oboje odchodzili, SLD zjechał do kilku procent. Tak
to się jakoś plecie, że kariera Jakubowskiej prześwituje zza tego
zjazdu Sojuszu. I dziś, mimo że była szefowa gabinetu Millera z
SLD odeszła, pozostaje dla Sojuszu ćwiekiem - pisze "Gazeta
Wybocza".
Rok 2003 zaczął się dla Aleksandry Jakubowskiej szczęśliwie. 7 stycznia odebrała nominację na szefową gabinetu politycznego premiera Leszka Millera. Dla osoby żywej i o żywym temperamencie było to wyzwolenie z nudów Ministerstwa Kultury. Jakubowska czuła się tam ponoć jak na zesłaniu. Od razu po wyborach 2001 zajęła się projektem ustawy radiowo-telewizyjnej. Przez cały rok 2002 trwały korowody wokół przepisów ustawy, które miały zakazać Agorze kupowania telewizji. W grudniu 2002 w "Gazecie" ukazał się tekst o łapówkarskiej propozycji Lwa Rywina złożonej Wandzie Rapaczyńskiej i Adamowi Michnikowi.
Dziesięć dni później Sejm powołał komisję śledczą. Komisja miała badać sens propozycji Rywina, który powoływał się na GTW, a także przebieg prac nad ustawą radiowo-telewizyjną. Ustawą Jakubowskiej. Gdy więc premier brał Jakubowską na szefową swego gabinetu, czyli na współpracownika najbliższego z bliskich, musiał przypuszczać, że stanie ona za chwilę przed komisją śledczą. Czy Miller chciał przez to powiedzieć komisji: "Mam was w nosie", czy chciał mieć główną osobę od ustawy pod ręką, czy też jedno i drugie - to wie tylko on.
Miller miał prawo myśleć, że "Olka", jak nazywali Jakubowską w SLD, doda jego rządowi ikry. Wygadana, otwarta, pogodna, tzw. życiowa baba, lubiana wśród działaczy SLD - taka osoba mogła pomóc wyraźnie dołującemu rządowi. Na dodatek Jakubowska ma cechę bezcenną dla lidera każdej partii. Bezcenną, a na dodatek tak rzadką w partiach jak woda na pustyni - absolutną lojalność.
Od razu po starcie prac komisji stało się jasne, że ustawa radiowo-telewizyjna i propozycja korupcyjna Rywina może pogrzebać rząd Millera i SLD. Jakubowska rządu broniła. Także przed krytykami w SLD i przed prezydentem. "Polityka" nazwała ją wtedy "lwicą lewicy".
Pomiędzy marcem a listopadem 2003 Jakubowska 11 razy staje przed komisją śledczą. Jak zawsze absolutnie lojalna wobec premiera i swoich prywatno-politycznych przyjaciół Lecha Nikolskiego i Włodzimierza Czarzastego. Do dziś na stronie internetowej Jakubowskiej wisi żart, który tam sama umieściła. To fikcyjna ankieta wśród znanych osób na tytuł ich ulubionego filmu: Renata Beger - "Dzikie żądze", Zbigniew Ziobro - "Polowanie na czerwony październik", Aleksandra Jakubowska - "Prawdziwe kłamstwa".
Akcje Jakubowskiej idą wyżej. W czerwcu 2003 zostaje wiceszefową SLD. Wygrywa w głosowaniu z Ryszardem Kaliszem uważanym za człowieka prezydenta. Krytykowany nawet przez swoich premier Miller zdecydowanie wygrywa kongres, lekko tylko uderzając się w piersi. Jakubowska - roześmiana, szczęśliwa. Sukces. Zeznania przed komisją jeszcze jej nie szkodzą.
Ale reszta roku schodzi jej na odpieraniu zarzutów o kręcenie przed komisją. Uznaje te ataki za nagonkę. - Jestem zmęczona tym wszystkim, ale nie na tyle, żeby się poddać - mówi w TOK FM Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej. - Jak lwica? - pyta dziennikarka. "Trochę pokąsana, ale mam nadzieję, że w dalszym ciągu jeszcze potrafi ryknąć". Ryknięcie w końcówce roku 2003 jest premierowi potrzebne. Sojusz bowiem coraz bardziej chce się pozbyć Millera.
W grudniu premier razem z Jakubowską cudem wychodzą żywi z katastrofy rządowego helikoptera. Jakubowska wspominała w "Przeglądzie", że w karetce, na noszach, obolała, krzyknęła do lekarza: "Boże, złamałam dwa paznokcie". Poza paznokciami była ciężko poturbowana. Mimo to razem z premierem, też leżącym na szpitalnym łóżku, i partyjnymi liderami prowadzili negocjacje, jak uratować tonący rząd.
Rządowi trochę pomaga katastrofa, cudowne ocalenie. I pomyślne zakończenie negocjacji w Kopenhadze. Ale na krótko. Sprawa Rywina ciąży SLD, więc Sojusz naciska na premiera, aby sam odszedł i szurnął Jakubowską. Ta ma ciągle nadzieję. "Myślę, że moi koledzy na konwencji zrozumieją, że nie broniłam przed komisją śledczą siebie, ale SLD" - mówiła "Trybunie".
Koledzy jednak nie zrozumieli. W marcu 2004 Jakubowska atakowana przez nich na konwencji SLD rezygnuje z wiceszefowania Sojuszowi. Dostaje za to oklaski. Na tej samej konwencji część posłów SLD podpisuje się pod deklaracją "Dość złudzeń" i odchodzi z Sojuszu do nowej partii SdPl. Miller zapowiada odejście. Odchodzi 2 maja. Jakubowską dymisjonuje już po odejściu Millera nowy premier.
Jakubowska próbuje "nie pękać", choć wszystko zaczyna się sypać. W końcu maja Sejm przyjmuje raport Ziobro, w którym Jakubowska występuje jako członek GTW, która wysłała Rywina do Agory z łapówkarską propozycją. Coraz gorsze wieści dobiegają z Opola, okręgu poselskiego Jakubowskiej. Od lata 2003 siedzą tam w areszcie samorządowcy Sojuszu podejrzani o łapownictwo. Od miesięcy krążą pogłoski, że i Jakubowska może mieć kłopoty. "Lwica lewicy" chce się jednak procesować z Janem Rokitą i "Życiem Warszawy", którzy posądzają ją o udział w opolskich SLD-owskich aferach.
Na początku grudnia do aresztu trafia mąż Jakubowskiej. Lokalni działacze Sojuszu chcą ją usunąć z SLD. Jakubowska ich ubiega i sama rezygnuje. Próbowała odzyskać pole. Telewizja pokazywała ją uśmiechniętą, oprowadzającą dziennikarzy po swoim domu. Odwiedzającą w żółtym pogodnym płaszczu męża w areszcie. Okazuje się, że jej siostra i siostrzenica zeznają, że przekazywały szwagrowi, czyli mężowi Jakubowskiej, łapówki od firmy brokerskiej. Prokurator opolski nie wyklucza dalszych aresztowań. Kto będzie następny? (PAP)
Więcej: rel="nofollow">Gazeta Wyborcza - Tłuste i chude lata Aleksandry JakubowskiejGazeta Wyborcza - Tłuste i chude lata Aleksandry Jakubowskiej