Szef sztabu Milinkiewicza oskarżony o przygotowywanie rozruchów
W Szczuczynie niedaleko Grodna rozpoczął się proces działacza regionalnego sztabu wyborczego Aleksandra Milinkiewicza, Siarhieja Laszkiewicza. Prokurator zarzuca mu prowadzenie szkolenia w celu organizacji rozruchów z użyciem przemocy.
Proces działacz będzie dotyczył wieców wyborczych z 2 i 19 marca, które odbyły się w Mińsku. Dwaj powołani przez prokuraturę świadkowie twierdzą, że 28-letni Laszkiewicz obiecywał im pieniądze za wyjazd na demonstracje w Mińsku oraz instruował, jak walczyć z milicją i robić koktajle Mołotowa.
Prokurator zażądał kary sześciu miesięcy pozbawienia wolności. W artykule, z którego oskarżono Laszkiewicza, mowa jest o "szkoleniu do udziału w masowych rozruchach z użyciem przemocy, pogromów, podpaleń, zbrojnego przeciwstawienia się milicji".
Głównym dowodem rzeczowym przeciw Laszkiewiczowi, aresztowanemu 14 marca, była kaseta wideo z opozycyjnych demonstracji, która miała rzekomo służyć jako film instruktażowy.
Film nie jest żadnym dowodem, te kadry pokazywała telewizja państwowa. Uważam, że uczciwy sąd nie powinien wydawać wyroku skazującego - powiedział Milinkiewicz, który pojawił się na procesie.
Na rozprawie byli też przedstawiciele OBWE oraz ambasady Łotwy, która reprezentuje na Białorusi Austrię, przewodniczącą w tym półroczu Unii Europejskiej.
Obrona oceniła, że oskarżenie Laszkiewicza ma polityczny podtekst. Argumentowała, że prowadził on legalną działalność w ramach kampanii wyborczej, a posiadanie znalezionych u niego kalendarzyków, naklejek i ulotek nie jest zakazane przez prawo. Na filmie zaś nie widać uzbrojonych demonstrantów, a głównie kadry pokazujące, jak milicja pałkami rozpędza manifestantów.
Obrońcy podkreślili też wątpliwą przeszłość głównego świadka, który był wielokrotnie karany za chuligaństwo, kradzież i grabież, a w chwili, gdy oskarżył Laszkiewicza, czekał na kolejny proces.
Prokurator podkreślał, że Laszkiewicz ma doświadczenie w "nielegalnej działalności", o czym ma świadczyć fakt, że uczestniczył w szkoleniach w Polsce. Za dowód oskarżenie uznało znaleziony podczas rewizji u Laszkiewicza formularz zgłoszeniowy do organizowanej w Polsce szkoły liderów organizacji pozarządowych.
Wśród innych dowodów prokuratura dołączyła też do akt m.in. oficjalną gazetę "Sowietskaja Biełorussija" oraz książki, w tym - jak zaznaczyła - pięć polskich oraz poradnik o chińskiej szkole oddychania, z którego Laszkiewicz korzystał, lecząc się na astmę.
Pochodząca z polskiej rodziny matka Laszkiewicza, Irina, powiedziała dziennikarzom, że na jej syna już dawno władze czegoś szukały, bo związał się z opozycją w Szczuczynie. Niczego nie mogli znaleźć, więc zdecydowali się poszukać takich zależnych od nich "świadków" i urządzić głośny proces" - oceniła.
Wyrok w sprawie Laszkiewicza ma zapaść 29 maja.