Szeryf Orban i jego kontrowersyjne metody
W obliczu kryzysu imigracyjnego i niezdecydowania Brukseli, Europa doczekała się nowego szeryfa w walce z nielegalną imigracją. To premier Węgier Viktor Orban, który w celu zatrzymania napływu uchodźców proponuje radykalne działania.
22.06.2015 | aktual.: 22.06.2015 21:08
Przepełnione łodzie, wygłodniali uchodźcy na plażach Lampeduzy i greckich wysp - tak przedstawia się kryzys imigracyjny w masowej wyobraźni. To jednak tylko część migracyjnego dramatu obejmującego Europę. Druga część rozgrywa się w mniej oczywistym miejscu: na liczącej 170 kilometrów granicy między Serbią i Węgrami. I to Węgry wychodzą na pierwszą linię walki o obronę europejskich granic.
Przez Serbię do Unii
Tylko w ciągu 6 pierwszych miesięcy tego roku przez zieloną granicę do Węgier przedostało się ponad 55 tysięcy nieregularnych migrantów ubiegających się o azyl.
W liczbach absolutnych, plasuje to Węgry w pierwszej trójce państw europejskich. W ujęciu per capita, kraj ten jest na samym szczecie.
Lwia część tych osób to przybysze z Kosowa, kraju który po siedmiu latach niepodległości nadal znajduje się w katastrofalnej sytuacji gospodarczej i gdzie oficjalne bezrobocie sięga prawie 50 procent. A ponieważ Serbia nie uważa Kosowa za osobne państwo, to pozwala im na swobodne przemieszczanie się po kraju i podróż na północ, ku Wojwodinie i granicy z Węgrami. Co więcej, wielu z nim wydaje serbskie paszporty. W ten sposób, bez przeszkód, tysiące imigrantów docierają do Unii Europejskiej. Albańczycy z Kosowa nie są jednak jedynymi, którzy swojej szansy na życie w Europie upatrują nie w ryzykownej przeprawie przez morze, lecz przez bezpieczniejsze równinne serbsko-węgierskie pogranicze.
- Z największą falą kosowskich imigrantów mieliśmy do czynienia na początku roku. Teraz coraz częściej przyjeżdżają uchodźcy z dalszych krajów, w tym Afgańczycy czy Syryjczycy. - mówi WP Atilla Tibor Nagy, ekspert z węgierskiego Centrum Analiz Politycznych Méltányosság. - Jak na Węgry to są bardzo duże liczby i jest to rzeczywiście dla nas poważny problem - dodaje.
Węgierskie metody
A ponieważ Unia Europejska nie przedstawiła satysfakcjonującego rozwiązania problemu (zaproponowany przez szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera pomysł przydzielenia każdemu krajowi odpowiednich kwot został uznany przez premiera Węgier jako "szalony i niesprawiedliwy"), to Viktor Orban postanowił zadziałać sam - i ustawić się w pierwszym szeregu zmagań o obrony Europy przed przybyszami z zewnątrz.
Zrobił to w swoim stylu: kiedy przez węgierskie pogranicze pierwsza fala imigrantów z Kosowa, lider Fideszu rozesłał do wszystkich Węgrów kwestionariusz w sprawie imigracji. Kwestionariusz dość osobliwy, bowiem treść pytań jednoznacznie sugerowała pożądane przez rząd odpowiedzi i przeciwstawiała stanowczą postawę Budapesztu "pobłażliwej" i "nieefektywnej" polityce Brukseli (jedno z nich brzmiało: "Niektórzy twierdzą, że błędna polityka imigracyjna Brukseli ma związek ze zwiększonym zagrożeniem terroryzmem. Czy zgadzasz się z tą opinią?". Ankietom towarzyszyła kampania reklamowa z użyciem billboardów, które ostrzegały przybyszów z zagranicy, że nie mogą "zabierać pracy Węgrom" i "muszą respektować węgierskie zwyczaje i kulturę".
Kampania jest o tyle ciekawa, że mimo ogromnej liczby ludzi ubiegających się o azyl, tylko niewielka część z nich zostaje na Węgrzech. Większość, korzystając ze swobody przemieszczania się wewnątrz UE, udaje się dalej, do Niemiec, Austrii i innych państw zachodu Europy. Problem w tym, że większość z nich przebywa tam nielegalnie, bo emigrującym z powodów głównie ekonomicznych Kosowianom - nie będącym w sytuacji zagrożenia prześladowaniem lub utratą życia - odmawia się przyznania statusu uchodźcy. Dlatego zdaniem eksperta Méltányosság, największą obawą węgierskiego premiera jest możliwość odesłania kilkunastu tysięcy takich migrantów z Niemiec z powrotem do Węgier.
Dlatego też teraz, w obliczu krytyki ze strony Brukseli - lecz przy braku odpowiednich rozwiązań - węgierski przywódca postanowił pójść dalej. Zaproponował, by na całej długości prawie 200-kilometrowej granicy z Serbią postawić wysoki na cztery metry płot zakończony drutem kolczastym. Pomysł ten ma być przedmiotem rozmów z serbskim premierem Aleksandrem Vučiciem na początku lipca. Rozmowy nie będą łatwe. Zapytany o komentarz w tej sprawie szef rządu w Belgradzie nie przebierał w słowach.
- Jestem zszokowany tym pomysłem. Nie będziemy mieszkać w Auschwitz - zadeklarował Vučić.
Wszystko wskazuje jednak na to, że mimo sprzeciwów z zagranicy Orban postawi na swoim i zbuduje planowany płot. Co więcej, rozwiązanie to może okazać się skuteczne.
- To oczywiście kontrowersyjny pomysł i z pewnością nie rozwiąże całego problemu. Ale przykład Bułgarii, która zastosowała podobne rozwiązanie na granicy z Turcją, pokazuje, że może ograniczyć liczbę imigrantów - mówi Attila Nagy.
To się opłaca
Pomysł Orbana może być skuteczny nie tylko na polu polityki międzynarodowej. Twarda, antyimigracyjna postawa rządzącego od 5 lat polityka przynosi efekty także - a może przede wszystkim - na krajowym podwórku.
- Dla Orbana problem imigracji to okazja nie tylko do rozgrywki z Brukselą, ale także w polityce wewnętrznej. Większość Węgrów nie chce przyjmować imigrantów i obawia się napływu kolejnych cudzoziemców. Orban to wykorzystuje - ocenia Nagy. Efekty są już widoczne w sondażach, gdzie doszło do zatrzymania trwającej od miesięcy tendencji spadkowej rządzącego Fideszu, doganianego w rankingach przez nacjonalistyczny Jobbik. Budowa granicznego płotu może pozycję partii Orbana tylko wzmocnić. Potwierdza to najnowszy, poniedziałkowy sondaż ośrodka Századvég, według którego Fidesz powiększył przewagę nad opozycją. Nad drugim Jobbikiem ma teraz 14 punktów procentowych przewagi. Głównym czynnikiem była właśnie kwestia migrantów: twardą postawę swojego rządu poparło aż 74 procent badanych.