Szef podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej: nie było zderzenia z brzozą
Prof. Kazimierz Nowaczyk, szef podkomisji ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego w Smoleńsku, mówił o szczegółach pracy jego zespołu. - My badamy te obszary, które są wiarygodne. Czarne skrzynki po kilku dniach u Rosjan takie nie są - powiedział.
03.01.2018 | aktual.: 03.01.2018 07:32
Szef podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej zdradził, że w rocznicę katastrofy zostanie opublikowany raport "techniczny" prac jego zespołu. - Nie było to zderzenie z brzozą. To są rzeczy, które się ukazały już po 10 kwietnia. Tę bardzo istotną sprawę przekazaliśmy w komunikacie z sierpnia ubiegłego roku - opowiada z rozmowie z Telewizją Republika.
- W wyniku bardzo szczegółowych prac możemy powiedzieć, że w skrzydle samolotu nie ma miejsca, przez które mogłaby przejść brzoza. Nie ma śladu uderzenia w brzozę. Na to mamy jeszcze parę innych dowodów, ale ten jest dowodem decydującym - dodał .
Część z tych materiałów została opublikowana w internecie. - Porównujemy podejście Tupolewa do lotniska, z samolotem IŁ-76, który wcześniej próbował lądować w Smoleńsku. Tu-154M był naprowadzany zupełnie inaczej niż IŁ-76. Gdyby nie było innych zdarzeń po drodze to samo, to naprowadzanie doprowadziłoby do katastrofy tego samolotu - mówił Prof. Nowaczyk.
- Piloci byli przekonani i szli na nieistniejący pas, który zaczynał się według naprowadzania samolotu kilometr wcześniej niż rzeczywiste lotnisko w Smoleńsku - wyjaśniał. - My badamy te obszary, które są wiarygodne. Ośrodki zagraniczne twierdzą, że jeżeli zapisy czarnych skrzynek przebywały przez parę dni w rękach Rosjan, to są one zupełnie niewiarygodne - zakończył.
Przewodniczący podkomisji nawiązał do nieprzychylnych opinii kierowanych w stronę jego zespołu. - Czasami te przekazy naszej podkomisji są trudne do odczytania, bo wydaje się, że mówimy o rzeczach bardzo szczegółowych i ich przekaz nie jest jednoznaczny. W takim komunikacie musimy ważyć słowa - stwierdził.
Źródło: telewizjarepublika.pl