PolitykaSzykuje się nowa ofensywa Saudów w Syrii? "Czas na plan B"

Szykuje się nowa ofensywa Saudów w Syrii? "Czas na plan B"

• Arabia Saudyjska grozi zerwaniem kruchego rozejmu w Syrii
• Saudowie skarżą się na niedotrzymywanie warunków przez syryjski reżim
• W królestwie narasta też frustracja z powodu "ugodowej" postawy USA
• Uruchomienie "planu B" grozi eskalacją już i tak krwawej wojny

Szykuje się nowa ofensywa Saudów w Syrii? "Czas na plan B"
Źródło zdjęć: © AFP | Yuri Gripas
Oskar Górzyński

Światowi liderzy postanowili, że przekształcą tymczasowy rozejm w Syrii w szersze i trwałe zawieszenie broni. Jak to jednak bywa z wojną w Syrii, z sytuacji zadowolona nie jest właściwie żadna ze stron. Obowiązujące od lutego częściowe zawieszenie działań wojennych jest coraz częściej naruszane, a nadzieje na poprawę sytuacji są niewielkie, zarówno ze strony Rosji, jak i Stanów Zjednoczonych. Największym niezadowolonym jest jednak ktoś inny: Arabia Saudyjska, od której postawy wiele zależy na syryjskim teatrze wojennym. Oficjalnie Saudowie biorą i opowiadają się za szybkim, politycznym rozwiązaniem konfliktu. Ale w praktyce są coraz bardziej zniecierpliwieni rozmowami, które w ich rozumieniu dają przewagę siłom lojalnym wobec prezydenta Syrii Baszara al-Asada i pozwalają mu na bezkarne łamanie postanowień rozejmu.

- Już dawno powinniśmy byli uruchomić plan B w Syrii - wypalił na zakończenie rokowań w Wiedniu Adel al-Dżubeir, saudyjski szef MSZ. - Wybór tego, czy alternatywny plan zostanie wprowadzony w życie należy w całości do reżimu Baszara. Jeśli nie będzie respektował traktatów społeczności międzynarodowej, to zobaczymy, co jeszcze możemy zrobić - dodał dyplomata.

Co może oznaczać ta groźba? Z pewnością powrót do eskalacji konfliktu i jeszcze większe wsparcie dla opozycyjnych grup zbrojnych ze strony Rijadu. Saudowie od dawna sygnalizują, że są gotowi wysłać własne siły do Syrii - oficjalnie po to, by walczyć z Państwem Islamskim, a w domyśle, by kontrować wpływy Iranu i sił Asada. To z kolei grozi ryzykiem bezpośredniej konfrontacji między dwoma regionalnymi potęgami i znacznie poważniejszej wojny, wykraczającej poza syryjskie pola bitwy.

Dlatego zdaniem Tobiasa Borcka, eksperta ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Exeter w Wielkiej Brytanii, Arabia ograniczy się raczej do intensyfikacji wsparcia dla grup opozycji.

- Nie spodziewałbym się niczego zbyt dramatycznego poza zwiększeniem pomocy dla rebeliantów w prowincji Idlib i na południu kraju - mówi Wirtualnej Polsce ekspert. - Ale coraz bardziej widoczna jest frustracja Saudów. Mają dość amerykańskiej obsesji na punkcie rozejmu. Myślę, że interpretują to jako sposób Amerykanów na wymiganie się od odpowiedzialności za prawdziwe zakończenie konfliktu, które w optyce Rijadu wymaga usunięcia Asada - dodaje.

Zniecierpliwienie Saudów jest jeszcze większe ze względu na to, jak podczas rozejmu radzą sobie nie objęci nim radykałowie, przede wszystkim syryjska odnoga Al-Kaidy, Front al-Nusra. Mimo że przepisy porozumienia pozwalają siłom Asada i Rosji bombardowanie ekstremistów, paradoksalnie to oni najbardziej skorzystali z częściowego przerwania walk. W ciągu kilku ostatnich tygodni dżihadyści przeprowadzili szeroką ofensywę i odnieśli kilka ważnych zwycięstw, zdobywając m.in. strategicznie ważną miejscowość Chan Tuman na drodze między Aleppo i Damaszkiem. Bitwa zakończyła się zresztą największą w tej wojnie liczbą ofiar po stronie żołnierzy irańskich wspierających reżim.

- Faktycznie, ze względu na tzw. rozejm, Nusra ma pełną swobodę działań przeciwko siłom reżimowym. Co ważne w tym kontekście, tereny kontrolowane przez Nusrę w zasadzie (z kilkoma niewielkimi wyjątkami) nie stykają się z tymi zajmowanymi przez kalifat, w sensie operacyjnym daje to jej więc możliwość skupienia się na działaniach wymierzonych wyłącznie w reżim - mówi WP Tomasz Otłowski, ekspert ds bezpieczeństwa międzynarodowego. Jak zauważa, odnosi też korzyści polityczne, bo walcząc z Asadem w czasie, gdy inne grupy, wspierane przez Saudów, Turcję i USA stoją z boku, zyskuje w oczach syryjskich sunnitów. Ta dynamika bezpośrednio uderza w interesy i wpływy Rijadu - tym bardziej, że ambicje dżihadystów są duże.

- Nusra tworzy na zajętych przez siebie terenach zręby własnej państwowości, skutecznie ukazując to w swej propagandzie jako swoisty "antykalifat". Jeśli Nusra wprowadza normy szariatu, to przedstawia to jako czynione w sposób bardziej "miękki" i subtelniejszy. Dotyczy to wszystkich aspektów funkcjonowania swego "państwa". Dla mnie jest niemal pewne, że są to realne i konkretne przygotowania do powołania własnego emiratu - mówi Otłowski. Jak przewiduje, jego ogłoszenie może nastąpić już wkrótce, podczas jednego z nadchodzących świąt muzułmańskich. Co ciekawe, jedna z możliwych dat - wypadająca w najważniejsze święto islamu, czyli święto ofiarowania (Eid al-Adha) - to 11 września.

Wszystko to sprawia, że Saudowie mogą stracić cierpliwość i wobec ugodowej postawy swojego amerykańskiego sojusznika rzeczywiście wezmą sprawy w swoje ręce.

- Kluczowe tu jest to, że USA i Arabia Saudyjska mają fundamentalnie różny pogląd jeśli chodzi o problem Daesz. Waszyngton widzi, jak Daesz korzysta z toczącej się wojny domowej i chce doprowadzić do jej zakończenia. Tak, aby można było się skupić na zwalczaniu dżihadystów. Dla Saudów ten pogląd nie ma sensu. Dla nich Daesz to bezpośrednia konsekwencja prześladowania arabskich sunnitów przed Asada i Iran - mówi Borck - Zatrzymanie wojny i pozostawienie Asada w ich rozumieniu będzie tylko leczeniem symptomów, a nie przyczyny "choroby". Dlatego spodziewam się, że Saudyjczycy nie zrezygnują z prób zwalczania reżimu - dodaje.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)