Ten "potężny cios" przewrócił Polskę do góry nogami
Początek roku 2010 upłynął pod hasłem dalszego ciągu afery hazardowej, a przede wszystkim przecieku z akcji CBA, do którego miało nastąpić w warszawskiej restauracji pod wdzięczną nazwą "Pędzący Królik". Członkowie sejmowej komisji śledczej przez długie miesiące tropili kto, komu i co miał przekazać w tym ciekawym miejscu. Czy udało się im dociec prawdy i rozwiązać zagadkę? Po zeznaniach Mariusza Kamińskiego, ówczesnego szefa CBA, okazało się, że jedno stało się pewne. Prace komisji wkroczyły w decydującą fazę i żarty się skończyły. Efektem tego było kilka dymisji w rządzie, przetasowania na scenie politycznej i być może koniec kariery kilku polityków i biznesmenów.
14.12.2010 | aktual.: 27.12.2010 07:02
Prolog
"Pędzący Królik", to restauracja, jak wiele innych, w centrum Warszawy. Jeśli chodzi o dość oryginalną nazwę to trzeba sięgnąć do literatury, a dokładnie do "Alicji w krainie czarów" Lewisa Carrolla. Tytułowa bohaterka, mała dziewczynka Alicja pobiegła za Białym Królikiem do ciemnego korytarza. Tak rozpoczęła się podróż do Krainy Czarów, gdzie żyją bajkowi bohaterowie: mówiące zwierzęta i śpiewające kwiaty. Pędzący Królik obok Alicji jest głównym bohaterem książki. Nikt nie wie dokąd pędzi. Po prostu pędzi, a Alicja za nim. Czy warszawska restauracja o tej wdzięcznej nazwie jest też takim baśniowym światem?
Jej właścicielka Ewa Zaborowska, absolwentka ASP swój lokal założyła pięć lat wcześniej niż sprawa afery hazardowej rozsławiła to miejsce. Do owej chwili ani jej restauracją, ani nią samą nie interesowały się media. Wszystko zmieniło się w dniu, kiedy Mariusz Kamiński, były szef CBA, precyzyjnie wskazał to miejsce i czas – 24 sierpnia 2009, późne popołudnie – kiedy to jego zdaniem doszło do przecieku ws. działań CBA związanych z pewną aferą korupcyjną.
„Jak przystało na lokal, w którym zdarzają się przecieki w najważniejszych sprawach naszego kraju, "Pędzący Królik" przypomina lokal z amerykańskiego filmu klasy B. Jego głównym motywem są nawiązania do Alicji w krainie czarów, ale w wydaniu, które - zdaje się - przekroczyłoby wrażliwość Lewisa Carrolla. Ta plątanina pretensjonalnych mebli, neonów i lad chłodniczych ma jednak bezpośrednie połączenie z samym mózgiem CBA.” – opisał wspomnianą restaurację Maciej Nowak, krytyk kulinarny w swoim felietonie w stołecznej „gazecie.pl”.
Od premiera do Pędzącego Królika
Następstwem, „potężnego ciosu, który wywrócił polską scenę polityczną”, czyli afery hazardowej, było powstanie sejmowej komisji śledczej, która miała zbadać nieprawidłowości przy pracach nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych. Przewodniczącym komisji został poseł Platformy Obywatelskiej Mirosław Sekuła. Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznawał przed ową komisją sejmową, nazywaną w skrócie ds. afery hazardowej. W czasie tego przesłuchania przedstawił swój scenariusz przecieku o akcji CBA ws. ustawy hazardowej. Natomiast komisja ustaliła kolejność spotkań, w czasie których mogło dojść do przecieku. 1. 14 sierpnia 2009 r. przychodzi Kamiński do premiera. Donald Tusk dowiaduje się od szefa CBA Mariusza Kamińskiego o kontaktach Sobiesiaka i Koska z Chlebowskim i podejmowanych przez nich działaniach dotyczących korzystnych dla biznesmenów zmian w ustawie hazardowej. Premier Tusk
zapowiada objęcie prac nad ustawą osobistym nadzorem. Kamiński zapewnił komisję, że podczas spotkania z premierem Donaldem Tuskiem 14 sierpnia 2009 roku powiedział szefowi rządu, że ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki i ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski uczestniczyli w nielegalnych działaniach lobbingowych w pracach nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej.
2. Premier prosi Drzewieckiego o wyjaśnienie sprawy usunięcia przepisu o dopłatach z projektu ustawy i przygotowanie przez niego harmonogramu prac nad ustawą. Drzewiecki wyjaśnia, że treść pisma z 30 września, w którym zwrócił się o wykreślenie z projektu ustawy zapisu o dopłatach, była efektem błędu przygotowujących je urzędników. Drzewiecki twierdzi, że zamierzał dokonać zmian jedynie w uzasadnieniu do projektu ustawy.
3. 19 sierpnia 2009 – Premier spotyka się z Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną, by wyjaśnić wątpliwości wokół prac nad ustawą hazardową
4. Tusk spotyka się też z Chlebowskim i wypytuje go o jego zaangażowanie w prace nad ustawą hazardową.
5. Premier poleca wiceministrowi Kapicy przygotowanie nowych założeń zmian do ustawy. Branża hazardowa ma zostać obłożona nowym, zryczałtowanym podatkiem, z którego zyski mają być większe niż te, które miało przynieść wprowadzenie dopłat.
6. Według opisu Kamińskiego – tuż po spotkaniu z premierem – 20 sierpnia Marcin Rosół, szef gabinetu politycznego Drzewieckiego "rozpoczyna histeryczną akcję związaną z wycofywaniem kandydatury Magdaleny Sobiesiak z konkursu na członka zarządu Totalizatora Sportowego.” Rosół relacjonował, że na tym spotkaniu powiedział M. Sobiesiak, że nie ma przeszkód merytorycznych i formalnoprawnych, aby kandydowała, jednak z uwagi na donosy na jej ojca zasugerował jej, aby wycofała aplikację.
7. 24 sierpnia Rosół spotyka się z Magdaleną Sobiesiak w warszawskiej kawiarni "Pędzący Królik". Według przypuszczeń Kamińskiego, właśnie wtedy nastąpił przeciek informacji o działaniach CBA. "Po tym wydarzeniu zaczyna się dziać rzecz jednoznacznie wskazująca na to, że Ryszard Sobiesiak został uprzedzony o działaniach CBA" - ocenia Kamiński. Kamiński przypuszcza, że Rosół wie to od Drzewieckiego, a ten od premiera. 8. Po spotkaniu z Marcinem Rosołem, jeszcze tego samego dnia, Magdalena Sobiesiak wycofuje się z walki o miejsce w zarządzie Totalizatora Sportowego.
9. Następnego dnia, 25 sierpnia Rosół informuje wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza, że Magdalena Sobiesiak wycofuje się z konkursu na członka zarządu Totalizatora Sportowego.
10. Tego dnia Sobiesiak miał spotkać się z Drzewieckim, ale do spotkania nie doszło. Natomiast Sobiesiak dzwonił do Sykuckiego - ówczesnego prezesa Totalizatora Sportowego - informując go, że Magda rezygnuje. Sobiesiak rozmawiał też z prawnikiem. Mówił mu, że Magda zrezygnowała, bo choć „miała dobre papiery, ale niedobrego tatusia”.
11. Tego samego dnia Sobiesiak wyjechał na Mazury, na spotkanie z kolegami. Do jednego z tych kolegów dotarł „Dziennik”. Anonimowo powiedział on redakcji, że 25 sierpnia spotkał na stacji benzynowej na Mazurach Ryszarda Sobiesiaka. Sobiesiak już wtedy wiedział, że jest obserwowany i że jego telefon jest na podsłuchu.
12. Od tego mniej więcej czasu urywały się też telefoniczne kontakty Sobiesiaka i Chlebowskiego. Panowie spotykają się jeszcze – podobno przypadkowego – na cmentarzu w Marcinowicach 31 sierpnia 2009 r. Wspólny kolega Sobiesiaka i Chlebowskiego dzwonił wcześniej do biznesmena mówiąc: „Zbyszek prosi o dyskrecję, masz być o tej i o tej porze na CPN”. Obaj spotykają się na stacji i jadą w kierunku pobliskiego cmentarza, 20 minut krążą między grobami.
Z podsłuchanych rozmów wynikało, że Sobiesiak prawdopodobnie już wie o operacji CBA prowadzonej w związku z pracami nad ustawą hazardową – przypuszczał Kamiński. Opisując tę sekwencje zdarzeń Kamiński zasugerował, że przeciek wyszedł z kancelarii premiera po spotkaniu premiera z Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną. Ale żadnych dowodów na to nie przedstawił.
Kogo „załatwił” "Pędzący Królik"?
Zeznania Mariusza Kamińskiego przed komisją hazardową układają się z pozoru w prostą i logiczną całość. Jego zdaniem w przeciek zamieszani byli: premier Donald Tusk, Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki i Marcin Rosół.
Na początku swojej swobodnej wypowiedzi przed komisją śledczą, Kamiński wyraźnie zaznaczył, że przyszedł do premiera i złożył mu informację, ponieważ miał to być test na przywództwo dla Donalda Tuska. – Jeśli Donald Tusk nie przejdzie testu na przywództwo, to cena, jaką zapłacą on i jego współpracownicy, będzie wysoka. – powiedział Kamiński. Ta deklaracja była wyraźną chęcią uwikłania premiera w sprawy lobbingowe, wykraczające poza prawo, sprawy niejasne i trudne do wytłumaczenia. Jednak właśnie ta wypowiedź poddała w wątpliwość deklaracje o apolityczności działań szefa CBA. – PiS powinno zmienić logo na Pędzącego Królika - tak Sławomir Nowak komentował w Radiu Zet przesłuchanie przed komisja hazardową Mariusza Kamińskiego. Zasugerował, że cele PiS-u i osób, które wywołały aferę hazardową, są czysto polityczne. - Celem politycznym posłów opozycji w komisji śledczej, niestety również utrącenie głównej formacji - dodał.
W wyniku działań komisji śledczej posypały się dymisje
5 października 2009 – minister sportu Mirosław Drzewiecki sam podaje się do dymisji. 7 października 2009 - dymisje składają wicepremier Grzegorz Schetyna, minister sprawiedliwości, Andrzej Czuma oraz wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld. Ofiarą rzuconą na pożarcie mediów i opinii publicznej stał się też Marcin Rosół. Reakcją Platformy było potępienie oraz odcięcie się od działań Rosoła, wypowiedziane ustami Jarosława Gowina. – My się musimy w Platformie uważnie przyjrzeć kanałom awansu. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: jak to się stało, że przyjaciele Ryszarda Sobiesiaka zajęli tak ważne stanowiska w naszych strukturach, a nawet w rządzie – powiedział w „Kontrwywiadzie” RMF FM. Tym samym dano wszystkim do zrozumienia, że były asystent ministra sportu działał w aferze hazardowej w pojedynkę, a jego działań nie należy utożsamiać z partią. To przesądziło o tym, że Rosół ma już w zasadzie z głowy swoją karierę polityczną.
Kolejny trafiony–zatopiony to sam Mariusz Kamiński. Tusk odwołał go z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego 13 października 2009 r. Zarzucił mu m.in., że w kontekście tzw. afery hazardowej wykorzystał Biuro do celów politycznych oraz posługiwał się insynuacją i kłamstwem. Zgodnie z przepisami, premier mógł go odwołać po zasięgnięciu opinii prezydenta, Kolegium ds. Służb Specjalnych i sejmowej speckomisji. Dwa ostatnie organy pozytywnie zaopiniowały wniosek Tuska. Natomiast prezydent Lech Kaczyński, przed odwołaniem szefa CBA, nie wydał pisemnej opinii w tej sprawie. Natomiast w mediach zapowiedział, że będzie to opinia negatywna dla jego odwołania.
Mariusz Kamiński po odwołaniu stwierdził, że nie ma żadnych wątpliwości, że został pozbawiony funkcji, dlatego że ujawnił i wykrył aferę hazardową. – Jestem przekonany, że było to moim obowiązkiem - powiedział już były szef CBA komentując swoje odwołanie.
Sejmowa komisja śledcza kończy prace
Według Mirosława Sekuły, szefa „komisji hazardowej”, w projekcie sprawozdania z prac komisji, źródłem "przecieku" informacji o działaniach operacyjnych ws. afery hazardowej było samo CBA, a nie Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, jak sugerował Mariusz Kamiński. Projekt sprawozdania z prac komisji, w wersji zaproponowanej przez Sekułę wzbudził oburzenie jej członków. Beata Kempa z PiS stwierdziła, że opracowanie szefa komisji to "wypociny na poziomie dwói z minusem" – podsumowała z oburzeniem. Propozycja Sekuły nie spodobała się też wiceprzewodniczącemu komisji Bartoszowi Arłukowiczowi z Lewicy. W konsekwencji posłowie złożyli cztery zdania odrębne. Własne wersje przedstawili śledczy z PiS, Lewicy, PSL, a także PO. Opozycja wskazywała w nich na nielegalny lobbing polityków PO podczas prac nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych.
Tymczasem w głównym raporcie znajduje się zupełnie odwrotna teza. Na początku sierpnia br. posłowie przyjęli do tego tekstu poprawki. Raport, który powstał w ten sposób mówi, że politycy PO nie brali udziału w nielegalnym lobbingu ws. ustawy hazardowej, choć ich zeznania są momentami mało wiarygodne, a źródłem przecieku o akcji CBA mogło być tak samo Biuro, jak i Kancelaria Premiera.
Dokument zawiera też m.in. zapisy mówiące, że komisja nie znalazła dowodów potwierdzających zarzuty b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego, dotyczące udziału polityków PO w nielegalnym lobbingu prowadzonym w związku nowelizacją ustawy hazardowej.
Epilog
„Było tam wejście do ciemnego korytarza, do którego Alicja bez wahania weszła. Tak rozpoczęła się podróż do Krainy Czarów”. Czy wejście niektórych bohaterów afery hazardowej do Pędzącego Królika w Warszawie, było wejściem do krainy czarów? Chyba jednak nie. Z perspektywy czasu przypomina to raczej tylko wejście do ciemnego korytarza, który nie może nikogo doprowadzić do jasnej przestrzeni w zaczarowanej krainie prawdy.
Może choć właścicielka lokalu coś na tym zyskała? - Proszę się rozejrzeć. Czy "Pędzący Królik" wygląda na miejsce, w którym będą serwowane drinki Miro, Rycho i Zbychu? Nasi klienci to aktorzy, muzycy, choć oczywiście także politycy. Jako właściciela lokalu najbardziej cieszy mnie, że w jednym kącie siedzi słynny dyrygent, w drugim pianista i przyjaźnie do siebie machają na powitanie – opowiadała w wywiadzie dla „Newsweeka” właścicielka Pędzącego Królika. Zapowiedziała też, że nie wykorzysta politycznej afery do promocji lokalu. Układając menu z zupami, nie chce grać nazwiskiem Rosoła, ani drinków nazywać imionami Miro, Rychu i Zbychu – pisał Wiktor Ferfecki w „Rzeczpospolitej” w artykule: Krótki żywot Pędzących Królików.
W zasadzie, to szkoda, bo z marketingowego punktu widzenia warto było wykorzystać przypadkowe rozsławienie tego miejsca. Choć z drugiej strony odegranie pierwszoplanowej roli w aferze politycznej wcale nie musi lokalowi służyć. Może wręcz zaszkodzić. Tak, jak główne danie w menu afery hazardowej, czyli Rosół, podawany na różne sposoby, nikomu nie przypadł do gustu. Jednym stanął przysłowiową kością w gardle, niektórych naraził na niestrawność, a innym odbija się czkawką do dnia dzisiejszego.
Małgorzata Jaworska, Wirtualna Polska