Szczere wyznanie pana Grzegorza po przeszczepie
15 maja w Centrum Onkologii w Gliwicach przeszczepiono twarz panu Grzegorzowi. - Lekarze bali się, czy zaakceptuję swoją nową twarz. Na początku nie chcieli mi jej pokazać. Ja domagałem się, żeby dali mi wreszcie lustro - opowiada po kilku miesiącach. W szczerym wywiadzie w "Gazecie Wrocławskiej" opowiada, jak teraz żyje.
27.01.2014 | aktual.: 04.06.2018 14:49
Pan Grzegorz wspomina, że pierwsze, co poczuł po wypadku to ból głowy. Koledzy zabronili mu się ruszać, byli przerażeni. Akurat tego dnia w pracy pomagał operatorowi maszyny. Odrabiał godziny za wolne dni. Do końca nie zdawał sobie sprawy, co się stało. Wiedział tylko, że maszyna do pakowania kamienia złapała go za twarz.
Wspomina, że jeszcze do śmigłowca doszedł o własnych siłach. Próbował dotknąć twarzy, ale już jej nie miał.
Pan Grzegorz skarży się też na jego obecną sytuację finansową. - Na początku były obietnice i zapewnienia o pomocy ze strony firmy Semmelrock. Jednak na tym wszystko się skończyło. Otrzymałem 10 tysięcy z funduszu socjalnego i laptopa o wartości około 2,7 tysięcy złotych. Choć nasza rodzina nie jest bogata, nie będziemy chodzić i prosić się – mówi rozżalony Grzegorz. Wyraźnie wzruszony pokazuje zegarek. Ściąga go z ręki i prosi, żeby przeczytać dedykację: Kiedy spojrzysz to pamiętaj o nas. Koleżanki i koledzy z pracy. Pan Grzegorz nie rozstaje się z nim. Koledzy pamiętali o nim i przekazali mu nawet 500 złotych, które wspólnie uzbierali.
Ryzyko odrzucenia przeszczepu istnieje cały czas. Dlatego Grzegorz już do końca życia będzie musiał brać leki. Na udzie ma wszczepioną skórę dawcy, która - w razie jakichkolwiek problemów - może posłużyć na kolejny materiał do przeszczepu. Jego regał w pokoju przypomina małą aptekę. Na półce jest pięć koszyków z lekami. Codziennie bierze po kilkanaście tabletek.
Źródło: Gazeta Wrocławska