Ta kobieta żyła na wysokim poziomie. Depresja odebrała wszystko
Żyła na wysokim poziomie. Miała mieszkanie w kredycie, jadła w restauracjach i wszędzie jeździła taksówkami. Depresja sprowadziła ją na niziny społeczne, bo leczenie pochłonęło wszystkie oszczędności. Odwrócili się od niej bliscy. - Mówili: to można wyleżeć. Nie można. Potrzebuję pomocy - mówi pani Anna w rozmowie z WP.
Łukasz zauważył panią Annę przy sklepie w Warszawie. Trzymała karton, a na nim napisała: "Choruję na ciężką depresję lękową. Nikogo nie mam. Nikt mi nie pomaga. Z OPS dostaję grosze, które po odjęciu kosztów leczenia starczają na tydzień. Marzę o dobrym jedzeniu i przyjaciołach. Mam syf w domu i wstyd, że tu siedzę. Zbieram na życie, leki i wyprawkę do szpitala. Proszę o pomoc. Bóg zapłać".
- Przeczytałem tę kartkę, którą trzymała i poczułem ogromny smutek. Postanowiłem podejść i zapytać, jak mogę pomóc - mówi WP Łukasz. - Ludzie patrzyli, nikt nie reagował. Wczoraj był tłusty czwartek. Pani Ani było strasznie smutno, że ludzie wychodzą ze sklepu z pączkami. Ona była głodna, a nikt jej nic do jedzenia przez cały dzień nie dał - dodaje mężczyzna. Wziął do niej namiar i postanowił, że pomoże.
Mieszkanie na kredyt, jazda taksówkami, drogie jedzenie
Żebrać postanowiła pół roku temu. Robi to trzy razy w tygodniu. Siada z puszką po konserwie i zbiera pieniądze przez kilka godzin. Kobieta cierpi na depresję, na którą zachorowała cztery lata temu. - To wydarzyło się po incydencie w pracy. Sprawa bardzo delikatna, nie chcę o tym otwarcie mówić, boję się... - wyznaje w rozmowie z WP pani Anna.
Kobieta zajmowała się sprzedażą powierzchni reklamowych. - Żyłam na wysokim poziomie. Byłam w bardzo dobrej sytuacji finansowej. Miałam mieszkanie w kredycie, jeździłam taksówkami, jadłam drogie jedzenie. Miałam mnóstwo oszczędności na koncie. Jeździłam konno, miałam nawet własnego konia. Teraz nie mam nic - mówi kobieta.
Kiedy zachorowała, wszystkie oszczędności wydawała na prywatne leczenie. - To była fantastyczna pani doktor. Ale oszczędności zaczęły się kończyć. Sprzedałam wszystko, co miałam. Biżuterię, zegarki, nawet meble, książki. Nie miałam już nic, więc zaczęłam leczyć się publicznie w szpitalu. Przypisywano mi dużo mniejszą dawkę leków, niż otrzymywałam prywatnie. To mi nie wystarczało. Zaczęłam pić alkohol. W bardzo dużych ilościach - przyznaje.
- Wszyscy myślą, że depresja jest jak przeziębienie. Że to wystarczy wyleżeć. A to poważna choroba. Mam za sobą myśli i próby samobójcze. Któregoś dnia postanowiłam, że przestanę oddychać. Nie miałam siły podejść do okna i wyskoczyć. Ani podejść do szafki, żeby się otruć - wyznaje.
Priorytetem pani Anny jest pójście na detoks alkoholowy. A później na terapię. - Myślałam, że sobie z tym wszystkim sama poradzę. Ale nie poradzę. Bardzo tego chcę - mówi. Ale najpierw chce ogarnąć mieszkanie, którego nie sprzątała cztery lata. Kupić jedzenie kotu, którego przygarnęła i poprosić kogoś o możliwość przypilnowania i karmienia go przez okres detoksu. Potrzebuje też podstawowych rzeczy, takich jak piżama, bielizna. Tego też nie ma.
Sama jak palec
Bliscy odsunęli się od kobiety. - Zostawili mnie przyjaciele. Miałam wieloletnią przyjaciółkę, która z dnia na dzień po prostu zniknęła z mojego życia. Druga osoba, z którą łączyła mnie zażyła znajomość, też przestała się ze mną kontaktować. Z rodziną mam trudne kontakty. Jestem sama jak palec - mówi.
- Ja się czuję, jakbym mieszkała na bezludnej wyspie. Jest mi bardzo trudno. Miałam plany, marzenia, dbałam o siebie. Dzisiaj jestem osobą zaniedbaną, chodzę w brudnych ciuchach. I ten syf w mieszkaniu... - dodaje.
Kobieta od trzech lat jest pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej. - Dostaję 400 zł, a ponad połowę wydaję na leki. Jak mam wyżyć z pozostałych pieniędzy? - pyta.
Jeśli chcesz pomóc pani Annie, możesz to zrobić TUTAJ. Zbiórkę zorganizował Łukasz. Ludzie piszą do niego i pytają, czego potrzebuje kobieta. Wiele osób oferuje pomoc.
Zobacz też:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl