Szmajdziński: wzięcie wszystkich młodych do wojska to zły pomysł
Szef klubu SLD Jerzy Szmajdziński ocenił, że
wzięcie do zasadniczej służby wojskowej wszystkich, którzy
ukończyli 19. rok życia to zły pomysł, który skomplikuje życie
wielu młodych ludzi. Według "Dziennika", takie rozwiązanie planuje
MON. Rzecznik MON Piotr Paszkowski poinformował, że "w
resorcie nie ma na razie takiego projektu".
Czwartkowy "Dziennik" napisał, że Ministerstwo Obrony Narodowej szykuje prawdziwą bombę - to nowelizacja ustawy o powszechnym obowiązku obrony, która zakłada, że każdego roku do armii trafią wszyscy, którzy ukończyli 19. rok życia i są zdrowi.
Koniec odroczeń w zasadniczej służbie wojskowej. Na obowiązkowe szkolenie będą kierowani zarówno studenci, jak i jedyni żywiciele rodzin, którzy osiągnęli wiek poborowy. W sumie 200 tys. mężczyzn rocznie - dowiedziała się gazeta.
Wzięcie do zasadniczej służby wojskowej wszystkich młodych ludzi, wszystkich maturzystów, wszystkich studentów, wszystkich jedynych żywicieli rodzin, w ocenie SLD to zły pomysł- powiedział Szmajdziński na konferencji prasowej.
Szmajdziński, były minister obrony w rządzie Leszka Millera i Marka Belki uważa, że "ten pomysł nie rozwiąże problemu szkolenia rezerw dla sił zbrojnych". Jak zaznaczył, ten pomysł skomplikuje życie bardzo wielu młodych ludzi, utrudni realizację ich planów.
Złośliwi mówią, że to pewnie pomysł Romana Giertycha, który w zemście za reakcję na jego nominację (młodzież protestowała przeciwko powołaniu Giertycha na ministra edukacji-PAP) chce taką operację przy pomocy MON przeprowadzić- powiedział Szmajdziński.
Jeden minister chce brać w kamasze lekarzy, a drugi w kamasze chce wziąć całe młode pokolenie - dodał.
Tymczasem rzecznik MON Piotr Paszkowski poinformował, że "w resorcie nie ma na razie takiego projektu". To jedynie jeden z wielu pomysłów dotyczących poboru, które zostały zgłoszone i trafią na biurko szefa MON - podkreślił. Dodał, że "jest to etap sugestii i za wcześniej, aby dyskutować o pomysłach".
Z kolei wiceszefowa klubu SLD Jolanta Szymanek-Deresz odniosła się do publikacji "Gazety Wyborczej", która napisała, że trzy razy prokuratura umarzała śledztwo przeciwko burmistrzowi Włoszczowy z SLD, a zmieniła zdanie dopiero po interwencji szefa klubu PiS Przemysława Gosiewskiego. Czterech radnych skupionych w Klubie Radnych Prawicy Niezależnej, od 2005 roku oskarża burmistrza Włoszczowy (Świętokrzyskie) Józefa Grabalskiego (jest on jednocześnie szefem powiatowych struktur SLD) o odpowiedzialność za nieprawidłowości przy budowie 12-kilometrowego odcinka kanalizacji. Burmistrz twierdzi, że o jakichkolwiek nieprawidłowościach nie miał pojęcia.
Gosiewski wystąpił do Prokuratora Generalnego, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro o interwencję w postępowanie prokuratorskie. To postępowanie dotyczy osoby, która jest członkiem SLD i toczyło się swobodnie, z korzystnymi decyzjami dla tej osoby, a po interwencji pana Gosiewskiego nastąpił niekorzystny zwrot- mówiła.
Zdaniem Szymanek-Deresz, rodzi się pytanie, na ile wiarygodna jest interwencja posła z przeciwnej opcji do Prokuratora Generalnego - partyjnego kolegi.
Według posłanki Sojuszu, takie interwencje w konkretne postępowania prokuratorskie, tym bardziej w stosunku do osób z przeciwnych partii, rodzą wiele wątpliwości o rzetelność postępowania zarówno posła, jak i ministra sprawiedliwości". "Przejrzystości tutaj nie ma- oceniła
Jak zaznaczyła Szymanek-Deresz, potwierdza się słuszność idei SLD, aby rozdzielić funkcje Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości.