Szalony pomysł ministra środowiska. W styczniu będą trzy ogólnopolskie masakry dzików
Począwszy od 12 stycznia zrezygnujcie z weekendowych spacerów w lasach. W soboty i niedziele, wszędzie, gdzie widziano dziki, minister środowiska nakazał "masowe i zsynchronizowane polowania". Mają doprowadzić do zabicia jak największej liczby tych zwierząt.
W czasie, kiedy cała Polska świętowała Boże Narodzenie i Nowy Rok, lobby myśliwskie, rolnicze i urzędnicze knuło plany zagłady dzików. Szalony rozkaz już został wysłany do kół łowieckich SMS-em: "Minister Środowiska w celu walki z ASF wskazuje na pilną potrzebę organizacji wielkoobszarowych polowań zbiorowych na dziki jak i potrzebę synchronizacji działań kół łowieckich (...) na terenie całej Polski".
28 grudnia zapadła decyzja, że zmasowane polowania mają się odbyć w dniach 12-13, 19-20, 26-27 stycznia 2019 r. Wszyscy myśliwi mają wziąć karabiny, zorganizować sobie naganiaczy oraz psy i ruszyć do lasu.
Celem jest zabicie jak największej liczby zwierząt, co nazywane jest depopulacją dzika. "Szczegóły tego tematu zostaną przekazane w pierwszych dniach stycznia" - brzmi dopisek z SMSa.
- To będzie nieskuteczne, a dodatkowo jest szalone i po prostu złe. W naszym kole zrealizowaliśmy 100 proc. odstrzału na dziki, wynikającego z planu i racjonalnego zarządzania populacją. Dzików i tak jest już mało, a każe się nam wybić wszystkie - potwierdza prezes jednego z kół łowieckich w północno-wschodniej Polsce.
Wypowiada się anonimowo, bo w razie niewypełnienia rozkazu, urzędnicy grożą odebraniem dzierżawy łowisk. Dodaje, że normalnie myśliwi polują zachowując zasady selekcji osobników i etyki np. nie strzelają do będących obecnie w ciąży samic dzików. - Jakie są nastroje społeczeństwa wobec myśliwych, chyba wiadomo, ale po takich akcjach zaleje nas fala hejtu - dodaje myśliwy.
Żeby nie było niczego
Niedawno Polski Związek Łowiecki informował o odstrzeleniu łącznie 168 tys. dzików (dane na dzień 30 listopada), co stanowi 90,7 proc. założonego planu. Mało! - stwierdzili urzędnicy. Polowania mają doprowadzić, aby na 10 km kwadratowych terenu przypadał jeden dzik. Wówczas widywane często zwierzę stanie się gatunkiem rzadkim.
Krwawa akcja uzasadniania jest ryzykiem rozprzestrzeniania się wirusa afrykańskiego pomoru świń. Dziki uznane zostały głównego winowajcę epidemii. Przez tę chorobę likwidowane są hodowle świń. Płaczą i protestują rolnicy, ponoszący straty finansowe.
- Dalsze rozprzestrzenianie wirusa ASF stanowi zagrożenie nie tylko dla sektora produkcji trzody chlewnej, ale również całej gospodarki narodowej - Ryzyko dalszego rozprzestrzeniania wirusa ASF na tereny Wielkopolski i dalej na zachód Polski jest ogromne, należało podjąć działania mające na celu intensyfikację polowań zbiorowych na dziki - odpowiada biuro prasowe Ministerstwa Środowiska.
Czy tylko dziki roznoszą wirusa ASF?
Do 3 grudnia ubiegłego roku potwierdzono 2232 przypadków ASF u dzików. Okazuje się jednak, że wirus rozprzestrzenia się również przez niechlujstwo samych rolników. Serwisy rolnicze donosiły o tym, że małe gospodarstwa nie stosują bioasekuracji, a padłe świnie wyrzucano do lasu. 12 grudnia podczas protestu rolników na autostradzie A2 wyszła na jaw nowa afera. Umożliwiono import do Polski wieprzowiny z czerwonej strefy z Litwy "bez żadnej kontroli.". W efekcie Jan Ardanowski, minister rolnictwa wyrzucił z pracy zastępce Głównego Lekarza Weterynarii ds. Zdrowia Zwierząt.
Epidemia ASF. "Pozbyć się wszystkich dzików, one wszystkie zdechną i tak"
Walka z ASF w Polsce trwa od pięciu lat. Oto najgłupsze pomysły. Krzysztof Jurgiel były minister rolnictwa, proponował aby do odstrzału dzików mógł przystąpić każdy „posiadacz broni palnej”, włączając: policjantów, wojskowych, ochroniarzy, a nawet strzelców z klubów sportowych. Prezes kółek rolniczych z Lublina domagał się udziału wojska i zaangażowania Wojsk Obrony Terytorialnej. Sławomir Izdebski, szef związku zawodowego rolników indywidualnych proponował użycie do polowań dronów z kamerami termowizyjnymi.
Niektórzy naukowcy krytykują zmasowane polowania jako nieskuteczne i kosztowne. Nazywają je haniebnymi masakrami. - Jest pewna różnica pomiędzy rutynowym polowaniem, jakie urządzali dotąd myśliwi a tym, co ma się wydarzyć. Jeśli zastrzelono jednego, dwa, trzy dziki, to wataha jakoś dalej funkcjonowała. Natomiast taka zagłada pozostawia straumatyzowane niedobitki. Przecież dzikie zwierzęta już żyją w „krajobrazie strachu”, którego natężenie zdradza stężenie hormonów stresu (kortykosterydów) w ich odchodach - oceniał podobną ubiegłoroczną akcję prof. dr. hab. Andrzej Elżanowski, zoolog i bioetyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl