PublicystykaTen Typ Mes: Z ludzi łatwo wydobyć strach, a potem nim zarządzać

Ten Typ Mes: Z ludzi łatwo wydobyć strach, a potem nim zarządzać

Piotr Szmidt (Ten Typ Mes) opowiada Karolowi Szczęśniakowi (Open FM) o nowej, bestsellerowej płycie „AŁA.”, ale także o terapii, która pomogła mu zrozumieć swoje miejsce na świecie, niebezpiecznym narzędziu, jakim jest Internet oraz strachu, którym karmieni są Polacy.

Ten Typ Mes: Z ludzi łatwo wydobyć strach, a potem nim zarządzać
Źródło zdjęć: © East News | TOMASZ URBANEK

13.01.2017 | aktual.: 13.01.2017 16:53


Posłuchaj najlepszego polskiego rapu w stacji Hip-Hop PL w Open FM!
http://open.fm/play/24


Karol Szczęśniak (Open FM): Barack Obama wygłosił pożegnalne przemówienie, a jego następcą zostaje Donald Trump. W obliczu tej informacji jesteś spokojny o światowy porządek?

*Ten Typ Mes: *Nie jestem spokojny, ale też się nie boję, więc rozróżnijmy te dwa uczucia. Jest to żenujące żniwo, które zbieramy po Internecie 2.0, czyli dopuszczeniu komentarzy, lajków do komentarzy i zrobienia ludziom sieczki w głowie przez to, że przestali odróżniać opinię od faktu. Daliśmy większości dostęp do niebezpiecznego narzędzia, ale nie powiedzieliśmy, jak się nim posługiwać. Myślimy o tym, jak dawać większości ludziom dostęp do alkoholu, samochodów, broni. Natomiast możliwość wpływu na świat przez Internet została dana wszystkim bez jakiejkolwiek kontroli przez entuzjastów, którzy założyli, że dzięki temu świat będzie lepszy.

A nie będzie?

Będzie, ale dla wąskiej grupy kumatych, którzy nie lubią krzywdzić innych. Kiedy dajesz komuś broń czy alkohol do ręki, nie należy zakładać, że większość osób będzie wiedziała, jak z tego skorzystać – że nie pije się w pracy, że nie pije się w szkole, że za rzucenie butelką można pójść do aresztu. Nie zakładamy, że każdy to wie, tylko bronimy pewnych rzeczy w trosce, że ludzie mogą nie skumać, do czego służy alkohol, do czego służy broń, do czego służy samochód. I robimy to restrykcyjnie. Entuzjaści Internetu nie wzięli pod uwagę, że z większością wynalazków było tak, że jednak trzeba je w jakiś sposób ludziom przedstawić, pewnych rzeczy im zabronić, a w innych rzeczach wesprzeć.

Jak to wygląda w twoim przypadku? Śledziłeś odbiór twojego albumu „ALA.” przez słuchaczy?

Śledzę, natomiast liczę, że z czasem będzie się to zmieniało. Nagrałem w 2009 roku płytę „Zamach na przeciętność” i osobiście byłem przekonany co do wkładu swojej pracy, czasu jaki poświęciłem i poglądów jakie zawarłem. Wtedy nie był on za dobrze przyjęty, ale wystarczyło odczekać dwa, trzy lata, aby po koncertach zaczęli podchodzić ludzie, mówiąc, że „Zamach na przeciętność” to najlepsze, co nagrałem. Mam nadzieję nagrywać takie płyty, które rezonują z czasem; które mogą być czymś innym w dniu premiery, a czymś innym za pół roku. Właśnie dlatego większość moich płyt jest długa i nasączona treścią. Myślę o sobie w perspektywie gościa, który umrze i rzeczy, które po nim zostaną, więc naprawdę nie ograniczam swojej perspektywy do miesiąca, roku czy też łatwego zarobku. Gdy będę umierał, będzie dobrze, jeśli nikt mi nie zarzuci: „Słuchaj, ale przy tamtej płycie mogłeś się bardziej postarać”. Wtedy, umierając, starałbym się jeszcze wydrapać mu oczy.

Po pierwszym odsłuchu „AŁA.” w głowie pojawił mi się tytuł „Piosenki nie do ogarnięcia”. Miałem wrażenie, że przesadziłeś i że bogactwo, zróżnicowanie tej płyty, może być męczące. Potem jednak odkrywałem kolejne detale i spojrzałem na twój nowy materiał zupełnie inaczej.

Nie nagrywam płyt dla dziennikarzy muzycznych, którzy mają na tyle niewdzięczną rolę – jeżeli są melomanami, a nie traktują pisania o muzyce jak zlecenie – że nie za bardzo mają czas i warunki, żeby z muzyką poprzebywać dłużej, żeby do jakiejś płyty wrócić. Ja natomiast nie jestem dziennikarzem muzycznym i słucham płyt w taki sposób, że jak jedna mi siądzie, to zostaje ze mną na lata. Właśnie takie płyty chciałbym nagrywać.

Nie boisz się, że ktoś włączy twój nowy album i pomyśli „OK, fajne, ale za dużo się tu dzieje, włączę sobie coś prostszego”?

Myślę, że jedno drugiego nie wyklucza. Jeśli masz ochotę na film akcji, to nie znaczy, że jesteś głupi, tylko masz w danym momencie na to ochotę. Z kolei jeśli chcesz przysiąść sobie do filmu typu „Młodość” i porozkminiać wszystkie wątki Paolo Sorrentino, to faktycznie potrzebujesz na to czasu i warunków. Ja akurat jestem na tym etapie życia, że bliżej mi do rzeczy typu „Młodość” niż do melanżowych kawałków 2cztery7. Ale zachęcam też ludzi, którzy potrzebują prostej muzyki, ponieważ nie zakładam, że przez 100 proc. swojego czasu spędzanego z muzyką potrzebują prostej muzyki. Wtedy też można zwariować, inaczej wszyscy byśmy mieli odpalone disco-polo. Oczywiście disco-polo też ma swoje funkcje, są zabawne kawałki na melanż, ale to przecież nie znaczy, że trzeba z tym spędzać całe życie.

Mówisz, że jesteś w takim, a nie innym wieku i że dojrzałeś. Czy zbliża się czas, w którym mógłbyś wydać płytę podpisaną „Piotr Szmidt”?

Nie znajduję w moim pomyśle na muzykę miejsca dla Clarka Kenta i dla Supermena. To jest kwestia rozciągania granic rapowego wizerunku, które to granice zamierzam rozciągać jak dobrą gumę Turbo i zamierzam to wszystko robić w ramach bycia muzykiem, Mesem.

Ta granica już teraz się mocno rozciągnęła. Ostatnio współpracowałeś ze Skubasem, a przy okazji „AŁA.” m.in. z Kortezem i Dawidem Podsiadłą. Do tego chodzi obecność w radiowej Trójce, udział w trasie Męskiego Grania. Niewielu raperów funkcjonuje w takim otoczeniu. Jak się czujesz, kiedy grasz wśród artystów z innego środowiska, być może dla innej publiczności?

Dobrze się czuję wśród artystów, którzy są fachowcami. Nie interesuje mnie postrzeganie hip-hopu jak heavy metalu, że wszyscy są ubrani na czarno, mają długie włosy i są zamknięci na inną muzykę. Interesuje mnie hip-hop jako pełnoprawna forma wyrazu, którą wszyscy zajmujący się słowem i rytmem mają darzyć jak najwyższym szacunkiem, jeśli zetkną się z dobrym hip-hopem. Wtedy już nie mają wnikać, czy to jest taki czy inny festiwal. Czuję się doskonale, kiedy gram przed jakąś muzyczną postacią ze świata gitar, którą podziwiam i czuję się nie do końca komfortowo, kiedy po mnie gra ktoś, kogo umiarkowanie podziwiam. Na każdym festiwalu bywają takie rozkminy, ale na moją muzykę nie ma to wpływu.

Całą piosenkę „Mój terapeuta” poświęciłeś swojej terapii. Czego dowiedziałeś się o sobie w trakcie tych spotkań?

Dowiedziałem się dużo o świecie i swojej mniejszej w nim roli niż wcześniej sądziłem. Jeśli chodzi o skutki uboczne, to są pojedyncze. To są pojedyncze sesje terapeutyczne, gdzie się wychodzi, bo dotknęło się tematu, który był mocny i kłujący. Ale na terapię, jak na większość rzeczy, które się trenuje, po prostu trzeba patrzeć w trochę szerszym kontekście czasowym. Może cię trochę boleć mięsień, który trenujesz w dniu treningu, możesz mieć zakwasy potem, ale koniec końców szansa, że będziesz pół roku później wyglądał dużo lepiej i czuł się dużo lepiej po intensywnym treningu jest ogromna, więc trochę do tego sprowadzam terapię z dobrze dobranym specjalistą.

Wracając do twojej poprzedniej płyty, co robi teraz Janusz Andrzej Nowak ( bohater jednej z piosenek Tego Typa Mesa będący projekcją stereotypowego Polaka – przyp. red.)?

Myślę, że się boi i to jest problem. Daje zarządzać swoim strachem i to mnie trochę martwi. To, że łatwo wydobyć z ludzi strach, a potem nim zarządzać. To jest niesamowity potencjał dla rządzących czy manipulujących, wystarczy najpierw wmówić strach, a potem go kierunkować. Przecież prawdziwym strachem powinny napawać nas wypadki z pijanymi kierowcami czy śmiertelne choroby. Ale ludzie nie przestają pić za kółkiem, nie powstrzymują innych pijanych, którzy chcą jechać samochodem, nie chodzą wcześniej się badać, a dali sobie wmówić strach przed tymi, których nigdy nie widzieli na oczy.

Masz wrażenie, że twoja dorosłość muzyczna trafiła na dobry okres dla polskiej muzyki, dzięki czemu możesz zaprosić takie a nie inne postaci na swoją płytę?

Wątpię. Myślę, że jeżeli chodzi o osobowości, poglądy, rys charakteru, to polska muzyka niehip-hopowa jest bezbrzeżną pustynią z kilkoma oazami, na którą można wjechać legionami artystów, a ona wciąż będzie niezapełniona.

A czy był ktoś, o kim myślałeś w kontekście tej płyty, a nie udało się sfinalizować tej współpracy?

Zawsze chciałem coś zrobić z Natalią Przybysz i zawsze chciałem coś zrobić z Brodką, ale już się trochę poodbijałem, więc może zaczekam aż one będą chciały coś zrobić ze mną. To dotyczyło poprzedniego albumu („Trzeba było zostać dresiarzem”). Przy tej płycie miałem już komfort, że pracowałem niemal ze wszystkimi, z którymi chciałem.

Czy jedna ze zwrotek „Czy ty to ty” mogłaby być brakującym elementem „Otwarcia” (piosenka rozpoczynająca „Kandydatów na szaleńców”, trzecią solową płytę Mesa – przyp. red.)?

Pewnie, w obydwu przypadkach mamy do czynienia z niekontrolowanym wypływem szczerości przed programem typu edytor tekstu, z minimalną ilością kontroli, a maksymalną ilością emocji. W podobny sposób powstały kawałki „Wiedzą”, „Mój terapeuta”, „Nieiskotne” i „Pytajniki”. Jeśli chodzi o dbałość o formę i z przemyślenie pewnych emocji, to z reguły jest sinusoida, raz było coś pisane błyskawicznie, z ogniem, a raz na zasadzie to może zróbmy piosenkę o czymś, co mnie wkurwia, np. o tym, że mało czytam.

Wspomniałeś o utworze „Wiedzą”. Czy to zamknięcie tematu rozstań, które w pewnym momencie trapiły Alkopoligamię?

Tak. Napisałem i opublikowałem tę piosenkę wtedy, kiedy czułem, że jest na to odpowiedni moment. Byłoby zbyt dużym ukłonem w stosunku do świata plotek, gdybym odpowiedział dokładnie wtedy, kiedy plotkarze życzą sobie pisać o tym na Facebooku. Nie, ja wtedy byłem zajęty smuceniem się, natomiast przetrawiłem to i miałem ochotę powiedzieć o tym w sierpniu.

„AŁA.” to dziesiąta płyta z twoim udziałem, za chwilę twoja wytwórnia Alkopoligamia.com będzie świętować 10. urodziny. Czy w trakcie imprezy, którą macie w planach, będziesz sięgał do muzycznej przeszłości, starając się uporządkować swój dotychczasowy dorobek?

Jeśli sięgać do przeszłości, to tylko po to, żeby uważniej odbierać teraźniejszość, patrzeć teraz na ulicę, widzieć niepokojące mechanizmy, które dały się wcześniej poznać i projektować jak najlepszą przyszłość dla Polaków. Jesteśmy piękni i mamy rozpierdalać, ale nie rozpierdalać rocznicami i rekonstrukcjami, tylko wytworami sztuki, przemysłu i rzemiosła. A impreza urodzinowa jest oczywiście w planach. Czasami warto przesunąć coś tydzień czy miesiąc do przodu, aby zorganizować to tak, żeby miejsce było wyjątkowe, żeby dojazd do tego miejsca był spoko. To będą ultrawzruszające i bardzo nietrzeźwe 10. urodziny. Przez pierwsze 3 lata nie mieliśmy w ogóle siedziby, nie sądziliśmy, że to potrwa tyle czasu i tak zaowocuje.

Zostańmy jeszcze na chwilę w przeszłości. Czy historia z Flexxipem będzie miała swój ciąg dalszy, czy skończy się na reedycji waszej płyty „Fach”?

Zarówno z Flexxipem, jak i z 2cztery7 moja postawa jest właściwie tak sama. Jeśli pozostała część zespołu wjedzie i powie „słuchaj, kurwa, musimy zrobić taki, a nie inny, album i zrobię wszystko, żeby cię do tego przekonać”, to ja powiem „taki to zrób sobie solowy, ale możemy zrobić trochę taki jakbym ja chciał”. I jeżeli zaczną się tego typu spory zainicjowane przez tych bardziej uśpionych członków zespołu, to jestem w stanie rozjebać z nimi świat, ale nie jestem zwolennikiem takich powrotów, że aktywna zawodowo i artystycznie część ciągnie za uszy tych, którzy się zastanawiają, czy wrócić. Musi być na odwrót.

Rozmawiamy w twoim mieszkaniu, które Stasiak nazwał „laboratorium”. Czy to nazwa, która funkcjonuje od dawna wśród twoich znajomych i współpracowników? Jaką rolę pełni w twoim życiu artystycznym to miejsce?

To jest nowe sformułowanie, która zastąpiło „kawalerkę u Mesa”. Laboratorium jak najbardziej pasuje, robię tu płyty, nagrywam wokale, piszę. Nie ma tutaj tabunu ziomów z Brooklynu z blantami i koksem, nie ma konsoli, faktycznie jest tu dość laboratoryjna atmosfera. Ale w momencie, kiedy robi się głośno, kiedy pozapalane są wszystkie dziwne światła, kiedy jest sporo zużytej kawy, w mojej głowie dzieje się najlepsza możliwa impreza. I nie ma lepszego uczucia niż dogrywanie ostatnich chórków do piosenki. Nie na niczego lepszego.

Rozmawiał: Karol Szczęśniak, Open FM, dla WP Opinie

Piotr Szmidt aka Ten Typ Mes - producent muzyczny, założyciel i szef wytwórni Alkopoligamia, a przede wszystkim jeden z najlepszych polskich raperów. Mieszka i tworzy w Warszawie. Związany z formacjami Flexxip i 2cztery7. Od 2005 roku nagrywa solo jako Ten Typ Mes. Wydana w 2016 roku płyta „AŁA.” to jego szósty autorski album.

Karol Szczęśniak – dziennikarz muzyczny. Music programmer radia internetowego Open FM. Były szef muzyczny Akademickiego Radia „Centrum” w Lublinie. W przeszłości związany również m.in. z „Machiną”, „Co jest grane” i „PULP”.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)