Tanie państwo dużym kosztem
Premier powołał specjalny zespół złożony z
urzędników, którzy spisali propozycje oszczędności do programu
"Tanie państwo". Potem ogłosił je podczas konferencji na schodach
Agencji Nieruchomości Rolnych - przypomina "Rzeczpospolita".
27.03.2006 | aktual.: 28.03.2006 12:47
- Efekty tych działań będą żadne - ocenia prof. Jerzy Hausner z Akademii Ekonomicznej w Krakowie. - Operacja miałaby sens, gdyby wynajęto ekspertów, dano im rok na przejrzenie punkt po punkcie wydatków budżetowych i wskazanie miejsc, gdzie rzeczywiście można zaoszczędzić. To nie byłby ani tani, ani szybki proces, ale jedyny sensowny. Pomocna byłaby też ocena, w jaki sposób poszczególne ministerstwa wydają pieniądze, przeprowadzona przez zewnętrzną, profesjonalną firmę.
Jerzy Hausner sam próbował oszczędzać na administracji, ale - jak twierdzi - z braku czasu nie mógł zrobić tego w ten sposób, o którym teraz mówi "Rzeczpospolitej". Według niego Kazimierz Marcinkiewicz ma teraz czas, którego profesorowi zabrakło.
A mimo to metoda Marcinkiewicza nie będzie tania, bo pomoc z zewnątrz - chociażby przy wycenie nieruchomości - okaże się niezbędna. Dla przykładu: rząd chce sprzedać ośrodki wypoczynkowe i szkoleniowe. Trzeba więc przeprowadzić ich inwentaryzację, ogłosić przetarg.
Szacunkowa wartość majątku, którego premier zamierza się pozbyć, wynosi 373 mln zł. Same ekspertyzy pochłoną od 0,5 do 2% tej sumy, czyli od blisko 2 do 7,5 mln zł. To samo dotyczy cięć związanych z używaniem samochodów służbowych - najdroższe w utrzymaniu mają zostać sprzedane. Tu także potrzebne będą wyceny i przetargi, co pochłonie kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Fakt, iż przygotowywaniem programu zajmują się urzędnicy, nie oznacza, że nie ponosimy z tego tytułu żadnych dodatkowych kosztów. Aby zebrać informacje o oszczędnościach, wicepremier Ludwik Dorn wezwał do Warszawy wojewodów. Wszyscy przyjechali - oczywiście w ramach delegacji - w towarzystwie świty współpracowników. Jeden dzień ich pobytu w Warszawie kosztował podatników kilka tysięcy złotych. Płatne są też zlecane urzędnikom dodatkowe zadania.
- Pracownicy ministerstw mają bardzo wąsko określony zakres obowiązków. Jeżeli trzeba np. przetłumaczyć jakiś dokument albo wykonać ekspertyzę, co nie leży w ich kompetencjach, zleca się im to, podpisując na wykonaną usługę umowę zlecenia- mówi jeden z szefów departamentu w resorcie skarbu.
Zdaniem Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, cała koncepcja "Taniego państwa" w wydaniu PiS nie jest traktowana poważnie. - Dlatego nikt nie pokusił się o szczegółową wycenę kosztów realizacji tego programu - mówi Janusz Jankowiak. - Rząd szuka oszczędności nie tam, gdzie mógłby je znaleźć, lecz tam, gdzie to ładnie brzmi. (PAP)