Szukali szwaczek w Polsce, w końcu przywieźli je z Chin
Robert Gębski i jego żona Krystyna Skwara prowadzą w Porębie, koło Zawiercia firmę zajmującą się szyciem mundurów, odzieży, cholewek. Jako pierwsi w województwie zdecydowali się na sprowadzenie pracowników z Chin. W Porębie pracują już cztery Chinki.
01.10.2007 | aktual.: 01.10.2007 09:34
- Nasza firma rozwija się dość szybko. Mamy bardzo dużo zamówień. Potrzebujemy więcej pracowników, szwaczek. Niestety nie ma zainteresowania tym zawodem. Moim zdaniem bezrobocie to mit. Nie mogliśmy jednak zawieść naszych klientów, także zagranicznych. Dlatego po bezskutecznym poszukiwaniu pracowników u nas, zdecydowaliśmy się szukać ich za granicą. Najpierw próbowaliśmy na Ukrainie, potem w Chinach - mówi Robert Gębski.
Xiu Fang Wang, Xiu Lan Xu, Hong Juan Shu i Haieli przyleciały z Chin przed miesiącem. To wykwalifikowane szwaczki. Wcześniej pracowały w tym zawodzie w Chinach. Zgłosiły się do pracy w Polsce, bo dla nich to co najmniej czterokrotnie większe pieniądze, niż mają okazję zarobić w kraju. Zanim jednak trafiły do Polski, musiały udowodnić, że umieją szyć. Pracodawca wybrał je wśród 20 zainteresowanych wyjazdem kobiet po małym castingu. Kobiety musiały przy nim uszyć samodzielnie koszulę. Do Polski przyjechały te, które zrobiły to najdokładniej i najszybciej.
- Jesteśmy zadowolone z pracy i warunków, jakie tu mamy - mówiły po przepracowaniu prawie miesiąca w Polsce chińskie pracownice.
Nie ma w tym krzty przesady, bo zgodnie z umową, jaką pracodawca zawarł z przedstawicielami chińskiego urzędu pracy kobiety podpisały kontrakt na pracę w Polsce przez rok. Pracodawca gwarantuje im mieszkanie i wyżywienie oraz oczywiście pensję.
Chinki zarabiają tyle samo, co polskie szwaczki, czyli od 1100 do 1600 złotych. Wszystko zależy od efektów ich pracy, bo to praca na akord. Nie ma mowy, by zostały w Polsce na stałe, lub by sprowadziły tu swoją rodzinę. Wszystko jest obwarowane międzynarodowymi umowami.
- Wzięliśmy za nie całkowitą odpowiedzialność. Są niezwykle punktualne, dokładne i bardzo skromne. No i chcą pracować - mówi Krystyna Skwara.
Robert Gębski podkreśla, że chińskie szwaczki nikomu nie zajęły miejsca pracy. To była, także dla niego ostateczność. Firma nadal potrzebuje pracowników.
Czy Polska może się stać szwalnią Europy? Robert Gębski, właściciel firmy odzieżowej zajmującej się m.in. szyciem mundurów, jest przekonany, że tak. Według niego stoi przed nami historyczna szansa, którą powinniśmy wykorzystać.
Mamy bardzo dużo zamówień z całej Unii Europejskiej. Tam już prawie nie ma szwalni. Dla polskich firm to spore wyzwanie. Jednak okazuje się, że gdy społeczeństwo się bogaci, zaczyna brakować rąk do pracy w zawodach typowo wykonawczych, czyli na przykład szwaczek - twierdzi.
Robert Gębski i jego żona są właścicielami dwóch firm branży odzieżowej. Zatrudniają około 70 osób, ale chcą żeby pracowało u nich znacznie więcej osób. Twierdzą, że mogliby zatrudnić na umowę o pracę stu, a może nawet dwustu pracowników. Mają spore doświadczenie w szukaniu szwaczek w Polsce. Przekonali się jednak, że nie ma chętnych do roboty. Osoby delegowane przez urząd pracy są bardziej zainteresowane zdobyciem pieczątki, która uprawnia ich do dalszego pobierania zasiłku, niż samym zatrudnieniem.
- Sprowadzenie pracowników z Chin to nie jest zagrożenie dla pracujących w naszej firmie kobiet. Wręcz przeciwnie. Mają dzięki temu szansę awansu. Stanęliśmy przed potrzebą sprowadzenia pracowników z zagranicy, bo liczba zamówień, jakie otrzymujemy, jest spora. Nie jesteśmy im w stanie sprostać, mając za mało pracowników. Polskie szwaczki wyjeżdżają na Zachód i pracują tam w szklarniach albo opiekują się starszymi osobami. U nas natomiast brakuje rąk do pracy - mówi Robert Gębski.
W powiecie zawierciańskim stopa bezrobocia wynosi 18,3% i jest najwyższa wśród powiatów ziemskich w województwie (średnia wojewódzka to 10,3%).
- Jest spore zapotrzebowanie na szwaczki, bo w okolicy jest dużo zakładów w tej branży. Wśród ofert pracy, które zgłaszają nam pracodawcy, najbardziej poszukiwani są jednak sprzedawcy. Jednocześnie mamy wśród zarejestrowanych u nas bezrobotnych najwięcej sprzedawców - przyznaje Anna Rdest, dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy w Zawierciu.
Jej zdaniem pracodawcy mają wyższe wymagania wobec pracowników, którzy chcą z kolei zarabiać więcej. Kuszą ich wyjazdy na Zachód. Nie można też wykluczyć ludzi, którym zależy na statusie bezrobotnego, bo są zatrudnieni na czarno, a mają jednocześnie zapewnione bezpłatne świadczenia lekarskie.
Sprowadzanie pracownic z Chin do Poręby trwało prawie rok. Trzeba było uzyskać wszelkie pozwolenia Urzędu Wojewódzkiego, zaświadczenie z Powiatowego Urzędu Pracy, potem nawiązać kontakty z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, chińskim konsulatem i tamtejszym urzędem pracy.
- Szwaczki z Chin są ogromnie sumienne. Podchodzą do pracy bardzo poważnie i na pewno dopracują do końca kontraktu, a na tym nam najbardziej zależy. Nasi pracownicy też tacy są, ale potrzebujemy więcej rąk do pracy - dodaje Krystyna Skwara, współwłaścicielka firmy odzieżowej w Porębie.
Właścicielom firmy nie zależało na sprowadzeniu przypadkowych ludzi. Chodziło im o fachowców. Takie kobiety znaleźli. Mają kontrakt na rok, z możliwością przedłużenia na dwa lata. Strona chińska daje gwarancję, że po wykonaniu kontraktu szwaczki wrócą do Chin. Na razie Chinki mają w Porębie do dyspozycji M-2. Zapewniono im też wyżywienie, ubezpieczenie i opiekę lekarską. Są oddelegowane do pracy w Polsce ze swojej, chińskiej firmy. I co najważniejsze - pracodawca jest zadowolony z jakości ich pracy.
Zagraniczny desant
Żeby pracodawca mógł zatrudnić w Polsce cudzoziemca, musi uzyskać pozwolenie w Urzędzie Wojewódzkim. W tym roku pozwolenia na pracę dostało w województwie śląskim 2 Ukraińców (Donbas), 27 Wietnamczyków, 24 Turków, 19 Japończyków (ISUZU), 17 Hindusów (Mittal Stell Poland) oraz pięciu Białorusinów. Działalność gospodarczą (lub współzarządzanie nią) zgłosiło 18 Chińczyków. Cztery chińskie szwaczki zostały oddelegowane z macierzystej firmy w Chinach do pracy w Porębie. W UW usłyszeliśmy, że wszyscy cudzoziemcy, którzy uzyskali pozwolenia na pracę w województwie, to fachowcy, najczęściej kadra zarządzająca.
Anna Dziedzic