"Teraz byliśmy mniej agresywni"

O współpracy polsko-afgańskiej i funkcjonowaniu Polskich Sił Zadaniowych
w prowincji Ghazni z ich dowódcą płk. Rajmundem Andrzejczakiem rozmawia
mjr Paweł Zaganiaczyk.

"Teraz byliśmy mniej agresywni"
Źródło zdjęć: © PAP

19.12.2008 | aktual.: 19.12.2008 14:24

- Jak oceniłby Pan dotychczasową, ponad miesięczną, działalność PSZ w prowincji Ghazni?

- Niedawno spotkałem się z dziennikarzami afgańskimi na konferencji prasowej. Od nich dowiedziałem się, że nasze dotychczasowe działania są bardzo dobrze oceniane przez samych Afgańczyków. Wynika to z faktu, że naszym głównym celem jest pomoc ludności lokalnej w różnych obszarach ich codziennego życia. Do tej pory do istotnych sukcesów, poza oczywiście operacyjnymi, zaliczyłbym zbudowanie pozytywnych relacji z władzami lokalnymi, m.in. z gubernatorem i radą prowincji, ze starszyznami plemiennymi poszczególnych dystryktów. Innego typu sukcesem pozostaje odbiór naszych działań wojskowych. Moi żołnierze respektują lokalne zwyczaje przeprowadzając operacje wojskowe, słuchają Afgańczyków i liczą się z ich zdaniem.
Prowincja Ghazni leży bezpośrednio na strategicznej drodze między Kabulem a Kandaharem. Stanowi swoistą mieszankę narodowościową o skomplikowanej strukturze plemiennej, co sprawia, że nie jest tu łatwo funkcjonować ludziom z zewnątrz, a takimi jesteśmy. PSZ przejęły odpowiedzialność za prowincję od Amerykanów 30 października. Nie mieliśmy więc zbyt wiele czasu na to, by zapoznać się dogłębnie ze skomplikowaną sytuacją etniczno-polityczną w prowincji. Tym bardziej, że w pierwszym okresie naszego pobytu w Afganistanie musieliśmy skupić się przede wszystkim na przerzucie sprzętu i organizacji baz. Nie zakłóciło to jednak naszej działalności operacyjnej. Przeprowadziliśmy skutecznie operację dostarczenia żywności do Malistanu (stolicy górskiego dystryktu Malistan), która polegała na przetransportowaniu 300 ton żywności na odległość 500 km w trudnym niedostępnym górskim terenie. Można to porównać do wędrówki przez Tatry, z taką różnicą, że baza Ghazni, skąd wyjeżdżaliśmy, położona jest na wysokości 2300 m n.p.m.
a miejsce docelowe naszej wędrówki znajdowało się na wysokości 3900 m n.p.m. Myślę, że żołnierze byli dumni z wykonania tego zadania. Mnie cieszy fakt, że sprzęt który został tam użyty potwierdził kolejny raz swoją wartość Ta operacja bardzo dobrze wpłynęła na nasze relacje z ludnością hazarską. Jednocześnie prowadzimy operacje, które mają na celu zarówno utrzymywanie właściwych relacji z władzami, prowadzenie akcji dystrybucji pomocy humanitarnej, ale również niejednokrotnie wchodzimy do miejscowości, sprawdzając czy nie ma tam broni, czy nie ukrywają się tam Talibowie.

- Czy żołnierze, których ma Pan pod komendą, są dobrze przygotowani do wypełniania swoich obowiązków?

- Najlepszym recenzentem są nasi przełożeni operacyjni - Amerykanie, którzy standardy wykonywania zadań mają bardzo wysokie. Jeżeli amerykańscy dowódcy, amerykańscy oficerowie oceniają nas dobrze, a tak właśnie jest, i to nie tylko w oficjalnych komunikatach, ale i w kuluarach, oznacza to, że nie ma powodów do obaw. Słyszałem takie opinie z ust dowódcy 101 Dywizji Powietrznodesantowej gen. Jeffry`a Schlossera, jak i od moich oficerów łącznikowych. Słyszę również podobne głosy od Afgańczyków. Poza tym sądzę, że o naszym dobrym przygotowaniu może świadczyć fakt, że skutecznie wykonujemy patrole, wzywamy bezpośrednie wsparcie lotnicze, wykorzystujemy systemy inżynieryjne i rozpoznawcze, bezpilotowe środki rozpoznawcze. Jeśli chodzi o przygotowanie profesjonalne moich żołnierzy jestem absolutnie spokojny.

- Jakie problemy sprawia sprzęt, którym dysponuje Pan w Prowincji Ghazni?

- Nowoczesna technika wymaga profesjonalnych systemów obsług. Posiadanie tak dużych ilości sprzętu eksploatowanych w wielkim oddaleniu od baz logistycznych powoduje, że jest to jedno z największych wyzwań. Mogę powiedzieć, że nasza brygada jest absolutnie najnowocześniejszą jednostką Wojska Polskiego w chwili obecnej. Wielokrotnie przekonujemy się sami, że mamy takie środki jakich nie ma żadna inna brygada w kraju. Ale z drugiej strony nikt nie wykonuje podobnych zadań. Nasz zasadniczy sprzęt sprawuje się bardzo dobrze. Rosomaki potwierdziły kolejny raz swoje walory, zaś jeśli chodzi o nowe pojazdy Cougar, sprawiają one nieco więcej problemów. Wynika to z faktu, że są znacznie większe niż pojazdy typu Hummer, mniej stabilne niż Rosomaki i manewrowanie nimi w terenie zurbanizowanym sprawia spore trudności żołnierzom. Jednak na pełną ich ocenę jest zbyt wcześnie bo posiadamy je zbyt krótko. Jeżeli chodzi o śmigłowce, to uważam, że w tych trudnych warunkach sprawują się dobrze. Te maszyny, które zostały
przystosowane do warunków Afganistanu, wykonują zadania w ekstremalnych warunkach, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie widoczności i wysokości. Jeśli chodzi o inny sprzęt to nie słyszałem żadnych słów krytyki. Kiedy pobierałem swoje wyposażenie indywidualne byłem pozytywnie zaskoczony, zwłaszcza porównując je do wyposażenia jakie pamiętałem z Iraku. - Jak są postrzegane PSZ w Prowincji Ghazni?

- Przyjechałem tu pełen obaw, mając w pamięci opinie jakie krążyły w Polsce, jakoby wojsko polskie było źle postrzegane przez Afgańczyków: jako najeźdźca, kontynuator Armii Radzieckiej, która miała złe doświadczenia w walce w Afganistanie. Na miejscu okazało się, że żadna z tych opinii się nie potwierdziła. Ludność, zwłaszcza na początku, była ciekawa jakie będzie nasze nastawienie i co zamierzamy zrobić na ich terenie. Myślę, że początek naszej aktywności, który był mniej agresywny, przyczynił się do tego, że teraz Afgańczycy są wobec nas bardziej otwarci, chętniej z nami rozmawiają. Często spotykam się z gubernatorem, czasami zdarza się że codziennie, wymieniamy poglądy na różne tematy nie tylko służbowe, tak byśmy mogli poznać swoje punkty widzenia. Moi dowódcy batalionów spotykają się z dowódcami batalionów afgańskich i z ludnością lokalną. W czasie tych spotkań nie dochodzą do mnie sygnały negatywnych postaw. Myślę, że ten pomysł, spokojnego i rozważnego, nieagresywnego podejścia do wykonywania zadań
przynosi dobre rezultaty. Nie otwieramy ognia przy każdej sytuacji budzącej wątpliwości. Niemniej jednak mam świadomość, że dysponujemy potężną siłą, która pozwala nam zapewnić bezpieczeństwo w prowincji. Gdy trzeba korzystamy z niej. Dla przykładu w ostatnim tygodniu QRF (Quick Reaction Forces - Siły Szybkiego Reagowania) zostały wysłane kilkakrotnie. W czasie kontaktów ogniowych zużyliśmy dużą ilość amunicji. Nie mamy żadnych obaw co do otwarcia ognia. Natomiast to, co jest podkreślane w dyrektywach, które płyną z ISAF (International Security Assistance Force - Międzynarodowe Siły Wspierające Bezpieczeństwo) czy ze 101 Dywizji, a do czego również my się stosujemy to nakaz, by minimalizować liczbę sytuacji mogących zagrażać ludności cywilnej, bo ona jest tu, tak jak wspomniałem na początku, najważniejsza.

- W jaki sposób Polacy przyczynili się do poprawy warunków życia ludności lokalnej w prowincji Ghazni?

- Zrealizowaliśmy wiele projektów o różnym charakterze. W pierwszej fazie były to projekty dotyczące przygotowania Afgańczyków do zimy. Żołnierze grupy CIMIC zakupili drewno opałowe, ubrania zimowe, narzędzia rolnicze, które dostarczaliśmy prosto do wiosek. W szybkim czasie udało nam się w najbardziej kluczowych rejonach, które były zagrożone realnym głodem czy też nadchodzącą srogą zimą pozyskać serca Afgańczyków. Równocześnie w tym samym czasie swoje projekty długofalowe realizowało polskie PRT (Prowincjonalny Zespół Odbudowy). Amerykanie prowadzą tą działalność od dłuższego czasu, my weszliśmy w ten system bez najmniejszych problemów. Zastępcą dowódcy amerykańskiego PRT jest polski oficer. Mamy też swoich cywilnych specjalistów. Do tej pory zrealizowaliśmy 17 projektów. Żaden z nich nie został oceniony jako chybiony lub nieefektywny. Nasza aktywność w tym obszarze ukierunkowana była przede wszystkim na poprawę infrastruktury, m.in. budowę dróg, remont sierocińca i oddziału położniczego w szpitalu miejskim
w mieście Ghazni. Zbudowaliśmy 30 studni, które dostarczają wodę w obozie dla uchodźców, wyposażyliśmy kilka placów zabaw, w dystrykcie Jaghatu powstał most. To wszystko bardzo pozytywnie wpływa na sytuację bezpieczeństwa, zwłaszcza w stolicy prowincji. Dalsze projekty realizować będziemy także w innych częściach prowincji. Staramy się też blisko współpracować z policją i armią. Z ANA jest to nieco prostsze ponieważ mamy swój zespół doradczo-szkoleniowy (Operational Mentoring Liason Team – OMLT), który prowadzi nadzór i działalność doradczą nad operacją prowadzoną przez ANA. Jeśli chodzi o policję rozważana jest w kraju możliwość wysłania zespołów eksperckich do szkolenia policji w prowincji Ghazni.

- Który ze zrealizowanych projektów spotkał się z największym odzewem wśród Afgańczyków?

- Trudno jest to określić, zbyt krótko tu jesteśmy. Myślę, że na takie podsumowania będziemy mogli sobie pozwolić na zakończenie naszej zmiany. Wiem, że bardzo pozytywnie została odebrana nasza pomoc w sierocińcu, gdzie byłem osobiście. Widać było, że mieszkające tam dzieci są zadbane, że jest tam pomysł na wychowanie i opiekę. Podkreślam, że dzieci są przyszłością i w tym obszarze widzielibyśmy swoją dalszą działalność. Sami Afgańczycy cieszą się z aranżacji terenów zielonych w mieście Ghazni i oświetleniu bazaru w miejscowości Gelan. Mamy jeszcze kilka innych pomysłów, które chcielibyśmy zrealizować, ale o szczegółach nie chcę w tej chwili mówić.

- Czy działania pomocowe są priorytetem dla polskich żołnierzy?

- Absolutnie tak. Poprawa warunków życia mieszkańców prowincji Ghazni jest naszym priorytetem. Oczywiście przeciwnik nie chce oddać nam inicjatywy, stara się wytworzyć barierę pomiędzy ludnością a wojskami koalicji. My robimy wszystko, żeby dać ludziom alternatywę. Staramy się to osiągnąć zarówno w obszarze mentalnym poprzez działania pomocowe w tym poprzez pomoc humanitarną, jak i oddziaływanie informacyjne. Sądzę, że w ostatnim czasie przeciwnik jest zaskoczony tym, że PSZ wyszły aktywnie z baz, są praktycznie cały czas w terenie. To realnie wpływa na poprawę warunków bezpieczeństwa, na pozytywne oceny otrzymywane od Afgańczyków, a to z kolei przekłada się na efektywność naszych działań pomocowych.

Z dowódcą Polskich Sił Zadaniowych w prowincji Ghazni w Afganistanie, płk. Rajmundem Andrzejczakiem rozmawiał mjr Paweł Zaganiaczyk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)