"Szaleństwo, straciłem pracę, bo nie mówię po polsku!"
Kierownik największej w Wielkiej Brytanii firmy pakującej banany skarży się, że stracił pracę, po tym, gdy okazało się, że nie umie mówić po polsku. Nasi rodacy stanowili większość załogi w 300-osobowej załodze. Mężczyzna złożył do sądu pozew o dyskryminację.
37-letni Paulo Franco mówi tabloidowi "Daily Mail", że jest ofiarą dyskryminacji. "Nie można było pracować w zakładzie Fyffes w Coventry bez znajomości języka polskiego. Zebrania i szkolenia były prowadzone w tym języku" - podkreśla.
Gdy Paulo odzywał się do pracowników po angielsku, mówiono mu, żeby nauczył się języka polskiego. Wszyscy kierownicy - poza dwoma osobami - są Polakami. Kolega, Brytyjczyk, nagrał Franco aplikację z tłumaczem w telefonie komórkowym, żeby mógł wykonywać swoją pracę, ale to nie pomogło.
Problemy z komunikacją zaczęły narastać w zeszłym miesiącu. - Nie mogłem w to uwierzyć - skarży się Franco, urodzony w Portugalii. Przyjechał do Wielkiej Brytanii w 2000 r., po angielsku mówi płynnie, tak jak w trzech innych językach.
Jak napisać CV po angielsku?
- To szaleństwo. Na rozmowie kwalifikacyjnej dyrektor Mike Cartledge nie powiedział mi, że muszę znać język polski. Spędziłem dziewięć lat na nauce angielskiego, teraz okazuje się, że w Anglii powinienem znać polski - narzeka Franco.
Menedżer Fyffes Paul Barrett mówi, że pracownicy powinni znać podstawy języka angielskiego, ale nikomu nie można zabronić mówić w języku ojczystym. Inny kontroler jakości w fabryce, w której pakuje się dziesięć milionów bananów w tygodniu, podkreśla, że osoby na wyższych stanowiskach mówią po angielsku, ale "jeśli chcesz się porozumieć z pracownikami, musisz mówić po polsku".
W zeszłym roku, "The Mail on Sunday" informował, że Forza AW, firma pakująca mięso w Norfolk, pozbywała się osób nie mówiących po polsku, prowadząc szkolenia zdrowotne i BHP właśnie w tym języku.