Trwa ładowanie...
d2yqma3
26-01-2010 07:10

Szokujące wyznania Polki, która przeżyła kataklizm na Haiti

Tydzień bez jedzenia i prądu, za to wśród zapachu rozkładających się ciał spędziła na Haiti łodzianka Zdzisława Dobrzańska-Piąstka. Trzęsienie ziemi przeżyła w sierocińcu w Jacmel koło Port-au-Prince.

d2yqma3
d2yqma3

Udało jej się wrócić do domu. Teraz powoli dochodzi do siebie.

67-letnia pani Zdzisława na Haiti trafiła pod koniec października. Żeby nie siedzieć na emeryturze w domu, została wolontariuszką organizacji Orphans International Worldwide. Trafiła do Jacmel, 40 km na południe od Port-au-Prince. Zajmowała się jedenaściorgiem dzieci, sierot po ofiarach huraganu, który kilka lat temu spustoszył północną część wyspy.

12 stycznia wczesnym popołudniem pani Zdzisława poszła do banku w centrum miasta przelać pieniądze z polskiego konta. Operacja nie udała się, jej konto z nieznanych przyczyn zostało zablokowane. - Ten błąd polskiego pracownika banku mnie uratował, nie czekałam na pieniądze, tylko wróciłam do domu. A z budynku banku prawie nic nie zostało - wspomina pani Zdzisława.

Po powrocie do sierocińca położyła się na łóżku. - Nagle zaczęło niewyobrażalnie trząść - wspomina. - Próbowałam wstać, ale straszna siła kilka razy rzucała mnie z powrotem na pościel. Huk był potworny, do dziś jestem ogłuszona.

d2yqma3

Gdy w końcu wybiegła na dwór, rzuciło się do niej 11 dzieci z sierocińca. - Były śmiertelnie przerażone, jedne kładły mi głowy na kolanach, inne chwytały za szyję - wspomina.

Mieli dużo szczęścia. Wszystkie dzieci oraz czwórka wychowawców przeżyli, bo budujący sierociniec Amerykanie wykonali go z porządnych materiałów. Mniej szczęścia mieli sąsiedzi. U jednych na łóżku zostało niemowlę. Zginęło.

Tuż po trzęsieniu ziemi pani Zdzisławie udało się dodzwonić do córki w Londynie. - Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co będzie czuła moja rodzina, gdy telewizja zacznie pokazywać te okropieństwa - wspomina.

Choć podopieczni pani Zdzisławy przeżyli, czekały ich kolejne kłopoty. W całym Jacmel nie było prądu ani jedzenia. Na szczęście w kranach była woda. Przez następne dni wszyscy spali na dworze, nic nie jedli, bo z powodu wstrząsów wtórnych nie mogli wejść do stołówki. Większość domów w mieście została zniszczona. Ciała zabitych zaczęły się błyskawicznie rozkładać. Żeby nie czuć odoru, ludzie smarowali sobie górne wargi pastą do zębów. - Ale najgorsza była cisza - opowiada pani Zdzisława.

W tym czasie rodzina robiła wszystko, by wydobyć ją z Haiti. Angażowała Ministerstwo Spraw Zagranicznych, konsulaty i Czerwony Krzyż. W poniedziałek amerykańska awionetka zawiozła ją do Dominikany. Stamtąd poleciała do Dortmundu i na Okęcie. W środę wieczorem odebrała ją szczęśliwa rodzina.

Polecamy oficjalne wydanie internetowe www.polskatimes.pl/DziennikLodzki

d2yqma3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2yqma3
Więcej tematów