Rozedrganie i na pewno duże emocje pojawiły się w momencie, kiedy ludzie zaczęli dzwonić do przychodni - myślę, że to pani, szczególnie lekarze
rodzinni zauważyli - po informacji od ministra Dworczyka, że będzie można przyspieszyć drugą dawkę. Że ten okres między pierwszą
a drugą się skraca. Więc ludzie zaczęli dzwonić i co? I dowiadywali się, że nie? Że to niekoniecznie, że się tak nie da, że tylko ci,
którzy po 17 maja będą szczepieni? Widzi pani te emocje i te nerwy?
Zdecydowanie.
Rzeczywiście od wczoraj jest mnóstwo telefonów i nawet osobistych wizyt.
Dzisiaj dosłownie też odbyłam taką rozmowę z panią, która bardzo prosiła o przyspieszenie terminu ze względu na wyjazd
zaplanowany. No i powiem tak: tutaj w indywidualnych przypadkach można to terminy przyspieszać.
Natomiast oczywiście my mamy w tej chwili zdeklarowane dostawy na drugie dawki, one są na
konkretne terminy. I mamy na maj podane terminy dostaw pierwszych dawek i też
już zaplanowane liczby tych dawek. I skąd mogą się wziąć te przyspieszone dawki drugie?
W sytuacji, kiedy ktoś po prostu, kiedy mamy puste sloty na pierwsze dawki - a
to się zdarza wcale nierzadko, dlatego że ludzie niechętnie szczepią się mimo wszystko AstrąZeneką. Zostają
te wolne terminy. Czasem udaje się pobrać dodatkowe dawki. No i to są te
sytuacje, kiedy rzeczywiście można zaproponować przyspieszenie drugiej dawki. Natomiast jeśli chcielibyśmy
to realizować systemowo, to tutaj musiałyby się pojawić dawki dodatkowe, tak.
Czyli musielibyśmy dostać większe dostawy do punktów szczepień, czyli jakby przenieść te dawki, które są zaplanowane,
powiedzmy, na lipiec, nawet już na sierpień, na wcześniejsze terminy. I wtedy moglibyśmy rzeczywiście
większe liczby pacjentów przenosić i przyspieszać. A na chwilę obecną to są raczej indywidualne
sytuacje i decyzje.
I pani to doskonale wie i pani to jasno wytłumaczyła. No ale minister Dworczyk,
mam wrażenie, troszeczkę jednak namieszał. I trochę spowodował takie nerwy, z którymi pani się też musi teraz
zderzyć. W pacjentów.
Panie redaktorze, muszę przyznać, że ja już mam w sobie duży spokój, jeśli chodzi o różne zmiany, różne
sytuacje, które wymagają często bardzo takich dynamicznych reakcji. Ja podchodzę
do tego z dystansem, bo gdybym tutaj emocjonalnie podchodziła do takich sytuacji, to
pewnie bym osiwiała szybciej. Więc podchodzę ze spokojem. Decyzja
o przyspieszeniu drugiej dawki ma swoje uzasadnienie takie
powiedzmy organizacyjno-logistyczne i też w oczekiwaniach ludzi, ponieważ 3 miesiące
to jest bardzo długi czas.
Tak.
Kończy się to tym, że część osób rezygnuje w ogóle z pierwszej dawki.
I jeśli popatrzymy chociażby teraz mamy połowę maja, więc osoby zaszczepione w drugiej połowie
maja swoją drugą dawkę przy tym dotychczasowym terminie dostaną pod koniec sierpnia. Osoby
szczepione w czerwcu drugą dawkę dostałyby już we wrześniu. Więc to jest rzeczywiście dosyć
odległy horyzont. I teraz kiedy ten program szczepień przyspiesza i wszędzie słyszymy, że tak, można się zaszczepić, z dnia
na dzień, szybko, to tutaj tworzy się taki mechanizm, dlaczego jest
tak duży odstęp. On oczywiście ma swoje uzasadnienie, bo ten długi odstęp daje lepszą
odpowiedź immunologiczną, czyli lepszą skuteczność szczepionki. Przy skróceniu tego odstępu
ta skuteczność nam trochę spada. Ale spada skuteczność w redukcji
ryzyka objawowego COVID-u. Natomiast utrzymuje się wysoka skuteczność w zapobieganiu ciężkiemu
przebiegowi, hospitalizacji i zgonom. Więc tutaj trochę mamy takie coś za coś, prawda, zasada
złotego środka - szybciej się zaszczepimy, będziemy mieli już dwie dawki, dostaniemy to pożądane zaświadczenie o
tym, że jesteśmy już po dwóch dawkach. Ale to będzie za cenę trochę jednak mniejszej skuteczności szczepienia.