Takiego popisu głupoty dawno nie było. Amerykanom trzeba przypominać, kiedy Obama był... prezydentem
Fani Trumpa wylali wiadro pomyj na Baracka Obamę. Zachwyceni reakcją obecnego prezydenta na klęskę wywołaną przez huragan Harvey, zaczęli zarzucać Obamie bezczynność po uderzeniu huraganu Katrina. Krytycy wytykają mu grę w golfa w czasie, gdy Nowy Orlean walczył ze skutkami kataklizmu. Problem w tym, że prezydentem w tym czasie... nie był Obama.
Wydaje się to aż tak głupie, że niewiarygodne. Barack Obama zbiera cięgi od wyborców Donalda Trumpa za bezczynność w czasie huraganu Katrina. Zwolennicy Partii Republikańskiej twierdzą, że Obama podczas walki ze skutkami kataklizmu grał w golfa. Portale zajmujące się "fact-checkingiem", czyli sprawdzaniem "jak jest" i wytykaniem kłamstw politykom, muszą teraz tłumaczyć części Amerykanów, kiedy... Obama był prezydentem.
Na pewno nie sprawował urzędu pod koniec sierpnia 2005 roku, kiedy Katrina dotarła do wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Do inauguracji jego rządów doszło bowiem 3 lata, 4 miesiące i 22 dni od przerwania wałów powodziowych w Nowym Orleanie. Swój urząd sprawował wtedy konserwatywny prezydent George W. Bush, reprentujący - podobnie jak Trump - Partię Republikańską.
Co więcej, Obama sprawując w 2005 roku urząd senatora ze stanu Illinois (Chicago, z którego pochodzi, leży w odległości 1490 km od Nowego Orleanu), spotkał się z ofiarami Katriny. Towarzyszył wtedy byłym prezydentom USA, Billowi Clintonowi i Bushowi seniorowi. Pomimo tego niedawny sondaż wskazał, że aż 29 proc. Republikanów z Luiziany (stan, w którym leży Nowy Orlean) obwinia Obamę o błędy prezydenckiej administracji przed i po uderzeniu Katriny.