Terroryści dobijali rannych - mówi uwolniona zakładniczka
Terroryści dobijali rannych, a dwie kobiety,
które miały im towarzyszyć, już pierwszego dnia wysadziły się w
powietrze - twierdzi jedna z uwolnionych w czwartek zakładniczek z
północnoosetyjskiego Biesłanu, gdzie już trzecią dobę
kilkunastoosobowe komando przetrzymuje w szkole zakładników,
przeważnie dzieci.
27-letnia Zalina Dzandarowa opisuje w rozmowie z gazetą "Kommiersant" cały zamach od momentu zajęcia w środę rano budynku szkoły. Dzandarową wypuszczono w czwartek w grupie 26 osób, głównie matek z małymi dziećmi.
Zabijali stawiających opór
W ciągu pierwszych minut (po szturmie terrorystów na szkołę) było wielu rannych. Tych, którzy leżeli na podwórku szkolnym, dobijano. (Terroryści) zabijali też mężczyzn, którzy próbowali stawiać opór. Łącznie zginęło ok. 20 osób. Niektórych rannych wyprowadzano już z sali gimnastycznej i dobito w korytarzu - powiedziała.
Terrorystów było ok. 30. Wszyscy to mężczyźni. Na początku były z nimi dwie kobiety - szahidki, ale natychmiast wysadziły się w powietrze w szkolnym korytarzu razem z kilkoma mężczyznami-zakładnikami. Później terroryści powiedzieli nam, że ich siostry zwyciężyły - dodała była zakładniczka.
Według Dzandarowej w budynku szkolnym jest znacznie więcej ludzi, niż informują władze, które przed uwolnieniem pierwszej grupy liczbę zakładników szacowały na 354. Tam jest nie trzysta, a półtora tysiąca ludzi. Oni leżą jeden na drugim (...). Mężczyznom kazano wybić szyby, bo w sali gimnastycznej nie było czym oddychać - powiedziała.
Ponad 1000 zakładników?
Informacje mówiące o tym, że zakładników jest ponad 1000, podają też inne piątkowe gazety rosyjskie, m.in. "Izwiestija" i "Gazieta". Czekający w Biesłanie krewni zakładników mówią z kolei w rozmowie z zachodnimi dziennikarzami o 700-800 przetrzymywanych. Nie wiadomo wciąż, ile spośród zakładników to dzieci, ale wszystko wskazuje na to, że większość.
W piątek rano prowadzący negocjacje lekarz Leonid Roszal powiedział, że wszystkie dzieci żyją i że rosyjskie służby mają kilka dni na dostarczenie im wody, żywności i lekarstw. Na razie nie zgadzają się na to terroryści.
Dzandarowa mówi z kolei, że na początku dzieciom pozwalano przynosić wodę z przylegającego do sali prysznica. Później jednak zabroniono im tego. Napastnicy tłumaczyli, że to odwet za to, że w negocjacjach nie bierze udziału prezydent Północnej Osetii Aleksandr Dzasochow.
Terroryści noszą maski
Według Dzandarowej terroryści sami siebie nazywają Czeczenami, jednak nie wiadomo, kim naprawdę są, bo cały czas noszą maski. Gdy jednego spytałam, jak mogą narażać życie naszych dzieci na takie niebezpieczeństwo, odpowiedział, że gdy jego dzieci zabijano, nikt go o nic nie pytał - powiedziała była zakładniczka.
Komando, którego liczebność szacowano początkowo na 17 osób, domaga się wycofania wojsk rosyjskich z Czeczenii.