Szwecja zamknęła sprawę ogromnej katastrofy na Bałtyku
Zatonięcie MS Estonia, jedna z największych morskich katastrof na europejskich wodach w czasach pokoju, nie będzie już przedmiotem badań prokuratorów. Wydarzenia z 1994 roku miały być ponownie analizowane w związku tajemniczymi wątkami dotyczącymi przyczyn w wypadku tego pasażerskiego promu, na którym zginęły 852 osoby.
Wniosek o wznowieniu postępowania przygotowawczego, zamkniętego jeszcze w ubiegłym wieku, wydany został w 2020 roku w związku z pojawiającymi się podejrzeniami, że do dramatu dojść mogło w wyniku przestępstwa. Prokuratura uznała, że pojawiły się nowe okoliczności.
Pierwotnie śledczy doszli do wniosku, że prom pasażersko-samochodowy, który wypłynął 27 września 1994 roku z Tallina, poszedł na dno z powodu oderwania się części statku podczas sztormu. Podejrzenia, że mogło być zupełnie inaczej, pojawiły się po dokumencie filmowym, który próbował udowodnić, że powodem zatonięcia była czterometrowa dziura w kadłubie jednostki morskiej, a prom, oprócz pasażerów i aut mógł przewozić też broń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Historia wypadku wydawała się początkowo być dramatyczna, ale logiczna. Furty dziobowe zamknięto w Tallinie około godziny 19, gdy na podkład wsiadło 989 pasażerów. MS Estonia pływał dla przedsiębiorstwa Estonian Steamship Company. Co dwa dni prom płynął na trasie do Sztokholmu.
Noc z 27 na 28 września była makabryczna. Wiał silny wiatr, morze było wzburzone, woda wlewała się na pokład. O 1.20 nadano pierwszy alarm dla załogi i pasażerów. Szanse na ratunek były znikome. Tratwa ratunkowa zdołała zabrać tylko 138 osób.
Szwecja zamknęła sprawę katastrofy "Estonii"
Szybko wokół katastrofy zaczęły narastać teorie spiskowe. Już pierwsza decyzja szwedzkiej strony, by wraku nie podnosić z dna, z głębokości zaledwie 80 metrów, budziła zdziwienie i podejrzliwość.
Zignorowane zostały też żądania rodzin ofiar, by wydobyć ciała. Zamiast tego wydana została deklarację nienaruszalności miejsca spoczynku wraku, podpisana przez państwa nadbałtyckie poza Niemcami.
Sprawą wraku interesowało się wiele osób, wśród nich niemiecka dziennikarka Jutta Rabe i Polak Piotr Barasiński, mąż jednej z ofiar. Próbowali oni wielokrotnie dostać się do wraku mimo zakazu. W wyniku nielegalnych nurkowań odkryto szokującą rzecz. W kadłubie była czterometrowa dziura.
Coraz głośniej mówiono o tym, że Szwecja na początku lat 90. wykorzystywała promy z Estonii do przemytu broni z Rosji na zachód Europy. Tymczasem historia śledztwa była taka: wstępne dochodzenie w sprawie popełnienia przestępstw w związku z zatonięciem Estonii zostało zamknięte w 1997 roku. Zaskarżono ją, ale w 1999 roku prokurator generalny nie wznowił czynności, a w roku 2000 zamknął sprawę.
Dopiero 16 lat później, po ukazaniu się filmu dokumentalnego, władze Szwecji, Finlandii i Estonii postanowiły wrócić do sprawy. Estoński organ ds. badania wypadków podjął decyzję działaniu na podstawie nowych informacji, a służby Szwecji i Finlandii pomogły w przeprowadzeniu oceny.
- W oparciu o działania organów śledczych nic nie wskazuje na to, że doszło do zderzenia ze statkiem lub obiektem pływającym, lub eksplozji na dziobie. Nie pojawiło się również nic innego, co dawałoby powód do przypuszczenia, że popełniono przestępstwo. W związku z tym wstępne dochodzenie nie zostanie wszczęte, a sprawa zostanie zamknięta" - poinformowała w czwartek szwedzka prokurator Karolina Wieslander.
Ta decyzja zamyka spekulacje na temat przewożenia broni na pokładzie Estonii. Ucina również teorię, że doszło do eksplozji jednej z przewożonych rakiet.