PolitykaSzpiedzy, donosiciele i komuniści w otoczeniu Orbana. Lustracja po węgiersku

Szpiedzy, donosiciele i komuniści w otoczeniu Orbana. Lustracja po węgiersku

• Wbrew wizerunkowi zagorzałego antykomunisty, stosunek Viktora Orbana do przeszłości nie jest jednoznaczny
• Głównym doradcą węgierskiego premiera jest były oficer komunistycznych służb specjalnych
• Rząd Fideszu od dawna blokuje projekty ustaw mające ujawnić akta bezpieki
• Ludzie poprzedniego systemu zachowali dużą część swoich wpływów - uważa węgierski dziennikarz

Szpiedzy, donosiciele i komuniści w otoczeniu Orbana. Lustracja po węgiersku
Źródło zdjęć: © Inne
Oskar Górzyński

12.08.2016 | aktual.: 25.08.2016 14:04

"Na Dunaju humory dopisują" - podpisał na Twitterze jedno ze zdjęć z niedawnej wizyty Jarosława Kaczyńskiego na Węgrzech Joachim Brudziński. Rzeczywiście, na fotografii zrobionej na pokładzie statku widać same roześmiane twarze Kaczyńskiego i goszczących go Węgrów: Viktora Orbana, przewodniczącego węgierskiego parlamentu Laszlo Kovera oraz jeszcze jednego współpracownika węgierskiego przywódcy. Gdyby prezes PiS wiedział, kim jest postawny człowiek w turkusowej koszuli, być może humor nie dopisywałby mu aż tak bardzo. To József Czukor, były oficer komunistycznych służb specjalnych, zawodowy szpieg, a dziś czołowy doradca Orbána i - jak spekulują niektórzy - główny (poza samym Orbanem) reżyser węgierskiej polityki zagranicznej.

Skąd taka postać u boku węgierskiego premiera? Wbrew opinii niezłomnego czempiona prawicowego antykomunizmu, jaką Viktor OrbanOrban cieszy się w Polsce, jego stosunek do poprzedniego systemu jest dość niejednoznaczny, zaś w jego otoczeniu funkcjonuje wielu ludzi z komunistyczną przeszłością.

Szpieg, socjalista, orbanowiec

Przypadek Czukora jest szczególnie symboliczny. Gdyby był Polakiem, jego życiorys zostałby zapewne klasycznym przykładem kariery "resortowego dziecka". Syn wysoko postawionego oficera straży granicznej, swoje pierwsze kroki w latach osiemdziesiątych stawiał w tajnych służbach i wywiadzie zagranicznym (miał tam wykazywać się niezwykłą aktywnością). Po zmianie systemu kontynuował swoją pracę w wywiadzie, a następnie, korzystając ze wsparcia postkomunistów z Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP) piął się po szczeblach w MSZ, by w 2002 zostać szefem Urzędu Informacyjnego (IH), węgierskiego wywiadu cywilnego. Kiedy w 2010 roku socjaliści stracili władzę na rzecz Fideszu, był jednym z niewielu, którzy przetrwali czystki orbanowskiej rewolucji - a nawet na niej skorzystał, zostając najpierw sekretarzem stanu, potem obejmując kluczową pozycję ambasadora w Berlinie, by w końcu stać się głównym doradcą premiera ds. spraw zagranicznej. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, jest być może drugą osobą w państwie.

- Orbán ma w zwyczaju tworzyć równoległe struktury w państwie. Kiedy w 2012 roku poróżnił się z szefem MSZ Martonyim, utworzył w kancelarii premiera równoległy MSZ z lojalnym, choć miernym działaczem Peterem Szijjártó na czele. Teraz premier z jakiegoś powodu jest niezadowolony z Szijjártó (który w międzyczasie został ministrem spraw zagranicznych), więc myślę, że to Czukor jest teraz "równoległym" szefem MSZ - mówi WP Janos Szeky, dziennikarz opiniotwórczego tygodnika "Élet és Irodalom".

Skąd tak zawrotna kariera byłego komunistycznego szpiega?

- Zwykle w takich przypadkach mówi się, że tacy ludzie po prostu mają potrzebne doświadczenie i umiejętności. W przypadku Czukora, rzeczywiście jest on widziany jako obrotny działacz - mówi WP były węgierski dyplomata. - Oczywiście, krąży wokół niego wiele plotek o jego przeszłości i moskiewskich koneksjach, ale ciężko powiedzieć, czy są one prawdziwe - dodaje.

Niebezpieczne związki

Ale Czukor nie jest jedynym człowiekiem powiązanym z komunistycznymi służbami w otoczeniu Orbana. Jego minister spraw wewnętrznych Sándor Pinter był w czasie Węgierskiej Republiki Ludowej wysoko postawionym oficerem policji. Zastępca Pintera, Laszlo Tasnadi jako funkcjonariusz bezpieki prowadził agenturę w Kościele i środowiskach kulturalnych. Zaś główny doradca premiera ds. bezpieczeństwa narodowego, Gyorgy Bakondi był w latach 80-tych funkcjonariuszem straży granicznej.

- Tacy ludzie byli wówczas szkoleni przez KGB. Osób o podobnej proweniencji jest zresztą dużo więcej, choć na mniej eksponowanych stanowiskach. Ale o tego typu rzeczach mówi się zwykle tylko w przypadku polityków MSZP - komentuje Szeky.

Nawet najważniejsi działacze Fideszu mają za sobą komunistyczną przeszłość. Laszlo Kover, najbliższy przyjaciel Orbána, współzałożyciel partii, a obecnie przewodniczący parlamentu był członkiem Instytutu Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej. Zaś Janos Martonyi, wieloletni szef MSZ i jedna z najbardziej szanowanych na Węgrzech figur, był współpracownikiem bezpieki przez 16 lat. Co ciekawe, nie miało to najwyraźniej wpływu na jego poglądy i działania jako dyplomaty. Martonyi jako szef MSZ w drugim rządzie Orbana był przeciwnikiem "wschodniego otwarcia" Węgier na Rosję i zwolennikiem umacniania więzi transatlantyckich, przez co ostatecznie został odstawiony na boczny tor.

Także sam Orban nie jest ponad podejrzeniami o współpracę z reżimem. W 2014 roku o donosicielstwo oskarżył go jego wieloletni sojusznik i przyjaciel, magnat rynku mediowego Lajos Simicska. Według biznesmena, Orbán doniósł na niego w 1982 roku, kiedy obaj odbywali razem służbę wojskową w Zalaegerszeg na zachodzie kraju. W odpowiedzi, premier opublikował dokumenty bezpieki, z których miało wynikać że owszem, służby się nim interesowały, ale był ich współpracownikiem. Jednak Simicska upiera się, że akta dotyczące współpracy Orbana zostały wyniesione z archiwów. Według tych, którzy wierzą w jego wersję, w zacieraniu śladów pomóc miał mu Kövér, który w 1998 roku został nominowany przez Orbana koordynatorem służb specjalnych.

- Oprócz zeznań Simicski, który nie jest tu zupełnie bezinteresowny, nie ma na to żadnych dowodów. Dziś nikt już o sprawie nie mówi - mówi Dominik Hejj, politolog i redaktor naczelny portalu kropka.hu.

Jak dodaje Hejj, problem lustracji i związków polityków z poprzednim systemem w ogóle jest rzadko na Węgrzech i stanowi niemal temat tabu.

- Nawet moi znajomi historycy, którzy badali ten temat, nie chcą za bardzo o tym mówić i odsyłają do innych. Słyszy się po prostu, że to trudny temat i niepolityczny - wyjaśnia.

Miękka transformacja

To w dużej mierze wynik charakteru transformacji ustrojowej, która na Węgrzech przebiegła w niemal aksamitny sposób, bez wyraźnego rozliczenia z przeszłością.

- Faktycznie, transformacja była bardzo łagodna i prowadzona w dużej mierze przez reformatorskie skrzydło komunistów, dlatego te stare elity przetrwały transformację w dużej mierze nienaruszone - mówi WP były urzędnik w administracji Orbana. - Czy to problem? Pewnie tak, bo mają zupełnie inny sposób myślenia, mają swoje sieci nieformalnych znajomości, a ich brudne tajemnice czynią ich podatnymi na szantaż. Ale ponieważ większość partii korzysta z usług były komunistów, często żartuje się u nas, że "wasi komuniści są źli, moi są dobrzy" - dodaje.

Być może dlatego, uchwalone w 1994 roku prawo lustracyjne należy do najłagodniejszych wśród krajów regionu. Procedura dotyczy tylko tych, którzy pracowali dla departamentu III/III ministerstwa spraw wewnętrznych (kontrwywiad), należeli do faszystowskiego ruchu Strzałokrzyżowców, lub do "kufajkarzy", paramilitarnej formacji, która pomagała Sowietom stłumić powstanie 1956 roku. Sankcje nie należą jednak do najostrzejszych. Jeśli ubiegająca się o urząd osoba okazuje się mieć udokumentowane związki z tymi organizacjami, proszona jest o cichą rezygnację. Jeśli tego nie zrobi, materiały na temat jego przeszłości są publikowane.

Co symptomatyczne, gdy przed takim wyborem stanął premier Gyula Horn, który brał udział w tłumieniu węgierskiego powstania, odpowiedział tylko: "Tak, byłem kufajkarzem. I co z tego?" Teczki bezpieki w centrum politycznej burzy były jeszcze tylko raz, w 2002 roku, kiedy wypłynęły dokumenty ujawniające współpracę premiera Petera Medgyessy'ego z kontrwywiadem. O sprawie było głośno, ale popierany przez koalicję socjalistów i liberałów premier uniknął politycznych konsekwencji afery.

Jak podkreśla Hejj, formacją, która najbardziej aktywnie atakowała premiera i nalegała wówczas na otwarcie dostępu do teczek był właśnie Fidesz. Jednak po ponownym dojściu partii do władzy, perspektywa ugrupowania znacząco się zmieniła. Dziś jedynymi partiami, które domagają się zmiany status quo jeśli chodzi o dostęp do akt bezpieki są te ze skrajnych skrzydeł węgierskiego parlamentu: lewicowa formacja Polityka Może Być Inna (LMP) oraz nacjonaliści z Jobbiku. Były lider LMP Andras Schiffer wielokrotnie zgłaszał do parlamentu projekty ustaw, które umożliwiłyby ujawnienie personaliów agentów komunistycznych służb, jednak za każdym razem były one odrzucane przez większość parlamentarną. Fidesz głosował wówczas ramię w ramię z socjalistami, uzasadniając to troską o prywatność ofiar reżimu, względami bezpieczeństwa, lub po prostu uznając za "temat zastępczy". W 2011 roku, węgierskie media donosiły o projekcie mającym umożliwić osobom figurującym w aktach zabranie ich do domu - a w domyśle również ich
zniszczenie. Pomysł ten jednak nigdy nie doczekał się realizacji, również dzięki protestom, które zatoczyły międzynarodowy krąg. W efekcie, jak zaznacza Hejj, temat jest na Węgrzech praktycznie martwy.

- Prawda jest taka, że ludzie z komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, często z rosyjskimi powiązaniami, wciąż pełnią dużą rolę w systemie politycznym. Ale dziś już nikt na Węgrzech nie chce o tym słyszeć - podsumowuje Szeky.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
węgryfidesz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (725)