PolskaTeczkowa burza na Uniwersytecie Jagiellońskim

Teczkowa burza na Uniwersytecie Jagiellońskim

Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof.
Karol Musioł rozmawiał z pięcioma pracownikami uczelni,
których nazwiska znalazły się na liście tajnych współpracowników
SB, ujawnionej przez działaczkę podziemnej "Solidarności" Barbarę
Niemiec. Rektor nie chciał komentować przebiegu i treści tych
rozmów.

Tymczasem prof. Tomasz Gąsowski, badający inwigilację krakowskiej uczelni, ogłosił, że jednej z osób - doktora Marka Kuci z Instytutu Socjologii UJ - nie można w jakikolwiek sposób łączyć z osobą o tym samym imieniu i nazwisku figurującą na liście tajnych współpracowników SB.

W wydanym w piątek komunikacie władze UJ wyraziły ubolewanie, "że dr Marek Kucia stał się ofiarą przypadkowej zbieżności imion i nazwisk".

Po południu krakowski IPN poinformował, że błąd w identyfikacji osoby powstał poza Instytutem. "IPN nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji prasowych oraz sposób ich interpretacji i wykorzystania przez osoby i instytucje, którym informacje te zostały przekazane przez osobę pokrzywdzoną" - podkreśliła w komunikacie dla mediów rzeczniczka krakowskiego IPN Dorota Koczwańska-Kalita.

Dodała, że noty, które otrzymują z IPN osoby uznane za pokrzywdzone zawierają dane pozwalające w pełni zidentyfikować osobę funkcjonariusza lub współpracownika SB, a więc tam oprócz pseudonimu, imię i nazwisko, stopień lub stanowisko służbowe, miejsce pracy (lub nauki), data urodzenia i imię ojca.

Także Barbara Niemiec nie czuje się odpowiedzialna za błąd. To nie ja błędnie skojarzyłam te osoby - powiedziała Niemiec. Dodała, że redakcja "Gazety Polskiej" nie chciała publikować szczegółowych danych z not IPN, bojąc się ujawnienia wszystkich danych osobowych. Nie byłoby wielkiej sprawy, gdyby ktokolwiek z UJ poprosił mnie o dostarczenie tych z dokumentów - uważa Niemiec.

Jej zdaniem zawsze istnieje ryzyko błędu, a czasem dla większego dobra warto ponieść taką przykrość. Żeby tego uniknąć można niczego nie robić, czyli zostawić państwo tak jak jest "zaubeczone", uczelnie i inne instytucje. Ryzyko trzeba podjąć (...) a ci, którzy boją się lustracji, to ich problem - powiedziała Niemiec.

Kucia mówił w piątek, że nie ma do nikogo pretensji. Na szczęście wiem i pamiętam, co robiłem w życiu, a czego nie robiłem - powiedział Kucia. Dodał, że początkowo nie wiedział, dlaczego rektor zaprasza go w piątek na rozmowę; nie zamierzał na nią iść i chciał wyjaśnień, ale zanim to uczynił sytuacja się wyjaśniła i został przeproszony przez rektora.

Zdaniem Kuci sa inne niż uniwersytet instytucje powołane do postępowań w tego typu sprawach. Gdyby sprawa się do piątku nie wyjaśniła to nie wiem, czy mógłbym się jeszcze poruszać po uniwersytecie. To efekt kuli śniegowej. Nie wiem, co by mówili moi studenci i moi koledzy. Wszyscy rozmawiali ze mną w duchu: "wiedzą, że to nie ja", ale oczekują, żebym ja im to potwierdził - powiedział.

Władze UJ wystąpiły do IPN o potwierdzenie listy. Jednak zgodnie z prawem wyższa uczelnia nie może otrzymać statusu pokrzywdzonego, a tylko pokrzywdzonemu IPN może ujawnić dane dotyczące agenta, więc Instytut odmówił informacji na ten temat.

"Mamy nadzieję, że los zgotowany panu dr Markowi Kuci będzie przestrogą dla autorów kolejnych tego typu publikacji. Suche listy imion i nazwisk agentów SB, bez szerszej informacji o osobach na nich figurujących, mogą stać się przyczyną wielu ludzkich dramatów" - podkreślono w komunikacie UJ.

Listę 21 osób, w tym sześciu nazwisk odpowiadających nazwiskom pracowników UJ, ujawniła 23 listopada na łamach "Gazety Polskiej" działaczka podziemnej "Solidarności" Barbara Niemiec, która otrzymała od IPN status osoby pokrzywdzonej.

W piątkowej "Gazecie Wyborczej" prof. Andrzej Romanowski z Instytutu Polonistyki UJ opublikował list otwarty do rektora UJ zatytułowany "Przyłączył się Pan do nagonki", w którym napisał, że rektor prof. Karol Musioł "jest pierwszym, który nie stanął w obronie pracowników - ich poniewieranej (słusznie czy niesłusznie) czci, ich ludzkiej godności".

Po ujawnieniu listy na UJ postanowiono wyjaśnić sprawę. Kolegium rektorskie, kolegium dziekańskie, przedstawiciele samorządu studenckiego UJ oraz przedstawiciele NZS UJ uznali przy tym, że wobec osób, których nazwiska znajdują się na listach tajnych współpracowników SB, w tym postępowaniu wyjaśniającym stosowana będzie zasada domniemania niewinności, a podejmowane decyzje będą zgodne z obowiązującymi przepisami.

Jednocześnie podano, że społeczność akademicka oczekuje, iż osoby, których nazwiska znalazły się na liście opublikowanej w "Gazecie Polskiej", korzystając z wszelkich dostępnych im możliwości, wyjaśnią swój status. Aby to ułatwić, mogą poprosić rektora o urlop naukowy, połączony z zawieszeniem pełnienia funkcji kierowniczych i obowiązków dydaktycznych.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)