Theresa May próbowała rozwiązać problem brexitu. Jest jeszcze gorzej
Kiedy wydawało się, że sytuacji wokół brexitu nie da się pogorszyć, do akcji wkroczyła premier Theresa May. Jej nowy pomysł na przerwanie impasu rozzłościł obie strony i sprawił, że opuścili ją ci, którzy głosowali za umową z UE. Koniec premier jest przesądzony, ale następca będzie miał jeszcze trudniejsze zadanie.
22.05.2019 | aktual.: 22.05.2019 14:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W swoim wtorkowym przemówieniu, mającym przedstawić "ostatnią szansę" na przeprowadzenie brexitu, premier Theresa May starała się zadowolić wszystkich. Przedstawiła dziesięć propozycji, będących odpowiedziami na głosy krytyków z prawej i lewej strony.
Czyniąc ukłon wobec opozycji obiecała np. możliwość zorganizowania drugiego referendum - o ile znajdzie się parlamentarna większość, by je poprzeć. A tym, którzy martwili się, że ze względu na problem irlandzkiej granicy brexit oderwie Irlandię Północną od reszty Zjednoczonego Królestwa, obiecała, że zapewni, by w całym kraju obowiązywały takie same regulacje.
Wszystko na nic. Dla opozycji było to zbyt mało, a dla popierających brexit konserwatystów samo poruszenie tematu drugiego referendum było przekroczeniem granicy. Dlatego jeszcze podczas trwania jej przemówienia przeciwko premier zaczęli się opowiadać jej dotychczasowi stronnicy.
"Poparłem zgniłą umowę premier ostatnim razem, bo myślałem, że będziemy mogli odkreślić grubą kreską i . Ale nie mogę poprzeć tego zawiłego bałaganu. Premier musi odejść" - oświadczył konserwatywny poseł Zac Goldsmith. Za jego przykładem poszło 22 innych posłów, którzy dotąd popierali przyjęcie umowy brexitowej.
Obrazu dopełnia zestawienie nagłówków dzienników. Prawicowy "Daily Telegraph": "Zdesperowana, żyjąca złudzeniami, skazana na porażkę". Liberalny "Independent": "Odważny plan Theresy May? Jest gorszy od starego". Tabloidy naturalnie były jeszcze mniej łaskawe. Ostatni cios zadał natomiast wspierający Torysów portal ConservativeHome, który zapowiedział, że jeśli Theresa May nie odejdzie do końca dnia, wyborcy powinni zagłosować na inną partię.
Przeczytaj również: Brexit. Premier May dopuszcza możliwość drugiego referendum
System w rozsypce
Chodzi o nowo powstałą Partię Brexitu, ugrupowania bez programu, ale za to z jednym i jasnym hasłem: wyjścia z Unii "na czysto", bez umowy. Nadejście partii Nigela Farage'a całkowicie zdemolowało pogrążonych w konflikcie i impasie konserwatystów. W swoim ostatnim sondażu przed eurowyborami (w Wielkiej Brytanii głosowanie jest w czwartek) pracownia YouGov daje nowemu ugrupowaniu aż 37 proc. poparcia. Na Torysów zagłosować chce jedynie 7 proc., co jest najniższym poziomem w historii partii.
Niewiele lepiej na brexicie wyszła druga z tradycyjnie wielkich partii, Partia Pracy. Pod wodzą Jeremy'ego Corbyna ugrupowanie - wbrew poglądom więszkości swojego elektoratu - nie poparło drugiego referendum i nie odrzuciło brexitu, dążąc jedynie do jego zmiękczenia. Sytuację wykorzystały inne ugrupowania opozycyjne. Przede wszystkim Liberalni Demokraci, którzy w kwestii od początku mieli jasne przesłanie. Ich dość nieparlamentarne hasło wyborcze - "Bollocks to Brexit" - znaczy mniej więcej tyle, co "pieprzyć brexit".
Efekt jest taki, że według prognoz to liberałowie prawdopodobnie zdobędą drugie miejsce, z wynikiem 19 proc.. Partia Pracy może liczyć na 13 proc. i tylko o włos wyprzedzi antybrexitowych Zielonych, którzy mogą zdobyć nawet 12 proc. głosów.
Wątpliwe jest, by to przesilenie i rozpad tradycyjnego partyjnego systemu pomógł Brytyjczykom w uporządkowanym wyjściu z Unii. Patrząc na stan brexitowej debaty nawet umiarkowani dotąd komentatorzy porzucili wyważony ton.
"Sednem propozycji May było przesłanie: przyjmijcie zdroworozsądkową, kompromisową ofertę, którą proponuję: porozumienie, okres przejściowy, stabilne negocjacje, zamiast walki na śmierć między zwolennikami anulowania brexitu i opcji 'no deal'" - pisze Peter Foster, dziennikarz prawicowego "Daily Telegraph".
"Ale jest już na to zdecydowanie za późno. Staliśmy się narodem kokainistów uzależnionych od fałszywych obietnic; metadon już nam nie pomoże. A podczas gdy Nigel [Farage] sprzedaje swoje tabletki szczęścia, to z kacem zostanie ten biedak, który odziedziczy koronę po May" - podsumował.
Przeczytaj również: Tusk poparł Rostowskiego. Brytyjska prawica jest oburzona
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl