Szef MSZ nieobecny w Kijowie. "Oba kraje wpadły w pułapkę"

Minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, który nie pojawił się na szczycie w Kijowie, tłumaczył swoją nieobecność "dekoniunkturą" w relacjach polsko-ukraińskich. Ukraińscy dziennikarze i politolodzy podkreślają, że wpływ na decyzję szefa MSZ mają zbliżające się wybory w Polsce, ale Kijów ostatnio sam dolewa oliwy do ognia.

Szef MSZ nieobecny w Kijowie. "Oba kraje wpadły w pułapkę"
Szef MSZ nieobecny w Kijowie. "Oba kraje wpadły w pułapkę"
Źródło zdjęć: © East News
Sylwester Ruszkiewicz

03.10.2023 21:37

W Kijowie odbyło się spotkanie ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej, którzy omówili wsparcie dla Ukrainy oraz formułę planu pokojowego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Polskę na spotkaniu reprezentował podsekretarz stanu w MSZ Wojciech Gerwel. Dlaczego nie szef MSZ Zbigniew Rau? W rozmowie z Polsat News oprócz problemów ze zdrowiem jako powód wymienił ochłodzenie relacji polsko–ukraińskich.

– Przede wszystkim to wynika z tego, że w polityce, także bilateralnej między różnymi państwami, mamy okres koniunktury i dekoniunktury. Obecnie, jeśli chodzi o stosunki między Polską a Ukrainą, to wchodzimy w taki okres dekoniunktury. Moja absencja tam po części jest tego wyrazem – powiedział.

Pytany, czy jego nieobecność na spotkaniu w Kijowie jest retorsją, za słowa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, o tym jakoby część państw UE pozorowała solidarność, jednocześnie pośrednio wspierając Rosję odparł, że "nie nazwałby tego retorsją".

- Ale w stosunkach między państwami liczą się przede wszystkim trzy wymiary. Pierwszy to wymiar strategiczny, geopolityczny - czy te państwa mają wspólne interesy. Bezwzględnie z Ukrainą mamy wspólny interes strategiczny, to jest powstrzymanie rosyjskiego imperializmu – mówił Rau. Drugi wymiar, jak tłumaczył, "to bieżące interesy narodowe i tutaj mamy rozbieżne interesy, czego nieporozumienia dot. tranzytu ukraińskiego zboża przez Polskę dotyczą".

– A trzecia sprawa: politykę zagraniczną można uprawiać w sposób stały, stabilny, wtedy, kiedy cieszy się ona poparciem społeczeństwa. W systemie demokratycznym jest to nieodzowne – podkreślił szef MSZ.

"Oliwy do ognia dolał Zełenski"

Jak Ukraina zareagowała na nieobecność i słowa ministra Raua? Zdaniem Dmytro Antoniuka, ukraińskiego korespondenta Radia Wnet, brak szefa polskiego MSZ Zbigniewa Raua nie jest w Ukrainie szczególnie komentowany.

- W mediach pojawiły się informacje, że minister nie przyjechał, ale zastąpił go podsekretarz stanu. Mogliśmy przeczytać też o powodach jego absencji. Ważne, że przedstawiciel kierownictwa polskiego MSZ jednak uczestniczył w szczycie w Kijowie. Co innego byłoby, gdyby członka polskiego rządu w ogóle zabrakło – mówi Wirtualnej Polsce Dmytro Antoniuk.

I jak dodaje, dekoniunktura w relacjach nastąpiła z powodu działań ukraińskich władz, a nałożyła się na nie kampania wyborcza w Polsce.

- Najbardziej oliwy do ognia dolała wypowiedź prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na forum ONZ w Nowym Jorku, który zasugerował porównanie Polski do putinowskiej Rosji. Było to niepotrzebne i stało się punktem zapalnym, wywołując ochłodzenie stosunków między Polską a Ukrainą – ocenia Antoniuk.

Z kolei ukraiński korespondent TVN24 Ołeh Bihacki przyznaje, że na ostatnie napięcia na linii Polska-Ukraina można patrzyć z niepokojem.

- To nie jest na rękę ani Ukrainie, ani Polsce. Minister Rau mówił o dekoniunkturze relacji. Obniżyły się one po wypowiedzi prezydenta Zełenskiego na forum ONZ i po embargu na import ukraińskiego zboża do Polski. Ale też w Kijowie widzimy, że toczy się intensywna kampania wyborcza nad Wisłą. Osobiście obserwuję ją dokładnie, widzę, że jest walka o każdy głos. To też rezonuje na obecne nasze relacje. A nie każdy dziennikarz, a tym bardziej przeciętny ukraiński obywatel, zdaje sobie z tego sprawę – twierdzi Ołeh Bihacki.

W jego ocenie trzeba poczekać na wyborczy wynik, sytuację po wyborach, by to napięcie spadło.

- I nie chodzi o to, że jak wygra opozycja w Polsce będzie lepiej. Przed kampanią wyborczą relacje ukraińskich władz z rządem PiS i prezydentem Andrzejem Dudą były całkiem dobre. I zawsze można do nich powrócić – komentuje ukraiński korespondent TVN24.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Bardziej krytycznie na absencję w Kijowie szefa polskiego MSZ patrzy Nedim Useinow, krymski politolog mieszkający w Polsce.

"To nie ten czas i miejsce"

- Na takim zachowaniu traci Polska, a nie Ukraina. Przy stole na szczycie w Kijowie byli szefowie dyplomacji najsilniejszych gospodarczo państw w Europie – Niemiec i Francji. Polskiego szefa MSZ zabrakło. A przecież Polska cały czas ma szansę, by wykorzystać duży kapitał społeczny i polityczny, który zbiła na otwartości dla Ukrainy. Jeśli jednak rząd PiS chce się "bawić w zazdrość", to nie jest ten czas i miejsce – mówi WP Nedim Useinow.

Według Useinowa, obrażanie się na Kijów i szantażowania ukraińskich władz, polskiemu rządowi niczego dobrego nie przyniesie.

- Ukraina nadal będzie postępowała ze swoimi interesami państwowymi i narodowymi. Absolutnie nie wyklucza to relacji partnerskich i gospodarczych z Warszawą. Tylko że polski rząd nie może traktować Kijowa na zasadzie: my wam pomogliśmy, to teraz wracajcie do rangi młodszego brata i słuchajcie tego, co wam mówimy. Jeśli są problemy, to trzeba rozmawiać, a nie wynosić spraw na forum opinii publicznej. Trzeba się dogadywać, ale w zaciszu gabinetów. Pytanie więc do obu rządów: czy chcą się porozumieć, czy stawiają nad porozumieniem swoje, wyborcze elektoraty – komentuje krymski politolog.

Przypomnijmy, że Polski zabrakło również w sobotę w Kijowie podczas forum przemysłu obronnego w Kijowie. Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że w spotkaniu wzięli udział przedstawiciele ponad 250 firm z 30 krajów Europy, Ameryki Północnej i Azji.

Początkowo, tłumacząc absencję, Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, zarzucił Ukrainie "realizację bieżącego interesu", "stanie po stronie Niemiec" i "grę na zmianę władzy w Polsce". Kiedy okazało się jednak, że Polska Grupa Zbrojeniowa otrzymała zaproszenie, ale nie skorzystała, przeprosił za nieporozumienie. A PGZ wystosowało oświadczenie, w którym podkreślało współpracę z ukraińską stroną, m.in. w sprawie napraw czołgów.

- Mimo wszystko widać, że te relacje nadal są kontynuowane i dynamiczne. Z jednej strony mieliśmy zamieszanie z zaproszeniem dla Polskiej Grupy Zbrojeniowej na Forum Przemysłowe w Kijowie, ale z drugiej mamy deklarację PGZ o serwisowaniu czołgów Leopard dla ukraińskiej armii. Współpraca między naszymi krajami w sferze przemysłu zbrojeniowego i obronnego jest kontynuowana. I nic nie wskazuje, żeby miała zostać przerwana – uważa Dmytro Antoniuk, ukraiński korespondent Radia Wnet.

W podobnym tonie wypowiada się Ołeh Biłecki.

- Najważniejsze, że sytuacja została wyprostowana i porozumieliśmy się w tej kwestii. Na całkowitą poprawę relacji trzeba po prostu poczekać. W ostatnim czasie oba kraje wpadły w pułapkę i skupiły się wyłącznie na własnych interesach. Emocja wśród obywateli i polityków obu krajów jest zupełnie niepotrzebna. Priorytetem powinno być zjednoczenie społeczne obu narodów i podkreślanie, że jesteśmy sąsiadami - ocenia Biłecki.

 Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
zbigniew raukijówwojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie