ŚwiatTak Państwo Islamskie wykorzystuje dzieci. Wciągają w dżihad nawet niemowlaki

Tak Państwo Islamskie wykorzystuje dzieci. Wciągają w dżihad nawet niemowlaki

• Państwo Islamskie już od dawna tworzy armię małych dżihadystów

• Dzieci są nie tylko świadkami zbrodni, ale i katami

• Propaganda wykorzystuje nawet zdjęcia niemowlaków z bronią i flagami ISIS

• Najmłodsze dzieci wychowane w kalifacie są uważana za "czystsze" niż ich rodzice

• "Lwiątka kalifatu" to coraz większe zmartwienie także dla zachodnich służb

Tak Państwo Islamskie wykorzystuje dzieci. Wciągają w dżihad nawet niemowlaki
Źródło zdjęć: © YouTube.com
Aneta Wawrzyńczak

09.09.2016 | aktual.: 09.09.2016 14:07

Naukę alfabetu przerabiał każdy z nas. Odświeżmy więc sobie pamięć: D jak dom. Żet jak żyrafa. I jak igloo. H jak hulajnoga. A jak ananas. D jak drzewo. Tym prostym sposobem przyswoiliśmy sobie kluczowe dla niniejszego tekstu słówko: dżihad.

Tropem łączenia przyjemnego z pożytecznym - czyli nauki i zabawy - podążają edukatorzy Daesz (Państwa Islamskiego). Dzięki aplikacji wypuszczonej do wirtualnego świata w maju br. najmłodsi mieszkańcy kalifatu mogą łatwo i przystępnie poznać arabski alfabet, a jednocześnie przejść pierwszy w swoim życiu kurs przygotowujący ich do świętej wojny. W abecadle dżihadu bowiem na przykład literce ب (ba) odpowiada słówko pistolet (bundqiya), د (dal) - czołg (dababa), a س (sin) - miecz (sayf).

"Czułem się dumny, silny"

Stwierdzenie, że dzieci są najtańszym, najłatwiejszym "w obsłudze", a jednocześnie jednym z najskuteczniejszych narzędzi wojny jest naturalnie truizmem. W przeciwnym razie nie sięgaliby po nie tak często, gęsto i ochoczo watażkowie, przywódcy organizacji (para)militarnych, a nawet głowy państw w różnych zakątkach świata. Tylko zatem kwestią czasu było, kiedy tę broń włączą do swojego arsenału dżihadyści z Daesz. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać - już wczesną jesienią 2014 roku, a więc kilkanaście tygodni po proklamacji XXI-wiecznego kalifatu, pojawiły się pierwsze informacje o obozach treningowych dla nieletnich rekrutów.

Publikowane w internecie nagrania dokumentują z propagandową pieczołowitością przebieg przeszkolenia "lwiątek kalifatu" (Ashbal al-Khilafa), jak nazywani są najmłodsi adepci dżihadu. Kompleksowy trening obejmuje w nich recytację Koranu, przeszkolenie m.in. z technik porywania zakładników, zastawiania zasadzek, użycia broni białej i palnej, wreszcie - przeprowadzanie egzekucji, z odcinaniem głów lalkom i pluszowym zwierzakom włącznie. Rekrutów, którzy nie wykazują zbytniej gorliwości w nauce, czekać mają chłosta, tortury i/lub gwałty, a nawet śmierć. W listopadzie ub. roku m.in. "Christian Post" donosił o rozstrzelaniu w lesie 12 chłopców w wieku 12-16 lat, którzy próbowali uciec z obozu szkoleniowego Ashti.

Nieco światła na sytuację w obozach rzucają też relacje dzieci, które udało się wyrwać z macek islamistycznej ośmiornicy. - Przez 30 dni budziliśmy się, biegaliśmy, jedliśmy śniadanie, później czytaliśmy Koran i hadisy proroka. Później mieliśmy szkolenie z obsługi pistoletów, kałasznikowów i innej lekkiej broni - opowiada w rozmowie z CNN jeden z niedoszłych "żołnierzy" kalifatu, który został zwerbowany w wieku 13 lat. - Widzieliśmy młodego mężczyznę, który nie pościł w czasie ramadanu, więc (dżihadyści) ukrzyżowali go na trzy dni. Widzieliśmy też kobietę ukamienowaną za cudzołóstwo - dodaje.

Inny chłopiec, który na terytorium kontrolowane przez Państwo Islamskie przyjechał wraz z ojcem-adeptem dżihadu, przyznaje z jednej strony, że warunki były ciężkie, bo instruktorzy na przykład przypalali mu stopy i tak jak innym rekrutom grozili, że jeśli będzie się obijać, zostanie zabity. Z drugiej jednak zapewnia, że dzięki temu, co robił, czuł się "dumny, silny i przepełniony poczuciem misji". Po miesięcznym przeszkoleniu został wyposażony w pistolet, kałasznikowa, radio oraz pas szahida (czyli kamizelkę naszpikowaną materiałami wybuchowymi), a następnie oddelegowany do ochrony bazy w Deir Ezzor. W rozmowie z CNN opowiada też, że po pierwszej egzekucji więźnia, któremu starsi towarzysze broni ścięli głowę na jego oczach, przez dwa dni nie mógł jeść. Ale wyłącznie ze względów "estetycznych", bo sama zbrodnia - jak przyznaje - nie zrobiła już na nim żadnego wrażenia.

Koran i kałasznikow

Takich dzieci, które przeszły już lub właśnie przechodzą pranie mózgu, programujące ich na dżihad, według bardzo ostrożnych szacunków zagranicznych ekspertów jest około 1,5 tysiąca. Jednak zdaniem irackiego aktywisty Yousefa al-Jubouriego już w ubiegłym roku rzeczywista liczba nieletnich, którzy dostali się w ręce dżihadystow i pod ich okiem przechodzili przeszkolenie wojskowe, była prawie trzykrotnie większa - tylko z Mosulu i okolic w ciągu kilku tygodni porwanych miało zostać 1,2 tysiąca dzieci, 400 uprowadzono z prowincji Anbar, kolejną setkę - z Diyala.

Część z nich miała zostać zwerbowana przemocą - bądź to w wyniku porwania (jak ok. 800 małych jazydów z Równiny Niniwy), bądź "przekonania" rodziców siłą argumentów (czytaj: gróźb) do oddania ich pod skrzydła instruktorów. Niektóre przyjechały z zagranicy wraz z rodzicami, którzy odpowiedzieli na wezwanie do udziału w świętej wojnie. Jeszcze inne zgłosiły się dobrowolnie, nęcone perspektywą pieniędzy, władzy i siły, które za sprawą Daesz miałyby stać się również ich udziałem.

Erica Hall, specjalistka od praw dzieci w organizacji World Vision, w rozmowie z International Business Times ocenia, że te ostatnie są jednak w mniejszości. - Choć często pojawiają się dobrowolnie na nagraniach, jeszcze częściej są do tego zmuszane i kieruje nimi strach - mówi. - Są przypadki, kiedy ISIS przychodzi do domu i zmusza rodziców, by oddali im swoje dzieci. Są też sytuacje, gdy (dżihadyści) płacą rodzinom, dzieci są więc zmuszane do przyłączenia się do nich, za co otrzymują pensję, która również wędruje do ich rodzin - dodaje Hall.

Dr Wojciech Szewko, ekspert ds. międzynarodowych, wyjaśnia z kolei, że "w szkołach, które są połączone z treningiem wojskowym, uczą się głównie dzieci mudżahedinów (lub sieroty po nich)". - Skopiowany jest typowy model medresy pakistańskiej - dzieci mieszkają i uczą się religii (według curriculum IS), przedmiotów podstawowych, czyli takich jak w podstawówce, oraz przysposobienia wojskowego. Ktoś to ładnie określił: Koran i Kałasznikow. Nie trzeba ich jednak szczególnie indoktrynować. Ich rodzice, szczególnie rodzice mudżahirini (imigranci), to osoby fanatycznie przeświadczone o słuszności tez Państwa Islamskiego. Dzieci wynoszą w związku z tym idee dżihadu "z domu", to, co otrzymują od IS, to systematyzację wiedzy i profesjonalny trening - wyjaśnia dr Szewko.

Coraz młodsi "poborowi"

Wracając do nagrań publikowanych przez Państwo Islamskie: na podstawie ich analizy zagraniczne media i eksperci zwracają uwagę na trzy główne trendy.

Po pierwsze, organizacja obozów wydaje się coraz bardziej profesjonalna. O ile wcześniej rekruci występowali w nich w swoich prywatnych ubraniach - dżinsach albo krótkich spodenkach i kolorowych koszulkach - a jedynym znakiem rozpoznawczym, poza karabinami niejednokrotnie prawie dorównującymi im wielkością, były czarne opaski na głowach z inskrypcjami wskazującymi na przynależność do Państwa Islamskiego, o tyle z czasem zaczęli nosić identyczne wojskowe uniformy.

Po drugie, wiek "poborowy" znacznie się obniżył. Coraz częściej na nagraniach widać już nie tylko twarze i sylwetki nastolatków, ale też 10-, 7-, a nawet 5-letnich dzieci. Po trzecie wreszcie, z czasem pluszowe miśki i lalki zastąpili prawdziwi zakładnicy. Już w grudniu ub. roku do internetu trafił film, w którym dżihadyści przedstawili własną wersję zabawy w chowanego: otóż w labiryncie ruin zamku al-Rahba w syryjskiej prowincji Deir Ezzor 10-, 12-letni chłopcy mieli za zadanie odnaleźć skrępowanych zakładników, oskarżonych o szpiegostwo na rzecz wrogich sił. Tych chłopców, którzy sprostali wyzwaniu czekała nagroda - mogli własnoręcznie zabić zdrajców.

Wydawać by się również mogło, że od co najmniej kilkunastu tygodni Państwo Islamskie coraz intensywniej próbuje przekonać międzynarodową opinię publiczną, że obozy treningowe nie istnieją na darmo: samobójczy zamach na kurdyjskim weselu w Gaziantep w Turcji, w którym zginęło ponad 50 osób, a kolejna setka odniosła obrażenia, czy brutalna egzekucja 25 żołnierzy syryjskich na terenie amfiteatru w Palmirze to tylko najbardziej "spektakularne" przykłady aktywności bojowej "lwiątek kalifatu".

Dr Szewko zauważa jednak, że już od początku istnienia Państwa Islamskiego "obozy były prowadzone bardzo profesjonalnie i dla różnych grup wiekowych, a dzieci były świetnie umundurowane i bardzo dobrze szkolone, również egzekucje przez nie dokonywane to nic nowego". Ekspert zwraca natomiast uwagę na inny aspekt problemu. - Warto odnotować, że obecnie również inne organizacje dżihadu - UIM, TIP, Al-Nusra zaczęły publikować zdjęcia z analogicznych obozów. IS w swojej propagandzie pokazuje teraz bardzo często dzieci, ale to wynik przyjętej narracji politycznej. Chodzi o zademonstrowanie zachodowi: kalifat będzie trwać, bo zadbaliśmy o wykształcenie i wychowanie jego przyszłych kadr.

Dżihadyści czystej krwi

W marcu br. Quilliam Foundation, londyński think-tank dedykowany walce z terroryzmem, opublikował raport na podstawie analizy medialnych przekazów komórki propagandowej Daesz, w których pojawiają się dzieci. W ciągu pół roku (od sierpnia 2015 roku do lutego br.) eksperci naliczyli ich 254, przy czym "tylko" 12 przedstawiało nieletnich dokonujących egzekucji. Na pozostałych zdjęciach i nagraniach uwieczniono m.in. dzieci asystujące przy popełnianiu zbrodni (np. podając noże do podrzynania gardeł) lub po prostu się im przypatrujące, ale także korzystające z dobrodziejstw Państwa Islamskiego - edukacji, opieki zdrowotnej, pomocy humanitarnej. Wszystko to, jak oceniają eksperci Quilliam, ma na celu pokazać światu, jak łatwo dzieci oswajają się z (brutalnymi) realiami życia w XXI-wiecznym kalifacie.

W oparciu o te analizy niektórzy aktywiści alarmują: wykorzystywanie dzieci żołnierzy przez Państwo Islamskie, zwłaszcza w propagandowych wymiarze, jest bezprecedensowe. Dr Wojciech Szewko, ekspert ds. międzynarodowych, ocenia jednak, że "nie ma w tym nic bezprecedensowego ani nadzwyczajnego". - Państwo Islamskie faktycznie trenuje dzieci i młodzież, ale korzysta ze sprawdzonych wzorców z wojny w Afganistanie. W medresach w FATA, na terytoriach administrowanych przez Pakistan, szkolono tysiące dzieci - głównie sierot z Afganistanu. Poznaliśmy ich później pod nazwą "Talibów" czyli uczniów - zauważa dr Szewko. I powołuje się na statystyki: w Afryce obecnie walczy ponad 100 tysięcy dzieci, a w samym Pakistanie jest obecnie ok. 24 tys. medres znajdujących się poza kontrolą państwa, ale pod wpływem ekstremistycznych ideologów i organizacji. W każdej z nich szkoli się od 200 do nawet 2 tysięcy uczniów. - Na tym tle IS wypada nad wyraz skromnie - mówi ekspert.

Kilka miesięcy temu, w oparciu o doniesienia oficerów wywiadu, eksperci szacowali, że na terenie kontrolowanym przez Daesz żyje około 31 tysięcy ciężarnych kobiet. Nietrudno się domyślić, że ich szykujące się na świat potomstwo to szczególnie łakomy kąsek dla propagandzistów Państwa Islamskiego - zwłaszcza, że już zaczęły się na portalach społecznościowych pojawiać zdjęcia noworodków z ułożonymi na poduszce obok nich m.in. pistoletami czy granatami. Przy korzystnych dla dżihadystów wiatrach dzieci te nigdy bowiem nie posmakują zgniłych owoców wrogiej ideologii (tzn. zachodniej, a szerzej rzecz ujmując - sprzecznej w jakikolwiek sposób z radykalną wykładnią islamu), nie poznają też praw innych aniżeli te, które dyktuje surowo interpretowana szaria.

W ich przypadku nie będzie potrzebne pranie mózgu, rozmiękczanie ideologicznie i wirowanie laickich naleciałości. Od maleńkości bowiem ich charaktery, systemy wartości, życiowe priorytety będą szyte na islamistyczną miarę. Sami dżihadyści mają postrzegać je jako "lepszych i bardziej śmiercionośnych bojowników, gdyż nie trzeba ich nawracać na radykalną ideologię, one w niej są wychowywane, czy raczej indoktrynowane, od urodzenia lub wczesnego dzieciństwa", pisze Quilliam Foundation.

Dr Szewko ocenia z kolei, że jest to "myślenie charakterystyczne dla IS i wynika wprost z metodologii IS, (Metodologii Proroka, jak nazywa to IS)". - Według niej muzułmanin nie może w pełni być muzułmaninem (a nie można być nim tylko częściowo) pod rządami innego ustroju niż kalifat, ponieważ tylko dzięki imamatowi politycznemu realizuje się w pełni imamat duchowy. Dzieci więc wychowywane w duchu i pod rządami szariatu z pewnością są czystsze niż rodzice, którzy przez znaczną część życia żyli w Dar ul Kuffr (na ziemiach niewiernych) - wyjaśnia ekspert. Jednocześnie zauważa też że zdjęcia, nawet najmłodszych dzieci, pozujących z bronią, to "dzieło rodziców, a nie jakiejś wyspecjalizowanej machiny państwowej".

- Rodzice pokazują, że dzieci są wychowywane od małego wedle określonego systemu wartości. To jest manifestacja - proszę, oto wychowuję dziecko na mudżahedina, jak dorośnie, będzie walczył jak my. Na nas kalifat się nie kończy, ale będzie trwał - mówi dr Szewko, podkreślając, że tylko nieliczny odsetek dzieci z terytoriów kontrolowanych przez Daesz trafia do obozów treningowych. - IS wobec dzieci "normalnych" mieszkańców kalifatu (nie mudżahedinów) stosuje zupełnie inną strategię - od tego jest Diwan Edukacji oraz specjalne biuro Dawah zajmujące się działalnością "misyjną", a de facto indoktrynacją teologiczno-polityczną.

Kolejną niezwykle cenną grupę docelową stanowią dzieci zagranicznych bojowników, zwłaszcza tych, którzy przyjechali z Zachodu. Dopiero co świat obiegły zdjęcia przywiezionego do Państwa Islamskiego przez zradykalizowaną matkę 11-latka o jasnej karnacji i z niebieskimi oczami, który w towarzystwie swoich rówieśników z Uzbekistanu, Egiptu, Kurdystanu i Tunezji, przeprowadził egzekucję pięciu jeńców Daesz. Urodzony i wychowany w Wielkiej Brytanii chłopiec (podkreślmy: z europejskimi korzeniami) jest, według szacunków Quilliam, jednym z około 50 pochodzących z Albionu nieletnich adeptów dżihadu. A to przecież tylko wycinek armii bojowników Państwa Islamskiego, którzy legitymują się zagranicznymi (zwłaszcza zachodnimi) paszportami.

Jak przypomina dr Szewko, już szef francuskiej DGSI (Dyrekcji Generalnej Bezpieczeństwa Wewnętrznego) w wystąpieniu przed komisją Zgromadzenia Narodowego "stwierdził, że (dzieci te) są wielkim zagrożeniem, a Francja nie wie na razie, jak sobie z tym poradzić". - To problem polityczny, ale i formalnoprawny. Nie ma m.in. procedur dotyczących postępowania policji w sytuacji zamachu przeprowadzanego przez na przykład 12- latka - zauważa ekspert.

Mimo kolejnych doniesień o sukcesach w walce z Państwem Islamskim i kurczeniu się jego terytorium, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to jest (i będzie) nie tylko "święta" i niezwykle barbarzyńska, ale również długa wojna.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
dzieciegzekucjapaństwo islamskie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (58)