PublicystykaTerlikowski: "Przeciw dyskryminacji niepełnosprawnych" [OPINIA]

Terlikowski: "Przeciw dyskryminacji niepełnosprawnych" [OPINIA]

Obrona osób niepełnosprawnych i ciężko chorych wprost wynika z polskiej konstytucji. Sprzeciw wobec aborcji eugenicznej nie ma więc nic wspólnego z religijnością, barbarzyństwem czy wrogością wobec kobiet. Jest on po prostu dalszym ciągiem walki o równe prawa dla wszystkich – po ostatniej dyskusji w Sejmie i mediach pisze dla WP publicysta Tomasz Terlikowski.

Terlikowski: "Przeciw dyskryminacji niepełnosprawnych" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © Forum | Jacek Lagowski
Tomasz P. Terlikowski

Obrona życia, w tym przypadku obrona życia niepełnosprawnych, upośledzonych, chorych - niekiedy to prawda - śmiertelnie, nie jest próbą narzucania innym katolickich, religianckich czy barbarzyńskich poglądów. Nie wypływa z doktryny Kościoła i nie ma nic wspólnego z rzekomym zamordyzmem, jaki katolicyzm chce narzucić niewierzącym.

Obrona życia wynika bowiem z najgłębszego przekonania, niemającego nic wspólnego z wiarą, że z samego faktu przynależności do gatunku ludzkiego wynikają wspólne nam wszystkim prawa: prawo do wolności sumienia, do wolności osobistej, a także najbardziej fundamentalne z nich, czyli prawo do życia.

Dlaczego początek tego uprawnienia umieszczamy, gdy kończy się proces poczęcia nowego życia? Odpowiedź jest prosta. Z danych biologicznych wynika niezbicie, że w tym momencie rozpoczyna się biologiczne istnienie odrębnego genetycznie i biologicznie organizmu, który wprawdzie znajduje się w organizmie innej osoby, ale jest od niej odrębny.

Aborcja nie dotyczy więc macicy, ani zawartości majtek (jak to sugerują zwolenniczki i zwolennicy jej dopuszczalności), ale odrębnego istnienia, które znajduje się w kobiecej macicy, ale nie jest - choćby na poziomie genetycznym - nią. To nowe istnienie, życie, należy do gatunku ludzkiego, i o to także nie da się spierać. Zarodek, płód, embrion, jak w debacie proaborcyjnej określa się istoty w łonach matek, należy do gatunku ludzkiego.

Filozoficznie można się zastanawiać, czy istnieje inny moment, niż właśnie początek istnienia nowego organizmu, od którego przysługiwać by nam miał status osoby i związane z nim prawo do życia. Tyle tylko, że nie istnieje inne jasne i bezdyskusyjne kryterium, niewymagające całego szeregu założeń, w którym można by ową granicę posiadania pewnych uprawnień wyznaczyć.

Każde inne rodzi niebezpieczeństwo, że aborcji lub likwidacji będą mogły podlegać także dzieci już narodzone, a z jakichś powodów niewygodne dla rodziców, będące źródłem trudu i wyzwaniem dla nich. Najlepiej widać to właśnie w przypadku aborcji eugenicznej. Jeśli uznajemy, że dziecko z zespołem Downa (a od 20 do 40 procent wszystkich aborcji tego rodzaju w Polsce jest dokonywanych właśnie z tego powodu) można pozbawić życia w organizmie matki, i to do 23., a niekiedy 24. tygodnia ciąży, to dlaczego nie można pozbawić życia tego samego dziecka, ale już po jego narodzinach (niekiedy dochodzi do nich przedwcześnie, niemal w tym samym czasie, w którym można wciąż jeszcze dokonać aborcji)?

A co jeśli rodzice o pewnych wadach rozwojowych, niekiedy bardzo ciężkich, dowiadują się dopiero po urodzinach? Albo po kilku latach? I wreszcie, co z ludźmi, którzy na skutek wypadku czy ciężkiej choroby stracili wiele z umiejętności intelektualnych czy życiowych? Czy naszym zdaniem też będzie ich można zabić? I kto będzie o tym decydował? Czy analogicznie do aborcji, ich bliscy, którym istnienie ciężko chorego krewnego dezorganizuje, a czasem destruuje życie?

Nie ma innej, bezdyskusyjnej i niepodlegającej kryterium władzy silniejszego, granicy uprawnień moralnych, w tym prawa do życia, niż poczęcie i naturalna śmierć. Każda inna rodzi niebezpieczeństwo nadużyć, a do tego dyskryminuje część istot ludzkich ze względu na ich wiek czy stan zdrowia.

Dyskryminacja taka jest zaś zakazana w polskim prawie i polskiej konstytucji. I nie jest to opinia ani Kai Godek, ani polskich biskupów, ani nawet moja - ale byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Zolla. To on podkreślał, że gdyby w roku 1997 - gdy pod jego przewodnictwem sędziowie TK odrzucali wprowadzoną przez SLD dopuszczalność aborcji z przyczyn społecznych, jako niezgodną z polską konstytucją - zapytano również o dopuszczalność aborcji z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu, to i ona zostałaby odrzucona, właśnie z powodu zawartego w polskim prawie zakazu dyskryminacji.

Nie ma zaś większej dyskryminacji niż uznanie, że z powodu stanu zdrowia, czy nawet śmiertelnej choroby, można komuś odebrać prawo do życia.

Przeczytaj też: Kocik: "Wara od mojej macicy" [OPINIA]

Postawa za życiem nie ma też nic wspólnego z zacofaniem czy średniowieczem, ale wynika - po pierwsze - z odkryć współczesnej genetyki, która nie pozostawia wątpliwości, kiedy zaczyna się życie i jaki ma charakter; a po drugie z postępu moralnego ludzkości w rozumieniu ludzkich uprawnień. Przed ponad dwustu laty część opinii publicznej uznała, że niewolnictwo jest nie do pogodzenia z prawem człowieka do wolności. Ich także uważano wówczas za burzycieli porządku, wariatów i ludzi naruszających prawa innych, ale to oni wygrali, także za sprawą zmienionego prawa. Dziś nikt już nie broni prawa do posiadania innych ludzi.

Lecz kilkadziesiąt lat później niewielkie grupy - nie tylko katolików, ale głównie ich - sprzeciwiały się pomysłom partii lewicowych i prawicowych, by w imię ulepszania gatunku ludzkiego i obrony społeczeństw przed kosztownymi chorymi psychicznie czy społecznie niedostosowanymi, poddawać przymusowej sterylizacji Romów, chorych czy analfabetów, a później, by chorych psychicznie poddawać eutanazji. I wtedy przeciwników tych rozwiązań uznawano za przeciwnych rozwojowi nauki barbarzyńców. Okazało się, że w i tej sprawie to właśnie mniejszość, dążąca do zakazu eugeniki lub sprzeciwiająca się jej wprowadzeniu miała rację.

Sprzeciw wobec rasistowskich praw w części południowych stanów USA także wynikał z tego przekonania, że każda istota ludzka, niezależnie od koloru skóry, wieku czy stanu zdrowia ma te same prawa. I wtedy zwolennicy tej walki uchodzili za rewolucjonistów i wariatów. Wygrali!

Przeczytaj też: Podleśna-Ślusarczyk: "Ciii… Opowiem wam bajkę o piekle kobiet" [OPINIA]

Teraz walka dotyczy prawa do życia niepełnosprawnych, uznania ich godności. Wierzę, że nawet jeśli (a wszystko na to wskazuje) obecny projekt - dotyczący, przypomnijmy tylko tzw. wyjątku dotyczącego zdrowia, a nie wszystkich innych - trafi do zamrażalki sejmowej i nigdy z niej nie wyjdzie, to kiedyś przyjdzie taki czas, gdy uznamy, niezależnie od wyznawanych przez nas wartości i religii, że każde życie ludzkie jest tyle samo warte, i że zdrowie lub jego brak, wygląd czy uszkodzenia nie są i nie mogą być wskazaniem do likwidacji.

To nie jest odbieranie praw komukolwiek, tak jak nie było odbieraniem praw właścicielom niewolników zwrócenie wolności ich poddanym. I jedno, i drugie to wyciągnięcie wniosków z tego, kim jesteśmy i jaka jest nasza natura.

Tomasz P. Terlikowski dla WP Opinie.
Autor jest doktorem filozofii, publicystą, pisarzem, twórcą sześćdziesięciu książek, w tym z dziedziny bioetyki i filozofii. Prywatnie mężem i ojcem piątki dzieci.
Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)