ŚwiatTe kobiety zawstydziłyby niejednego mężczyznę

Te kobiety zawstydziłyby niejednego mężczyznę

Kobiety w polskim wojsku nie budzą już sensacji, ale wciąż muszą udowadniać, że to dla nich odpowiednie miejsce. Oprócz potencjalnego wroga mają do pokonania jeszcze jedną przeszkodę - stereotyp. "Polska Zbrojna" pisze o kobietach, które od dziecka marzyły o mundurze. Dziś spełniają swoje marzenia, realizując się w tradycyjnie "męskim" zawodzie.

Te kobiety zawstydziłyby niejednego mężczyznę
Źródło zdjęć: © Stowarzyszenie Babieloty | Kamila Prochera

24.10.2011 | aktual.: 27.10.2011 12:24

W 2 Pułku Saperów w Kazuniu służy jedenaście kobiet. Wśród nich jest kapitan Agnieszka Królak, oficer sekcji wychowawczej, i kapral Elżbieta Jarosz, dowódca drużyny wydobywania i oczyszczania wody. Obie wstąpiły do wojska w czasach, kiedy obecność płci pięknej w takim miejscu budziła sensację, a wielu mężczyzn nie mogło przyjąć do wiadomości, że moro pasuje też paniom. Dziś, choć jest dużo lepiej, wciąż muszą czasem udowadniać, że służba w armii nie była jedynie chwilowym kaprysem. By pokazać, że "męski" zawód może się stać także kobiecą pasją, wzięły udział w projekcie "I co się dziwisz", przygotowanym przez Stowarzyszenie Twórcze i Edukacyjne "Babieloty", mającym zwrócić uwagę na stereotypowe postrzeganie męskich i kobiecych ról w życiu zawodowym oraz społecznym.

Płeć równa płci

- Nasz projekt pokazuje, że czasy podziału na męskie i damskie profesje powoli się kończą, choć jest jeszcze wiele do zrobienia - zapewnia Magdalena Czajkowska, koordynatorka projektu. - Kobiety chcą uczestniczyć w życiu społecznym, spełniać się w zawodach, które dają im satysfakcję. Wiedzą, że mają do tego prawo oraz predyspozycje i kwalifikacje. Poprzez naszą akcję chciałyśmy pokazać te panie, które odważyły się przełamać bariery i uświadomić społeczeństwu, że płeć w żaden sposób nie powinna być ograniczeniem. Kobiety w mundurach świetnie wpisały się w nasze przedsięwzięcie - mówi Czajkowska.

Kapitan Królak i kapral Jarosz wzięły udział w pierwszej jego części - wystawie fotograficznej przedstawiającej panie wykonujące zawody postrzegane jako męskie. Na zdjęciach obok saperek z Kazunia można zobaczyć kobietę strażaka, kierowcę autobusu, kominiarza, mechanika samochodowego. - Projekt stał się okazją, by pokazać, jak służymy - wyjaśnia kapitan Królak. - Poczytujemy sobie za zaszczyt, że dowódca wybiera nas do kontaktów z mediami, do akcji promocyjnych. Jednak takie pokazywanie kobiet nie zawsze nam pomaga. Ważne jest, by zachować równowagę, bo niektórym mężczyznom może to przeszkadzać. Służymy tak samo, mamy takie same obowiązki, tak samo sprawdzamy się w służbie, ale nie możemy zapominać, że poniekąd dzięki mężczyznom możemy się w wojsku realizować - twierdzi kapitan.

Udział w projekcie to też efekt otwarcia się wojska na społeczeństwo. - Jeśli coś jest hermetyczne, niedostępne, to ludzie się tego boją. Dziś nie mamy służby zasadniczej, ale wciąż musimy być gotowi na ewentualny konflikt. Dlatego poprzez takie wychodzenie do ludzi, akcje promocyjno-informacyjne, zachęcamy innych do służby. Wierzymy, że inicjatywa stowarzyszenia stała się promocją nie tylko kobiet w mundurach, lecz także naszej jednostki i całego wojska - uważa Agnieszka, a Elżbieta dodaje - Być może dzięki naszym zdjęciom panie, które nie mają do czynienia z wojskiem, przekonają się, że mogą się spełniać także w zawodzie żołnierza. Co innego, gdy się tylko słyszy o kobietach w wojsku, a co innego, gdy się je zobaczy - mówi.

Pozostać kobietą

Dziewczyny z Kazunia chętnie wzięłyby udział także w kolejnej części projektu, czyli warsztatach tematycznych dotyczących między innymi malowania ścian, wymiany koła w samochodzie czy posługiwania się wiertarką. - Dla czystej przyjemności. Bo nie mogę powiedzieć, że nie wbijałam gwoździ czy nie trzepałam dywanów. Ostatnio zdarzyło mi się nawet naprawić kran, który podobno był nie do naprawienia - śmieje się kapral Ela.

Kobietom żołnierzom trudniej jest okazać słabość przy partnerach. A gdy są to związki mundurowe, jak w przypadku Eli i Agnieszki, sprawa jest bardziej złożona. - Jak powiedzieć mężowi, który zna moją pracę od podszewki i wie, co potrafię, że nie mogę sobie z czymś poradzić? To właśnie jest ten minus, prywatnie jesteśmy postrzegane przez pryzmat wykonywanego zawodu, jako takie twarde baby, co to nigdy nie płaczą. Czasem jednak potrzebujemy wesprzeć się na silnym, męskim ramieniu - wyjaśnia kapitan Agnieszka, która jeszcze na studiach poznała przyszłego męża. Byli w jednej drużynie, w jednym plutonie, później razem trafili do Kazunia. - A teraz mnie pierwszej udało się awansować, co jednak nie odbija się negatywnie na relacjach w domu. Mąż widzi, jak pracuję i cieszy się z moich osiągnięć - wyjaśnia Królak.

Kapral Jarosz z uśmiechem wspomina sytuację, kiedy trzeba było wypakowywać bagaże z samochodu i partner wręczył jej kilka toreb. Gdy powiedziała, że ich nie uniesie, ze zdziwieniem stwierdził - Takie ciężary wyciskasz, a kilku toreb nie możesz udźwignąć? Przyjęła więc taktykę "na słabeusza" i czasem, nawet gdy jest w stanie coś zrobić, udaje, że nie potrafi. - W pracy mogę robić wszystko to, co do mnie należy. Ale prywatnie wcale nie jestem za równouprawnieniem. Chciałabym, aby to mężczyzna był głową rodziny i czuł prawdziwą męską odpowiedzialność za swoich bliskich. Ja mogę założyć fartuszek i coś ugotować - mówi Jarosz.

Dla kazuńskich saperek ważne jest, aby w pierwszej kolejności były postrzegane właśnie jako kobiety, a dopiero potem żołnierze. - Wbrew temu, co niektórzy sądzą, panie w mundurach to żadne babochłopy - podkreśla kapitan Królak. - W naszej jednostce - a sądzę, że w innych wygląda to podobnie - służą też normalne, delikatne kobiety, które do pracy wkładają mundur, ale po służbie lubią chodzić w sukienkach, butach na obcasach i umalowane. Poza tym żołnierz to nie tylko synonim siły, lecz także sprytu, odwagi i odporności psychicznej - mówi.

Trudne początki

Tych cech kobietom żołnierzom z pewnością nie brakuje. W wojsku realizują się od 1999 roku, kiedy pierwsze panie rozpoczęły studia w szkołach oficerskich. Nie było im łatwo, wojsko nie było wówczas miejscem przyjaznym dla płci pięknej. Nieprzystosowana infrastruktura, niedopasowane mundury, brak przepisów uwzględniających obecność kobiet w armii i wciąż zdziwione spojrzenia kolegów nie ułatwiały stawiania pierwszych żołnierskich kroków. - Trafiłam do szkoły w 2000 roku na kierunek budowy dróg i mostów, kiedy panie w mundurach były jeszcze takimi królikami doświadczalnymi - wspomina kapitan Królak. - Przez cztery lata byłyśmy poddawane badaniom w Akademii Wychowania Fizycznego; kontrolowano nam przyrost masy ciała, żeby ocenić, jak wojsko wpływa na fizyczność kobiet. Na podstawie tych testów wypracowane zostały chociażby normy z wychowania fizycznego. Później korzystnych rozwiązań dla kobiet służących w wojsku było coraz więcej - mówi kapitan.

Ona sama po promocji trafiła do 2 Brygady Saperów na stanowisko dowódcy plutonu. - Wiedziałam, że muszę włożyć więcej wysiłku w moją pracę, aby ktokolwiek ją docenił i zauważył. Postawiłam na relacje z podwładnymi. Gdy oni mieli zajęcia z wychowania fizycznego, szłam razem z nimi. Gdy ćwiczyli poranną zaprawę, też to robiłam. Pokazałam im, że sama jestem w stanie zrobić to, czego oczekuję od nich. Dziś wiem, że zaangażowaniem, wiedzą i spokojem zapracowałam na swój autorytet. To mój niewątpliwy sukces - tłumaczy Królak.

Gdy kapral Jarosz zaczęła w 2005 roku służbę, część mężczyzn była już oswojona z widokiem kobiety w koszarach. Ona ukończyła 11-miesięczny ogólnosaperski kurs w Szkole Podoficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Jest dumna, bo ze startujących pięćdziesięciu kobiet przyjęto tylko cztery. - Może to zabrzmi banalnie, ale od dziecka marzyłam o tym, żeby włożyć mundur. Miałam typowo męskie zainteresowania, trenowałam judo i zapasy. Już w liceum sportowym wiedziałam, że pójdę do wojska i w tym kierunku się przygotowywałam. Miłością do munduru zaraził mnie też tata, który służył w Marynarce Wojennej - mówi Jarosz.

We wrześniu 2009 roku jako jedyna kobieta uczestniczyła w szkoleniu patroli rozminowania w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu. Po jego ukończeniu wyjechała na pierwszą misję, do Kosowa. Dlaczego została saperem? Odpowiada przewrotnie, że jest temperamentną dziewczyną. - W rzeczywistości jestem bardzo dokładna i staram się, aby to, co robię, nie przyniosło nikomu szkody. Te cechy są bardzo przydatne w niebezpiecznym zawodzie sapera, przydały się też na misji, gdzie byłam kierowcą Honkera i nie tylko musiałam pilnować tego, co jest związane z eksploatacją pojazdu, lecz także dbać o bezpieczeństwo pasażerów. Byłam też jedyną kobietą, która miała uprawnienia do przewozu materiałów niebezpiecznych (ADR). Do tego trzeba być zrównoważonym i odpowiedzialnym. Przyznam, że koledzy bardzo mnie wspierali i mogłam zawsze liczyć na ich pomoc. Gdy kierowałam pojazdem po krętych, stromych ścieżkach, nigdy nie dali mi odczuć, że się boją albo że mi nie ufają - mówi kapral Jarosz.

Bez monopolu

Przyznają, że w ciągu ponad dziesięciu lat zaszły w armii zmiany, dzięki którym dziś kobietom łatwiej jest zaadaptować się w tym męskim środowisku. W większości jednostek są oddzielne, zbudowane specjalnie dla pań toalety, prysznice, nawet mundury zaczęto szyć nieco mniejsze. Wiele zmieniło się także w kwestiach prawnych, dzięki czemu mogą godzić zawód żołnierza z rolą matki. I choć jeszcze nie wszystko jest tak, jak być powinno, nie skarżą się. - Nikt nam nie mówił, że będzie łatwo. Dlatego nie narzekamy, a raczej dopasowujemy się do tego, co jest. Choć co nieco zostaje jeszcze do zrobienia. Choćby przełamanie wciąż obecnych stereotypów dotyczących płci. W Kazuniu wszyscy się do nas przyzwyczaili i nie mamy z tym problemu, ale są jednostki, w których kobiety muszą włożyć w pracę dwa razy więcej wysiłku, by została ona zauważona - mówi oficer sekcji wychowawczej kazuńskiej jednostki.

Ci, którym obecność w wojsku płci pięknej przestała przeszkadzać, coraz częściej doceniają taką sytuację. Przydają się kobiece zdolności organizacyjne, decyzyjność, ale też subtelność oraz kultura osobista. Wiele pań imponuje swoją ambicją. Kapral Jarosz właśnie skończyła studia magisterskie. Teraz chce doszlifować angielski, by móc zdawać na studium oficerskie. - Wiem, że wojsku zawdzięczam bardzo dużo. Gdyby nie wsparcie przełożonych, nie udałoby mi się skończyć studiów i tak dużo dowiedzieć o jednostce - mówi. Do kazuńskiego pułku zawsze będzie miała ogromny sentyment. To tu zdobyła pierwsze doświadczenia, które ma nadzieję wykorzystać w dalszej służbie - Wierzę, że przełożeni nigdy nie będą musieli się mnie wstydzić i że będą pamiętać, że w Kazuniu była taka Elka. I że była dobra - mówi Jarosz.

Paulina Glińska, "Polska Zbrojna"

O stowarzyszeniu:

Założycielki Stowarzyszenia Twórczego i Edukacyjnego "Babieloty"; promują i wspierają twórczość kobiet. Zwracają uwagę na to, że kobiety są różne - mają wiele zainteresowań, talentów, ogromny potencjał i energię do działania. Głównym celem stowarzyszenia jest wspieranie kobiet i motywowanie ich do działalności twórczej, artystycznej, edukacyjnej oraz społeczno-zawodowej. W maju w projekcie stowarzyszenia Babieloty wzięły też udział kobiety żołnierze z 33 Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu: pilot podporucznik Agnieszka Barszcz, technik obsługi samolotów starszy kapral Edyta Śmieszna oraz ratowniczka wojskowej straży pożarnej kapral Joanna Góra. Stowarzyszenie Twórcze i Edukacyjne Babie Loty

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)