"Te ataki to polityczny debilizm"
Uważam ataki na ministra Rostowskiego, tutaj nad Wisłą, za to, co powiedział słusznie i koniecznie mandatariuszom europejskich ludów, za przejaw głupoty, politycznego debilizmu. Może to chwilowe, może z powodu przedwyborczej trucizny w powietrzu. Puknijcie się Panie i Panowie w głowę, albo weźcie pigułki na uspokojenie - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
15.09.2011 | aktual.: 21.09.2011 10:19
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" zgadzając się generalnie z treścią przemówienia ministra Rostowskiego w Parlamencie Europejskim napisał, że minister przeholował z opowiastką bankiera o możliwej wojnie w Europie wskutek rozpadu najpierw strefy euro, a potem Unii Europejskiej. Moim zdaniem nie przeholował i nie sądzę, by reakcja na tę anegdotę wśród parlamentarzystów w Strasburgu i w mediach zachodnich była tak histeryczna i głupia, jak wśród polskich polityków, a także części przynajmniej mediów. To było ważne i potrzebne przemówienie i zarysowana na jego końcu wizja, czy przeczucie jakiejś kolejnej z licznych przecież dotąd tragedii europejskich wcale nie może być uważana za coś tak nie do wyobrażenia, by zasługiwało na wyśmiewanie.
Nie można patrzeć na przyszłość, szczególnie odległą, a o takiej mówił Rostowski przez dzisiejsze horyzonty wyobraźni. A są sytuacje kiedy trzeba próbować spojrzeć dalej, by dobrze załatwić to co jest blisko. Są sytuacje, gdy potrzebne jest zburzenie, choćby na chwilę tych horyzontów, przesunięcie ich w inną stronę, by dostrzec to, co może być, choć wydaje się teraz niewyobrażalne. Nie zrobi się tego słówkami obłymi, jak kluski. Unia Europejska jest obecnie w takiej sytuacji. Dzisiaj właściwe dyskutowanie o jej problemach, o wyjściu z najcięższej próby od kiedy powstała, wymaga poszerzenia horyzontu wyobraźni, w przód ale i w tył. Ja już o tym pisałem tutaj - Epokowy krok Polski. 25 lat temu nawet o tym nie śniliśmy - i przypomnę to, bo wymaga powtarzania i powtarzania.
"Załóżmy, że spełnia się scenariusz najczarniejszy, a dla niektórych, także u nas w kraju, najradośniejszy i wracamy do Europy państw narodowych. We wszystkich krajach zmieni się patrzenie na sprawy kontynentu. Górę weźmie punkt widzenia swego kąta. Żaden kraj nie zostanie politycznie takim, jakim był w Unii, tłumiącej narodowe waśnie, nacjonalizmy, szowinizmy i roszczenia. Zmienimy się my i nasi sąsiedzi. Wróci świat w którym stanie się znowu możliwe, że, jak z początkiem XVIII wieku, braknie miejsca dla niepodległej Polski i innych państw środka kontynentu. Narody to przetworzone zlepki plemion, tłuką się między sobą równie ochoczo, tylko mocniej. Unia, która powstała po takiej bijatyce, by zapobiec następnej to skarb. Realizacja chrześcijańskiego przykazania nie zabijaj".
Taki scenariusz zapewne się nie spełni, ale nie spełni się na pewno, jeżeli w całej Unii żywa będzie świadomość tego było. I co nie do końca umarło a uwolnione od trzymającego je w ryzach poczucia tworzenia czegoś wspólnego i wielkiego, może z poboczy wrócić na główne place.
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” pisze, że Unia nie jest gwarantem pokojowego współżycia narodów Europy. To nieprawda. Unia jest takim gwarantem, bo jak długo się w niej jest nie może być wojny między członkami. Bez Unii Europa wraca, w takiej czy innej szacie do tego czym była od upadku Rzymu, Bałkanami do n-tej potęgi.
Jesteśmy ostatnim narodem w Europie z którego głów myśl, że coś takiego może się stać ma prawo wyparować. Dlatego uważam ataki na ministra Rostowskiego, tutaj nad Wisłą, za to, co powiedział słusznie i koniecznie mandatariuszom europejskich ludów, za przejaw głupoty, politycznego debilizmu. Może to chwilowe, może z powodu przedwyborczej trucizny w powietrzu. Puknijcie się Panie i Panowie w głowę, albo weźcie pigułki na uspokojenie.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski
_ Lead i tytuł tekstu pochodzą od redakcji_