Talibowie w Pekinie, czyli w chińska rozgrywka w Afganistanie z Nowym Jedwabnym Szlakiem w tle
• W ubiegłym miesiącu Pekin odwiedziła delegacja afgańskich talibów
• Spotkanie było tajne, dopiero niedawno wyszło na jaw
• To nie pierwsze spotkanie na linii talibowie-Chiny
• Kontakty Chin z afgańskimi fundamentalistami mają długą tradycję
• Dziś dzięki tym relacjom Chiny chcą zyskać spokój w granicznej prowincji Xinjiang
• Jest ona kluczowa dla projektu Nowego Jedwabnego Szlaku
10.08.2016 | aktual.: 10.08.2016 16:17
W ostatnich dniach na jaw wyszło, że w połowie lipca tego roku do Chin zawitała delegacja afgańskich talibów na czele z Sherem Mohammadem Abbasem Stanikzaim, który od roku jest szefem katarskiego biura politycznego grupy. Po ujawnieniu tych rewelacji Pekinowi nie zostało nic innego, jak oficjalnie przyznać, że utrzymuje kontakt ze wszystkimi stronami zaangażowanymi w proces pokojowy w Afganistanie, w tym z talibami.
Nowe rozdanie, stare problemy
Czas odwiedzin nie wydaje się przypadkowy. Stanikzai ze swoim orszakiem trafił do Pekinu kilka tygodni po zaprzysiężeniu mułły Akhundzady, nowego przywódcy talibów w Afganistanie. Co z kolei może wskazywać, że była to próba wybadania nastrojów i ułożenia sobie stosunków z nowym kierownictwem fundamentalistów.
O spotkaniach na linii talibowie-Chiny huczało już wcześniej. W maju ubiegłego roku władze w Pekinie rzekomo zorganizowały w Urumczi, stolicy chińskiej prowincji Xinjiang, sekretne zebranie talibów i władz afgańskich. Z kolei pod koniec 2014 roku inna delegacja talibów miała odwiedzić Pekin.
Chińczycy utrzymują kontakty z ugrupowaniem fundamentalistycznym, bo leży to w ich żywotnim interesie. Pekin obawia się, że brak dalsza destabilizacja w Afganistanie może rozlać się dalej na wschód. Z perspektywy Państwa Środka chodzi przede wszystkim o prowincję Xinjiang, zamieszkałą przez muzułmańską mniejszość ujgurską. Region bezpośrednio graniczny z Afganistanem, a miejscowi fundamentaliści z Islamskiego Ruchu Wschodniego Turkiestanu (ETIM) mają długą historię współpracy ze swoimi sąsiadami. Xinjiang jest przy tym ważnym punktem w najważniejszym globalnym projekcie współczesnych Chin.
Spokój potrzebny Chinom
By zrozumieć wagę Afganistanu dla Chin, należy przyjrzeć się sztandarowej inicjatywie Xi Jinpinga. Powodzenie Nowego Jedwabnego Szlaku, który ma łączyć Państwo Środka z Europą drogami morską i lądową, w pewnym stopniu zależy także od sytuacji pod Hindukuszem. O rozmachu tej inicjatywy mówią liczby. Pekin szacuje, że sfinansowanie Jedwabnego Szlaku, czyli ponad 900 infrastrukturalnych projektów położonych na trasie, będzie kosztowało aż 890 mld dol. Koszty ma pokryć Bank Rozwoju Chin (CDB). Z końcem 2014 roku powołano do życia specjalny Fundusz Jedwabnego Szlaku, który z kapitałem startowym w wysokości 40 mld dol., ma być fundamentem pod spektakularną serię inwestycji.
Choć w dużej mierze będą one omijały Afganistan, to jednak pewne elementy mają pojawić się także i w tym kraju. Jednak aby tak się stało, Pekin potrzebuje w Afganistanie spokoju. Właśnie dlatego Chiny w styczniu tego roku zaangażowały się w proces pokojowy w ramach Czterostronnej Grupy Koordynacyjnej (z USA, Pakistanem oraz Afganistanem).
Ostrożne zaangażowanie
Aktywność Chin na razie nie jest szczególnie wzmożona. Prezydent Aszraf Ghani niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że chciałby, by Chiny odeszły od roli obserwatora i podjęły bardziej zdecydowane ruchy w kwestii afgańskiej. Nieprzypadkowo Ghani na pierwszy kraj, który odwiedził jako prezydent, wybrał w październiku 2014 roku właśnie Chiny. Po wizycie Pekin zobowiązał się do pomocy w wysokości ponad 300 mln dol., a w zamian zyskał zapewniania o zwalczaniu ujgurskich separatystów z ETIM. Nie były to czcze słowa, bo w lutym 2015 roku afgańska administracja przekazała Chinom 15 podejrzanych Ujgurów.
Jednak na razie wszystko wskazuje na to, że Pekin jest wyjątkowo ostrożny w relacjach z rządem Afganistanu. Znów mówią o tym liczby. W związku z Nowym Jedwabnym Szlakiem Chiny zainwestowały w Pakistanie 45 mld dol., a kolejne 31 mld ulokowały w państwach Azji Centralnej. Tymczasem w październiku ubiegłego roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy oszacował, że Pekin - w związku ze Szlakiem - zainwestował w Afganistanie zaledwie 100 mln dol. Choć trzeba przyznać, że w ostatnich latach rośnie pomoc humanitarna, jaką Chińczycy ślą do pogrążonych wojną sąsiadów. W latach 2001-2013 Pekin przekazał w sumie 250 mln dol. Dla porównania, tylko w 2014 roku pomoc wyniosła 75 mln, a na kolejne trzy lata obiecano w sumie 330 mln dol.
Zarówno z goszczenia delegacji talibów, jak i ostrożnego zaangażowania we wsparcie władz w Kabulu, jasno wynika, że Chiny toczą swego rodzaju podwójną grę, w której chcą uzyskać ten sam rezultat. Od obu stron chcą spokoju w Xinjiangu. Takich gwarancji powinien oczywiście udzielać rząd w Kabulu, ale talibowie są w Afganistanie realną siłą, która zaznacza swoją obecność na wielkim obszarze kraju. Dlatego Chiny rozmawiają także z nimi.
Stara znajomość z mudżahedinami
Kontakty Chin z ruchem talibów nie są zresztą żadnym novum. Sięgają nie tylko ostatnich lat i wspomnianych już tajnych spotkań. W 1985 r. afgańska gazeta "Kabul Times" pisała o 400 mln dol. pomocy, jaką Pekin miał przekazać mudżahedinom, przeciwstawiającym się radzieckiej interwencji. Chiny grały wówczas po stronie wrogów ZSRR, bo choć teoretycznie były bliskie ideowo Moskwie, to między dwoma socjalistycznymi państwami od 25 lat trwał rozłam. Chiny, wspierając mudżahedinów, próbowały wypchnąć radzieckie siły i proradziecki rząd ze swojego sąsiedztwa.
Profesor S. Frederick Star w swojej książce "Xinjiang: muzułmańskie pogranicze Chin" pisze, że pomoc Pekinu nie ograniczała się tylko do pieniędzy. Do mudżahedinów wędrowała lekka broń i pojazdy. Autor pisze o "pociskach przeciwlotniczych, wyrzutniach rakiet i karabinach maszynowych wartych setki milionów dolarów". Całość trafiała do Afganistanu za pośrednictwem CIA oraz wywiadu i wojsk Pakistanu. Sieć powiązań była naprawdę zagmatwana. Wiele z tych zasobów pochodziło ze Stanów Zjednoczonych, które przekazywały je Pekinowi z myślą o odpieraniu radzieckiej agresji.
Sprzęt i finanse to nie wszystko. Mudżahedini byli także trenowani przez chińską armię. Niektórzy nawet na terenie samych Chin, dokąd z Pakistanu przeniesiono część obozów szkoleniowych.
Sytuacja odwróciła się, gdy to talibowie, po przejęciu władzy w Afganistanie w latach 90. Pozwalali na jego terenie organizować obozy szkoleniowe dla separatystów z ETIM. Talibowie, wywodzący się oddziałów mudżahedinów, szybko zapomnieli o finansowej i zbrojeniowej pomocy, jaka docierała do nich z Chin w czasie interwencji sowieckiej. Co ciekawe, w początkowym okresie władania talibów, Chiny obiecały uznać ich rząd i popierać go w międzynarodowych gremiach. Propozycja była obliczona na uzyskanie gwarancji niewspierania islamskich separatystów ujgurskich. Gdy kwestia obozów ETIM wyszła na jaw, Pekin zerwał kontakty z afgańskimi fundamentalistami.
Nowy wróg
W styczniu, gdy powoływano do życia Czterostronną Grupę Koordynacyjną, były ambasador Pakistanu w Chinach mówił, że Państwo Środka rozbudowuje swoją rolę w Afganistanie. Określił ją wówczas mianem "konstruktywnej i wspierającej". Dla kraju, który w żaden sposób nie był zaangażowany w ostatnią wojnę i próby stabilizacji i tak wydaje się ona daleko posunięta.
Czy jest szansa na kolejne kroki? W świetle problemu ETIM, który nie tylko nie zniknął, ale nawet wezbrał na sile, nie można wykluczyć takiego scenariusza. Szczególnie, że w regionie pojawił się nowy gracz, który kusi co bardziej zradykalizowanych Ujgurów, a przy okazji poprzysięga walczyć nie tylko z legalnie wybranym rządem w Kabulu, ale także z talibami. Tym wrogiem jest Państwo Islamskie, które jeśli odniesie sukces na afgańsko-pakistańskim pograniczu, może zmusić Chiny do większej aktywności.