Szef służb bezpieczeństwa ONZ udaje się do Iraku
Szef ONZ-owskich służb bezpieczeństwa
Tun Myat udaje się do Iraku, by na miejscu dokonać
analizy sytuacji po wtorkowym zamachu na siedzibę ONZ w Bagdadzie.
Bezpośrednio przed wyjazdem z Nowego Jorku Tun Myat powiedział, że służby bezpieczeństwa z pewnością będą musiały odpowiedzieć na pytanie, co można było zrobić, by zapobiec tragedii. Zdaniem Tuna, w opinii służb bezpieczeństwa, kwatera ONZ w Bagdadzie_ "nigdy nie miała być celem ataku terrorystycznego"_; przypuszczano raczej, iż takim celem będą indywidualni pracownicy ONZ.
Tun Myat przyznał, że za bezpieczeństwo hotelu Canal odpowiadały Narody Zjednoczone, jakkolwiek - zaznaczył - oddział 30 żołnierzy amerykańskich patrolował teren poza ogrodzeniem otaczającym kwaterę ONZ. Amerykanie także odpowiadali za blokady, znajdujące się w odległości 30 metrów od hotelu. W odległości 20 metrów od budynku znajdowała się też jedna z baz sił USA - powiedział szef ONZ-owskich służb.
"Nigdy, w najgorszych koszmarach, nie przypuszczaliśmy, że staniemy się celem takiego ataku" - dodał.
Tun Myat zaznaczył jednak, iż jakkolwiek zamach dowodzi konieczności wzmocnienia środków bezpieczeństwa, to nie można też pozwolić, by środki bezpieczeństwa w jakikolwiek sposób przesłoniły główny cel działania ONZ - misję humanitarną. "Narody Zjednoczone nie mogą działać w warunkach izolacji, musimy być blisko ludzi. Na tym polega nasze zadanie" - powiedział Tun.
Obecne w Iraku agendy ONZ wznowią pracę w sobotę. Nie będzie masowej ewakuacji pracowników ONZ - zapowiedział przedstawiciel organizacji w Bagdadzie Ramiro Lopez da Silva. Wcześniej także sekretarz generalny ONZ Kofi Annan zadeklarował, że mimo krwawego zamachu na siedzibę w Bagdadzie Narody Zjednoczone nie wycofają się z Iraku i będą kontynuowały misję.
We wtorkowym zamachu na siedzibę ONZ w Bagdadzie zginęły co najmniej 24 osoby, wśród nich specjalny wysłannik Narodów Zjednoczonych Sergio Vieira de Mello.
hb/ kan/ bsb/