"Uciekali w popłochu". Wiemy, co się działo w tajemniczym ośrodku
Pogniłe podłogi, zniszczone instalacje, wyrwane kable - tak wygląda przejęty przez Lasy Państwowe ośrodek wypoczynkowy w Skubiance nad Narwią. - Obiekt dzierżawiony przez ambasadę Rosji czasy świetności ma dawno za sobą - mówią mieszkańcy, którzy opowiedzieli o tym, co działo się tam za czasów ZSRR.
Skubianka to niewielka mazowiecka wieś znajdująca się niedaleko Zalewu Zegrzyńskiego. Jest bardzo spokojnym miejscem, gdzie z centrum Warszawy można dojechać w około godzinę. Znajduje się tutaj wiele domków rekreacyjnych, które należą do mieszkańców stolicy i okolicznych miejscowości. Na stałe we wsi mieszka około 500 osób.
Rosyjski ośrodek wypoczynkowy powstał tutaj na początku lat 80. Dojazd do niego jest bardzo prosty. Jadąc od Zegrza, za tablicą informującą o wjeździe do Skubianki wystarczy skręcić w lewo, a następnie jechać cały czas prosto ulicą Żeglarską.
Działka dzierżawiona wcześniej przez ambasadę Rosji znajduje się w środku lasu, bardzo blisko brzegu Narwi. Teren jest zagrodzony, a na płocie znajdują się napisy informujące o zakazie wstępu. Tuż przy głównej bramie wjazdowej ustawiono znak zakazu ruchu.
Kiedy w sobotę pojawiliśmy się na miejscu, terenu pilnowało czterech pracowników nadleśnictwa, którzy nie pozwalali zbliżyć się do ośrodka. Przed bramą znajduje się też niewielki budynek przypominający stację transformatorową. Na jego drzwiach ktoś napisał po rosyjsku "nie wojnie".
W sąsiedztwie ośrodka wypoczynkowego znajdują się też inne zabudowania. W większości są to niewielkie domki, które nie są zamieszkiwane na stałe. Przed jednym z nich spotykamy pana Jerzego i jego żonę Olgę. Małżeństwo pochodzi z Wołomina. W deszczowy dzień przyjechali "na działkę" po drewno, które pakowali do bagażnika swojego terenowego samochodu.
- Bardzo dobrze, że w końcu udało się przejąć ten teren. Kiedyś nam mówili, że Rosjanie go kupili. Okazało się, że ambasada go jednak dzierżawiła. Śmieszne pieniądze za to płacili - mówi pani Olga, którą pytamy o sąsiadów.
- Pamiętam, jak to wszystko powstawało. To był 81. rok. Tam są domki fińskie i jeszcze jeden oddzielny budynek, w którym przebywał ambasador. Byłam w środku, luksusów jak na tamte czasy nie mieli. Wnętrza niczym się nie różniły od naszych - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Ten ośrodek działał raczej w wakacje. Wiadomo, że czasami było głośniej, ale nie tak, żeby odbywały się libacje do piątej nad ranem - twierdzi z kolei pan Jerzy.
- Był jeden incydent, kiedy Rosjanie otworzyli furtkę z tyłu i weszli na naszą działkę. Ale szybko zareagowaliśmy i ich wygoniliśmy. Potem nie odważyli się już tu wchodzić, bo mieliśmy psy. Jednego z nich nazwaliśmy Rubel. Rosjanie byli wściekli, bo jak go wołaliśmy, to głos niósł się po całym lesie - śmieje się Olga, która pokazuje nam, że na cześć czworonoga powstała tablica upamiętniająca.
Kolejną osobą, którą spotykamy jest pan Zdzisław, który przebywa na zmianę w Warszawie i Skubiance. Jak twierdzi, jest jednym z najdłużej mieszkających w lesie.
- Miałem dwadzieścia-kilka lat, jak się tu zacząłem urządzać. Pamiętam, że kiedyś ten ośrodek tętnił życiem. Szczególnie w święta państwowe Rosji były imprezy. Na pewno organizowali konferencje, które kończyły się zabawą. Nie raz słyszałem "Uraaaaaa" i stukanie kieliszków, które niosło się po całej okolicy - wspomina mężczyzna.
Jak dodaje, mieszkańcy okolicznych domów często widzieli w lesie milicję. - Na szczęście nie było incydentów. Oni chyba przyjeżdżali tu prewencyjnie - twierdzi.
Pytamy o czasy współczesne. - Ostatni raz widziałem tutaj kogoś w zeszłe wakacje. Ale to byli jednodniowi turyści. Ten ośrodek jest tak zaniedbany, że wątpię, by ktoś chciał tu wypoczywać tygodniami. To już nie te czasy. Kiedyś przyjeżdżały tutaj autokary wypełnione po brzegi. Przez cały sezon był ruch. Teraz, w tych domkach zapewne są tylko myszy i robaki - mówi.
Pan Zdzisław mówi, że jeszcze niedawno terenu pilnował dozorca, który mieszkał w ośrodku razem z żoną. - Jak tylko wybuchła wojna i zaczęła się dyskusja o rosyjskich nieruchomościach w Polsce, oni zabrali wszystkie rzeczy i uciekli w popłochu. Ale nie wywozili niczego poza swoimi rzeczami osobistymi - opowiada.
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, ambasada Rosji dzierżawiła ośrodek w Skubiance w pobliżu Zalewu Zegrzyńskiego od lat 80. XX wieku. Cały teren to niemal 5 h, znajdują się na nim dwa hotele, dwie wille i osiem domków letniskowych.
Ostatnia umowa wynajmu trwała do 13 kwietnia 2022 roku i była zawarta przez Rosjan w 2010 roku. Poprzednie zawierane były na dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat. Rosjanie na terenie tego obiektu byli do pierwszej połowy maja, kiedy to dostawca prądu do obiektu odciął zasilanie z powodu nieopłaconych od lutego rachunków.
Po przejęciu terenu, na miejscu pracuje rzeczoznawca z zakresu budownictwa, który ma ocenić, czy znajdujące się na nim budynki mogą być użytkowane, czy nadają się już tylko do rozbiórki.
- Zniszczone jest prawie wszystko. Powyrywane są nawet kable ze ścian, porozrzucane śmieci, jakieś zabawki, porozwalane ławki i stoły, zniszczone miejsce na ognisko - mówił w rozmowie z PAP nadleśniczy Nadleśnictwa Jabłonna Lasy Państwowe Paweł Szymański. Dodał, że w jednym z budynków zastano nawet dziurę w suficie oraz wózek dla dzieci.
Po przejęciu ośrodka w Skubiance swój sprzeciw wyraziła ambasada Rosji w Polsce. - Ambasada Rosji złoży protest do polskiego MSZ w sprawie nielegalnego zajęcia ośrodka wypoczynkowego pod Warszawą - poinformowała placówka w oświadczeniu cytowanym przez rosyjską agencję prasową RIA Novosti.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski