Szefowa kancelarii Dudy o wejściu policji. "Zaaresztowali gości prezydenta"
- Policjanci weszli do Pałacu bez rozmowy ze mną, bez okazania mi pisma, w którym prosiliby mnie o udzielenie pomocy - mówi szefowa Kancelarii Prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".
15.01.2024 | aktual.: 15.01.2024 12:57
- Byłam w Pałacu Prezydenckim tego wieczoru od początku do końca. (...). Policja weszła przez sekretariat prezydenta. To po pierwsze. Po drugie, policji bardzo się spieszyło i to tak bardzo, że nie pozwolili aresztowanym wziąć płaszczy - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" szefowa KPRP.
Ignaczak-Bandych zaznaczyła, że nie była świadkiem brutalnego zachowania policjantów wobec Kamińskiego, gdyż - jak mówi - gdy posłowie byli wyprowadzani, pobiegła po ich rzeczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Panowie policjanci weszli do Pałacu bez rozmowy ze mną, bez okazania mi pisma, w którym prosiliby mnie o udzielenie pomocy. Ja mam obowiązek, tak jak każdy urzędnik w państwie, udzielić pomocy funkcjonariuszom. I miałam polecenie od prezydenta, że gdyby coś takiego się zdarzyło, nie stawiać oporu. I tak też postąpiłam - powiedziała.
- Zdumiewające było to, że pismo informujące mnie o tym, że oni oczekują ode mnie pomocy, wpłynęło pół godziny po zabraniu panów i to do dyżurki SOP w BBN, a to nie jest nasze biuro - stwierdziła.
- Mówiłam to wielokrotnie panom z SOP i również naszemu komendantowi Pałacu. Oni weszli z pogwałceniem wszelkich zasad. Weszli do Pałacu Prezydenckiego, weszli przez sekretariat prezydenta do gabinetu ministra Marcina Mastalerka i zaaresztowali gości pana prezydenta - powiedziała w rozmowie z gazetą Ignaczak-Bandych.
Najpierw weszli zastępcy komendanta SOP
O kulisach wejścia policji do Pałacu Prezydenckiego pisała również poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza". Według relacji dziennika, w budynku pojawili się najpierw zastępcy komendanta SOP.
Płk Bartłomiej Hebda, który w przeszłości kierował ochroną prezydenta, powiedział szefowej KPRP, "by poprosiła na dół Kamińskiego i Wąsika, bo ma dla nich informacje od komendanta służby". Kiedy w pokoju szefa gabinetu prezydenta Marcina Mastalerka pojawili się politycy PiS, drugi zastępca komendanta SOP płk Krzysztof Król miał wyjść z gabinetu i wrócić z policjantami. Wtedy doszło do zatrzymania polityków PiS, którzy obecnie przebywają w więzieniach.
Czytaj także:
Źródło: "Nasz Dziennik", PAP