Tak wygląda Grecja po pożarach: ludzie winią Merkel, premiera-ateistę i podpalaczy
Pożar w Mati się dopalił. Helikopter strażacki wodą z morza dogasza ostatnie zarzewia w górach. Katastrofa, która zabiła ponad 80 osób i zdewastowała niegdyś urocze, nadmorskie miasteczko wiele mówi o Grecji. Pokazała to, co złe i to, co w ludziach najlepsze.
Chyba nikt w Grecji nie wierzy, że burza ogniowa, która przeszła przez Mati była dziełem przypadku. Samozapłonu spalonego słońcem lasu. Kilku moich rozmówców wskazywało na deweloperów, jako bezpośrednich winowajców. To zbrodnia chciwości.
Wielokrotnie już na porośniętych lasem piniowym stokach nadmorskich wzgórz wzniecane były pożary. To ulubiona, willowa okolica mieszkańców Aten. Ceny nieruchomości są bardzo wysokie. Jedyną przeszkodą są drzewa. Nieszczęście chciało, że akurat teraz wiał niespotykanie silny, zmienny wiatr, który „zwykły” pożar przekształcił w rozpędzoną falę płomieni.
Teraz całe stoki zostały spopielone – wraz z dziesiątkami domów. Wielu mieszkańców straciło życie. Ciekawe kto będzie na tyle odważny, albo chciwy, żeby jako pierwszy złożyć wniosek o pozwolenie na budowę. Chyba, że wcześniej ktoś zostanie oskarżony o podpalenie, co zwolni pozostałych deweloperów od odpowiedzialności, zagłuszy resztki sumienia i pozwoli spokojnie się bogacić.
Wina Merkel...
Słyszę, że wszystkim nieszczęściom Greków winna jest też Angela Merkel i inni politycy. Niemniej zdziwiłem się słysząc jej nazwisko przed jednym ze spalonych domów w Mati.
- Jak Merkel powie nam, że możemy jeść, to jemy. Jak każe wstać, to wstajemy – mówi Iannis, który zrobił sobie przerwę w wynoszeniu ocalałym resztek dobytku zapakowanych w worki na śmieci. – To państwo nie funkcjonuje. Nasi politycy o niczym nie decydują i tylko gadają, ile to trzeba zrobić. Obiecują. Przecież od lat mówili, że brak samolotów gaśniczym, śmigłowców i ludzi. Na gadaniu się skończyło, a teraz mamy to – mówi pokazując do niedawna jeszcze piękny, dwukondygnacyjny dom. W środku zostały spopielone książki i przetopiona biżuteria na resztkach toaletki.
...i premiera-ateisty
Polityków, choć z zupełnie innych powodów, wini też biskup Amvrosios. Leciwy duchowny napisał, że „pożary lasów są karą boską za premiera ateistę”. Tego jednak było za wiele nie tylko dla świeckich Greków, ale także dla wielu, zwłaszcza młodych, księży.
- Szanujemy każdego, a zwłaszcza starszych, ale ktoś musi powiedzieć pewnemu seniorowi, żeby wreszcie się zamknął i przestał sprawiać ból i wywoływać skandale w świecie ortodoksji i nie tyko – napisał w mediach społecznościowych jeden z młodych księży.
Oskarżenia o chciwość, korupcję i niefunkcjonujące państwo będą się tyko nasilać. W Grecji nie jest to niczym niezwykłym i chyba dlatego właśnie obywatele tego kraju wypracowali u siebie niezwykły mechanizm pomagania sobie poza formalnymi strukturami. Każdy kto mógł starał się pomóc bliskim i znajomym w potrzebie. Nieufność wobec struktur państwowych jest tak wielka, że wolontariusze rozczarowani opieszałością urzędników sami założyli stronę internetową pomagającą szukać zaginionych.
Wzajemna pomoc
Spotkany na pogorzelisku Nicolas powiedział mi, że przyszedł podtrzymać na duchu przyjaciela, który stracił rodziców i dzieci. Przed domem Giorgiosa było pełno krzątających się ludzi, którzy pomagali sprzątać, co się dało i planowali już przykrycie domu płachtą, żeby spodziewany w nocy deszcz nie zniszczył tego, co przetrwało ogień.
Chodząc po dymiącym jeszcze pogorzelisku Mati zwróciłem uwagę, na prywatne samochody po dach wyładowane zgrzewkami wody i innymi produktami. W marinie koło hotelu, w którym mieszkała grupa Polaków, zorganizowano punkt rozdzielenia najpotrzebniejszych darów. Tak wielu chętnych odpowiedziało na apel o oddawanie krwi dla rannych, że czerwony krzyż poprosił ludzi, żeby już nie przychodzili. Nie zapomniano też o czworonogach, które przeżyły kataklizm. Na chodnikach nawet w miejscach dotkniętych pożarem pojawiły się miski z wodą i karmą dla bezdomnych psów i kotów, którymi tutaj tradycyjnie opiekują się wszyscy sąsiedzi.
"Tutaj ludzie nie zamykają się na nieszczęście innych"
Do pracy zabrały się też wszystkie, konieczne instytucje choć trudno nie mieć wrażenia, że to bardziej dzięki woli i determinacji pracowników, niż sprawnie działającym procedurom. Elektrycy zabrali się za odbudowę linii energetycznych, pracownicy ministerstwa środowiska zaczęli szacować straty, a żołnierze przeszukiwali miasto dom po domu, ruina po ruinie w poszukiwaniu ofiar.
- Tak samo to wyglądało podczas kryzysu z uchodźcami - mówi mi Aleksandra Osa, malarka z Polski mieszkająca w Atenach. – Wtedy też każdy kto mógł zgłosił się do pomocy. Wolontariusze uczyli języka, a adwokaci udzielali bezpłatnych porad prawnych. Każdy robił co mógł. Tutaj ludzie nie zamykają się na nieszczęście innych. Nie liczą na państwo, a politycy są kompletnie oderwani od rzeczywiści. Grecy sami sobie pomagają i chyba tylko dzięki temu ten kraj jakoś w ogóle funkcjonuje - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl