Szczęście w nieszczęściu. Oni przegapili lot AirAsia i przeżyli
23 osoby mogą mówić o wielkim szczęściu w nieszczęściu. Tyle osób nie wsiadło bowiem na pokład zaginionego samolotu linii AirAsia, który zniknął z radarów w drodze z Surabai do Singapuru. Na Morzu Jawajskim nadal trwa akcja poszukiwawcza, która na razie nie przyniosła skutku.
Pośród cudownie ocalonych jest dziesięcioosobowa rodzina. 36-letnia Indonezyjka Christianawati, która wraz z mężem, dziećmi, matką i rodziną jej brata, miała podróżować rejsem QZ8501. Na ponad tydzień przed wylotem pracownicy linii AirAsia starali się powiadomić rodzinę o zmianie lotu na wcześniejszy o dwie godziny. Liniom nie udało się jednak skontaktować z osobą, która dokonała rezerwacji.
- Przyjechaliśmy na lotnisko i chcieliśmy odprawiać się na lot o godzinie 7.30. Powiedziano nam jednak, że nasz rejs zaplanowano na 5.30. Byliśmy strasznie wściekli - powiedziała jedna z ocalałych osób.
Jednak kiedy okazało się, że rejs do Singapuru zniknął z radarów i nadal nie wiadomo, co się z nim stało, wszyscy odetchnęli z ulgą.
Rodzinie pani Christianawati, która w Singapurze miała spędzić Nowy Rok, zaoferowano zmianę biletów, jednak zdecydowała się ona wybrać inne linie lotnicze.
"Mój tata zachorował, więc odwołaliśmy lot"
O cudzie może również mówić Chandra Susanto z Indonezji, który wraz z żoną i trójką dzieci, wybierali się na wymarzony urlop. Wyjazd planowali od marca 2014 roku.
- Mój tata tata zachorował, więc odwołaliśmy lot. To była trudna decyzja, ponieważ mój syn był bardzo zawiedziony. Czekał na te wakacje od dłuższego czasu - powiedział Susanto.
Feralny lot numer QZ8501
Airbus A320 należący do taniego przewoźnika AirAsia zniknął z radarów o godz. 6.17 (0.17 czasu polskiego) w niedzielę.
Na pokładzie znajdowało się 155 pasażerów i siedmioro członków załogi. 157 osób to Indonezyjczycy, trzy to obywatele Korei Południowej i po jednej osobie z Singapuru i Malezji. Na pokładzie było 16 dzieci i niemowlę.