Makabryczne sceny w Białowieży. Weterynarz i myśliwy przyjechali wykonać wyrok na świniach
Pod pretekstem walki z afrykańskim pomorem świń lekarz weterynarii i myśliwy urządzili masakrę zwierząt w minii zoo na "Ranczo Kupała" w Białowieży. Zamiast humanitarnie uśpić zwierzęta strzelano do nich ze sztucera.
- To wyglądało jak napad, jakiś zajazd. Przyjechali w kilka samochodów, na pytanie w jakim celu, usłyszałem "przyjechaliśmy wykonać wyrok" - opowiada Zenobiusz Golonko, który od 20 lat prowadzi mini zoo w gospodarstwie Uroczysko Ranczo Kupała w Puszczy Białowieskiej. 19 czerwca służby weterynaryjne i myśliwy zastrzelili cztery świniodziki i świnię Knurka Jurka, będące atrakcją dla miastowych dzieci. Powodem akcji było stwarzanie zagrożenia w rozprzestrzenianiu się wirusa ASF.
Właściciel szlocha, że jego podopieczni, zwłaszcza 8-letni Knurek Jurek, były całkiem oswojonymi zwierzętami. Nikt nie zamierzał badać, czy są zarażone wirusem, czy zupełnie zdrowe. Dodaje, że straszono go karami finansowymi, w przypadku gdy nie pozwoli na odstrzał. Na miejscu była też policja, gotowa do interwencji. Ustąpił.
Knurek Jurek dostał dwie kule
Zenobiuszowi Golonce łamie się głos: - Knurek Jurek sam podbiegł w stronę myśliwego, myślał, że otrzyma jakiś przysmak. Dostał dwie kule. Myśliwy celując przez lunetę z odległości dwóch metrów nie trafił śmiertelnie i Jurek czołgał się jeszcze kilkanaście metrów zanim myśliwy oddał drugi strzał - płacze mężczyzna.
Golonko udokumentował działania służb na filmach. Widać na nich szamotaninę zwierząt w zagrodzie, słychać strzały i zaniepokojone krzyki innych podopiecznych zoo. Nie publikujemy ich, bo nie nadają się do pokazania. Oficjalnie taka akcja nazywa się likwidowaniem potencjalnych miejsc rozprzestrzeniania się wirusa ASF.
To nie koniec makabry. Samochód, który wraz z ekipą weterynarzy przyjechał po zabite zwierzęta był już załadowany zwłokami z poprzedniej akcji. Uśmiercone świniodziki nie zmieściły się w aucie. Dopiero wieczorem przyjechał kolejny transport. "Niestety pracownicy nie byli przygotowani i nie posiadali odpowiedniego sprzętu i samochodu. W chwili obecnej ciało Jurka, które nie zmieściło się w worku, spuchło i krążą nad nim tysiące much i legną się robaki" - opisywał zajście właściciel.
Weterynarz: akcja zgodna z prawem
Zenobiusz Golonko twierdzi, akcja w takim stylu była zupełnie niepotrzebna. Jego zwierzęta dałyby się spokojnie zbadać, dopiero później w przypadku stwierdzenia zarażenia, można byłoby je uśmiercić. - Brutalność weterynarzy nie mieści się w głowie. I oni później leczą inne zwierzaki!? Całkowite zdziczenie! W dodatku na nagraniach są ewidentne błędy służb weterynaryjnych. Wjechali na moją działkę z innymi, potencjalnie zarażonymi świniami. Jeśli tam był wirus, to właśnie roznieśli go na moim terenie - dodaje.
Opublikowane w internecie filmy wzbudzają gniew opinii publicznej. Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Hajnówce dopiero przygotowuje stanowisko w sprawie działań podległych mu służb. Urzędnicy twierdzą, że akcja odbyła się zgodnie z prawem, ponieważ do gospodarstwa zbliża się już tzw. strefa niebieska - czyli o największym zagrożeniu wirusem ASF. W takich przypadkach weterynarze podejmują szybkie i stanowcze działania. W hodowlach wybija się stada liczące nawet kilkaset osobników.
Jak przekonują urzędnicy, Knurek Jurek i świniodziki w zoo nie były formalnie zarejestrowaną hodowlą. W gospodarstwie nie przestrzegano też zaleceń w sprawie zapobiegania ASF. Dlatego 12 czerwca wszczęto postępowanie z urzędu w sprawie natychmiastowego zabicia zwięrząt. Zatem wina spada na sumienie właściciela.
To jednak nie wyjaśnia udziału myśliwego i użycia broni. Na usprawiedliwienie urzędnicy dodają, że firma, która przeprowadza humanitarną eutanazję świń za pomocą środków usypiających, tego dnia odmówiła udziału w akcji. Tymczasem działania w mini-zoo na ranczu zostały już zaplanowane. W ostateczności zadania podjął się myśliwy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl