PolskaSzkoła wyobraźni

Szkoła wyobraźni


Nawet w blokowisku dzieci i młodzież nie muszą siedzieć przed komputerem czy telewizorem, biegać ze sprayem i malować ściany, albo pić po bramach. Udowodnili, że nawet mieszkając w blokowisku można zostać gwiazdą, aktorem, a przede wszystkim dobrym człowiekiem.

26.02.2008 | aktual.: 26.02.2008 14:42

W Legnicy dzieci nie chwalą się już świadectwami wydawanymi w placówkach oświatowych, w zwykłych szkołach, a na podwórku nie mówią już, że czegoś dowiedziały się albo nauczyły w swojej „budzie”, ale w Szkole Czarodziejów Wyobraźni. To efekt pracy legnickich aktorów ze Stowarzyszenia Inicjatyw Twórczych, którzy ją stworzyli.

W przenośni i dosłownie każdy znajdzie tutaj swoje miejsce. Wystarczy wiedzieć, że jesteśmy i gdzie się spotykamy. Nie ma listy obecności, można wejść i wyjść, kiedy się chce, ale mamy ostrzejsze zasady niż w szkole, bo choć u nas nie ma dzienniczka i ocen, to nie wolno tutaj nikomu dokuczać, nie wolno wyśmiewać, nie wolno używać wulgaryzmów, nie wolno oceniać innych, nie wolno używać przemocy, a wolno pomagać innym i bawić się. To fenomen, bo dzieci zaakceptowały zasady i przychodzą do nas nie dlatego, że muszą albo kazano im przyjść. Przychodzą, bo chcą– opowiada Magdalena Biegańska, aktorka z SI i organizatorka Szkoły. W ten sposób staramy się uwrażliwić dzieci na siebie i na innych.

I właśnie w samym centrum blokowiska, na Osiedlu Piekary, gdzie mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi, między wieżowcami i „jamnikami”, targowiskiem z pietruszką, majtkami i jednym z setek klubów fitness, w starym magazynie prowadzą zajęcia teatralne dla najmłodszych. Odbywają się one w centrum największego legnickiego blokowiska – na Scenie na Piekarach, stworzonej przez legnicki teatr, który chciał być bliżej publiczności, bliżej ludzi. Teraz wkradł się w łaski publiczności najbardziej wymagającej, bo najmłodszej.

Staramy się, używając niekonwencjonalnych dróg, dojść do celu głównego, który można określić jako wspólne miejsce spotkania, rozmowy, zabawy, wyobraźni – mówi Magdalena Biegańska. Teraz realizujemy projekt, który można określić jako sensualny, bo dzieci zajmują się smakiem, słuchem, dotykiem, wszystkimi zmysłami. Rozkładają je na czynniki pierwsze. Patrzą na nie, analizują je z perspektywy muzyki, plastyki.

Jeszcze niedawno między czterema ścianami ogromnej hali stały tysiące kartonów wypełnione lekarstwami, a teraz między nimi Biegańska pokazuje najmłodszym, że scena, zabawa, życie mogą być wszędzie. Nawet tam i właśnie dlatego legnicki teatr zrobił w starym magazynie swoją drugą scenę – Scenę na Piekarach. Także, a może przede wszystkim dlatego, że właśnie tam jest najbliżej ludzi.

Bo tuż za rogiem, w osiedlowym pasażu handlowym, kupują w sklepie spożywczym chleb, kawałek dalej panie chodzą do fryzjera, na wprost emeryci i renciści po lekarstwa do apteki… A ich dzieci i wnuki mają teraz swoją nową szkołę – Czarodziejów Wyobraźni – tuż obok. A dzięki temu, że to Szkoła Czarodziejów i Wyobraźni, chętnie przychodzą raz w tygodniu na dwie godzin do starej, zaniedbanej hali, aby poczuć, że nie żyją między szarymi, brzydkimi blokami. I tego między innymi uczy ich legnicka aktorka.

Staramy się nauczyć wyobraźni, choćby co można, w dobie filmów na DVD, Internetu, komputerów, wszechobecnej telewizji, zrobić z dwóch patyków. Jak zrobić sobie coś z niczego. A przecież takie dwa patyki mogą być np. pałeczkami do ryżu, lalką do zabawy, pistoletem, krzyżem, mieczem i wieloma, wieloma innymi rzeczami. Takie patyki są lepsze niż klocki lego za dużą kasę– mówi Magdalena Biegańska.

Wychowankowie legnickiej Szkoły Czarodziejów Wyobraźni za kilka, a może kilkanaście lat mogą być tak znani i popularni jak Tomasz Kot czy Gabriel Flesza, którzy zaczynali swoje kariery właśnie w legnickim teatrze, w Klubie Gońca Teatralnego. A jeśli nie będą chcieli, to tak jak ona będą uczyć innych, jak zostać nauczycielem w Szkole Czarodziejów Wyobraźni.

Mamy oczywiście ogromną satysfakcję z tego, co robimy. Jednak trzeba też dodać, że od dzieci można się również nauczyć bardzo wielu trudnych rzeczy, choćby szacunku do innych, a także dla siebie. Ale też wyrozumiałości dla nich albo cierpliwości do dziennikarzy – zaznacza Magdalena Biegańska. Ja dowiedziałam się, że jestem równoprawnym człowiekiem w liceum. Wtedy zrozumiałam, że mogę powiedzieć nie, że mogę mieć swoje zdanie na każdy temat. Mam nadzieję, że dzieci, które bawią się z nami, nauczą się tego wcześniej. I chyba się to już udaje, bo niektóre po kilku miesiącach otwierają się na nas i na inne dzieci. Same zabierają głos– mają odwagę to zrobić, przestają się wstydzić. Uważam, że to dużo, bo to świadczy o ogólnym rozwoju dziecka.

Nie chodzi o nauczenie się czegoś konkretnego, wystawienie oceny, na zasadzie trzech zet. Z tego nie musi nic konkretnego wynikać. Chodzi raczej o to, żeby umieć sobie poradzić jeśli znajdziemy się na bezludnej wyspie, albo jeśli wszystko wokół przestanie działać i nie będzie można zadzwonić nawet do straży pożarnej. Co wtedy? Tego stara się uczyć Szkoła Czarodziejów Wyobraźni – uważa Joanna Gonschorek, także prowadząca szkołę.

Nie brakuje efektów pracy aktorów. Ostatni, to spektakl „Para butów” wg Pierre’a Gripariego, który najmłodsi przygotowali zupełnie samodzielnie, choć pod czujnym okiem artystów. To nie tylko sztuka o miłości, ale wydaje się, że również na wskroś współczesna o polityce, czyli o lewym i prawym… bucie, które nie mogą bez siebie żyć.

Ciężko i trochę nudno było butom, gdy leżały razem na półce obok siebie, ale kiedy pani ściągnęła je stamtąd i założyła na nogi, było im smutno z powodu rozłąki, martwiły się. Dlatego buty obmyśliły plan. Prawy but – Mikołaj skręcał w lewą stronę, ale wtedy ich pani potykała się. Dlatego buty postanowiły, że zmienią plan i lewy but – Tina zaczął skręcać w prawo. Ale wtedy pani też się potykała. Kiedy poszła do lekarza, ten powiedział, że skoro nogi są tak chore, to trzeba je obciąć… A co było dalej, to proszę obejrzeć z widowni. Wstęp jest wolny jak wszystkie nasze zajęcia – opowiada Magdalena Biegańska. Podpowiem, że wtedy buty zaczęły się martwić, że będą niepotrzebne. Rzeczywiście, jak z partiami politycznymi.

Dzieci uczą się tutaj najróżniejszych rzeczy, na przykład kiedyś zbierały śmieci z trawników i robiły z nich lalki do grania, ale uczą się też pracy z kamerą, mogą same wymyślać scenariusze, nakręcać je i grać w nich – opowiada Joanna Gonschorek. Teraz trudno zachęcić dzieci do zwykłej wspólnej zabawy, co nasi rodzice robili nagminnie, czyli brali co było pod ręką i bawili się tym, choć nie było praktycznie niczego – to prawdziwa sztuka wyobraźni.

Artur Kowalczyk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)